Stało się! Już wychodziłam od znajomej późnym wieczorem, z koszykiem i paczką gdy nagle rymnęłam na schodach zakręcanych. Spadłam niewysoko ale podwinęła mi się noga, wsparłam się dłonią, uderzyłam głową o ścianę. Wróciłam do kuchni, Bosia wyciągnęła z zamrażalnika mrożone warzywa i obłożyła mi nogę. Jedna torebka, druga, boli coraz mocniej i stopa zaczyna puchnąć. Zwichnięta, skręcona, złamana? Stanąć się na nią nie da. Dzwonimy na 112, każą się nie ruszać i czekać na karetkę pogotowia. Przyjeżdżają, robią badania na covid przez nos, wkłuwają wenflon, dają środek przeciwbólowy, zakładają szynę i po schodach, specjalnym wózkiem chodzącym, schodzimy na parter. Tu przekładam się na łóżko, wjeżdżam do karetki i jazda do Rzeszowa, do szpitala, na SOR.
Na SORze jakieś przepychanki bo inny szpital ma dyżur ortopedyczny ale wreszcie decydują się tu mnie zostawić i przyjąć. Przeturlali mnie na wygodniejsze łóżko i pojechali. Na SORze zeszło ponad 4 godziny, trzy razy pytali jak to się stało, nie miałam dokumentów ale na szczęście pamiętałam PESEL. Prześwietlenia głowy, dłoni, stopy, nogi - wszystko z prawej strony. Głowa w porządku, dłoń stłuczona i coś lekko od-szczypane, złamana kość strzałkowa z odszczepieniem i niewielkim przemieszczeniem, skręcenie stawu skokowego. Znowu coś wstrzykują do wenflonu, zakładają ortezę i każą jechać do domu. Rodzina daleko, nie chcę wzywać znajomych o drugiej w nocy, taksówką przywozi mnie kierowca. Rozpinam ortezę i kładę się spać. Trudno zasnąć kiedy myśli kłębią się w głowie. Rano dzwonię do siostry, bo przemyślałam sobie, że chyba nie dam sobie rady. Lekarstwa i spożywcze kupili by mi sąsiedzi ale mam chodzić jak najmniej i tylko w ortezie, po założeniu wkładki usztywniającej, zapięciu na rzepy i napompowaniu jej. Spodziewałam się, że siostra nie odmówi mi pomocy ale nie spodziewałam się, że dosłownie rzuci mi się na pomoc, bo w godzinę organizuje opiekę nad szwagrem i transport. W samo południe jestem już w Mielcu, w łóżku, zaopiekowana, z wykupioną receptą. I od tego dnia lekarstwa, zastrzyki w brzuch, smarowania żelami, śniadania, napoje, owoce, książki, sudoku, piloty, kawka, obiady, kolacje ..... - wszystko do łóżka i na łóżku. I tu się okazuje wyższość ortezy nad gipsem, można ją zdjąć w łóżku, smarować delikatnie nogę, oglądać postępy i kolory siniaków i krwiaków, opuchliznę i miejsca największego bólu.
W piątym dniu pokuśtykałam na taras bo ciepło na dworze i stęsknionam za widokiem nieba, kwiatów i zieleni. Wieczorem ogień w kominku.
W siódmym usiadłam i napisałam posta.
wtorek, 28 września 2021
Kuku na schodach u Bosi
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kochana
OdpowiedzUsuńW naszym wieku musimy szczególnie uważać😉
Ja od operacji kręgosłupa mam czasem zawroty głowy, a od chorych stawów brak czucia, sprawności i częste bóle pulsujące.
Tego wszystkiego jest za mało dla ZUS-u!
Powrotu do formy, zdrówka, pogody ducha życzę, przytulam🤗🍀🌞🌻☕🍁🍂
Dobrze, że masz kochającą rodzinę, to ważne💝
Żeby nie wiem jak uważać zdarzają się wypadki.
UsuńTeraz bardziej Cię rozumiem, ten ból i brak sprawności.
Dziękuję, będzie coraz lepiej.
Współczuję i powrotu do zdrowia życzę. Nigdy nie wiadomo kiedy i co może nam się przydarzyć. Takie uziemnienie nie jest przyjemne, zwłaszcza dla takich jak my, ciągle coś robiących, osób.
OdpowiedzUsuńOj nieprzyjemnie bardzo to uziemienie i ta zależność od innych, choćby najmilejszych to dyskomfort.
UsuńO matko, ale musiało boleć, w tylu miejscach naraz. Bardzo Ci współczuję. Fajnie, że masz siostrę, która dba o Ciebie. I fajnie, że już dochodzisz do siebie. Obyś jak najszybciej, be bólów stanęła na nogi i wyleczyła rękę:)
OdpowiedzUsuńZdrowia:)
Boli do teraz choć coraz mniej ale sporo potrwa zanim stanę pewnie na nogi.
UsuńOjejku, jejku, ależ się porobiło, solidnie się poturbowałaś, bardzo współczuję. Jak dobrze mieć siostrę, choć sama obłożona obowiązkami, biegnie niezwłocznie na pomoc, a i Tobie raźniej przy swoich. Kuruj się, smaruj, łykaj lekarstwa, aby ból i skutki upadku jak najszybciej minęły, zdrowia, Krystynko, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńSię porobiło Marysiu i to niespodziewanie, zatrzyma człeka wpół drogi w realizacji planów, zadań i zamierzeń. I minie mi jesień a zimą czas by odłożyć plany. I tak mi ucieknie pół roku.
UsuńTo się porobiło. Czytając Twoją opowieść nagle Deja vu sprzed kilkunastu lat,jeszcze w poprzednim życiu.Wakacje,ja sama w mieszkaniu zmarłych rodziców. Też upadek .Pękniecie kości śródstopia.Tylko ja nie miałam tyle fartu,bom jedynaczka i przyszło mi walczyć z gipsem po pachwinę i zamurowanymi palcami do momentu,kiedy klaustrofobia mojej prawej nogi sięgnęła zenitu i brzeszczotem mojego taty,rozpiłowałam ustrojstwo ,po czym z pożyczoną kulą wsiadłam do pociągu i pojechałam prosto do szpitala w mieście w którym wtedy mieszkałam.Krysiu,zdrowiej. Energię podsyłam a mam jej czasami aż nadto i mogłabym konkurować z Tauronem 😘
OdpowiedzUsuńWyobrażam to sobie, gips na calutkiej nodze, ani zgiąć stopy ani kolana. Ja w mojej ortezie mogę kuśtykać po równym ale samo zakładanie ortezy by pójść na siusiu to kwadrans ubierania i drugi kwadrans zdejmowania. Moja energia uwięziona w niesprawnym ciele powoli się uspakaja.
UsuńBardzo Ci współczuję, Krystynko. Jak to człowiek nie zna dnia ani godziny, kiedy coś mu sie moze stać i znowu aktualne stanie sie powiedzenie o szlachetnym zdrowiu, co to je doceniamy dopiero, gdy je stracimy.
OdpowiedzUsuńEch, kuruj sie Krystynko spokojnie i dochodź do siebie. Dobrze, że masz tak czułą, siostrzaną opiekę. Pozdrawiam Cie serdecznie!:-)*
Olu, jakby człek wiedział że upadnie to by usiadł ale takie wypadki zawsze zdarzają się znienacka i czasem, dopiero po czasie okazuje się, że jednak moment wcale nie był przypadkowy.
UsuńŁykam dzielnie lekarstwa, wmasowuję żele w bolącą nogę i czekam aż ortopeda pozwoli kuśtykać bez ortezy.
O jej! Współczuję bardzo.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się cieplutko i wracaj do zdrowia:)
Wrócę, choć nie niebawem
UsuńTo już prawie dwa tygodnie, zapewne czujesz się już dużo lepiej. I tak trzymaj. I jak to miło jest, gdy zosia/samosia zostanie zaopiekowana przez innych, co nie Krysiu? Korzystaj :)
OdpowiedzUsuńBól wprawdzie coraz mniejszy ale siniaki i krwiaki coraz rozleglejsze. Jestem bardzo wdzięczna siostrzyczce, co nie znaczy, że nie tęsknię za swoim domem.
UsuńAle mnie wystraszyłaś! Paskudnie,że spotkał Cię taki wypadek, ale dobrze, że nie skończyło się gorzej. Jak niewiele trzeba aby życie się zmieniło i to w jednej chwili. Odetchnęłam z ulgą , doczytując końcówkę posta.Zdrowia Ci życzę i dobrej, szybkiej rehabilitacji. Jakie to bogactwo mieć dobra siostrę!Uściski i pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńBożenko, ja też jestem wdzięczna Opatrzności, że tylko takie konsekwencje, bo naprawdę mogło być dużo gorzej. Fik mik i plany wstrzymane, terminy poprzesuwane, cała uwaga skupiona na ciele.
UsuńBardzo, bardzo współczuję Ci Krysiu. No cóż, 'upadki' się zdarzają. Teraz tylko wydobrzej i ciesz się,że masz SIOSTRĘ...taką siostrę. Ja tez mam kochana siostrzyczke , ale ona daleko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam najserdeczniej 💖❣
Wypadki i upadki - ludzka rzecz. I jestem wdzięczna siostrze, że może i chce mi pomagać. I jestem wdzięczna losowi, że mieszka niedaleko.
UsuńO rety! Co za rok!?! Już w styczniu zaliczyłam go do potłuczonych. A teraz Ty... Mocno współczuję. Mój zestaw ratunkowy to maść żywokostowa od zielarki i okłady z kapusty. I czas. Cierpliwości życzę. Najważniejsze, że nie jesteś w tym sama. Pozdrawiam ciepło...
OdpowiedzUsuń