Pierwszy to pętla wokół kościoła.
Wychodzimy z Rynku Głównego, bo tam mieszka moja siostrzyczka z mężem i psem. Jeszcze pusto, sklepy i lokale zamknięte, to dopiero po 8 . Przystaję koło pasmanterii, tam zawsze ciekawa wystawa a obok knajpka gdzie moczą się jakieś nalewki i ładnie odbija się rynek i Ja. Wchodzimy w ulicę Legionów, gdzie jeszcze dużo starej zabudowy a taka ciekawi mnie najbardziej. Gdy fotografuję, przystaje przechodzień i pyta: po co Pani fotografuje takie stare domy, tam dalej jest śliczny, niech Pani tam pójdzie, to wspaniały dom. Już czuję, że mi wcale nie będzie się podobał ale i tak zamierzałam iść w tamtą stronę. I rzeczywiście, naprzeciw dworku stoi okazały gargamel. A ogrodzenie - zgroza i przerost formy nad treścią. Jakże lepiej wygląda dworek tuż obok, w starym parku, z niepozornym ogrodzeniem, teraz to muzeum. Zostawiam psinkę przy ogrodzeniu, bo nie wolno do parku wchodzić z psami, to rozumiem i wpadam na szybko zrobić kilka fotek.
I potem wreszcie wchodzimy na wały, puszczam psa ze smyczy i tu dopiero jest szczęśliwy. Biega prosto i w kółko, wachlują i fruwają uszy, jęzor i ogon, pysk rozanielony. Czas dla psa! I dla mnie czas, fotografuję szczęśliwego psa, perspektywę i widoki, od połowy promenady kościół w tle. Przechodzę obok nowej, okazałej budowli, przyjaznej psom a potem spacer łąką z widokiem na plebanię, kościół i szkołę. Pół roku minęło zanim się odważyłam puścić ze smyczy psa na spacerze, przywoływać go i nagradzać głaskami czy smakołykiem z ręki. To 'zasługa' psiaka , że w ogóle a 'moja wina' że tak późno.
Te dwa zdjęcia wymagają wyjaśnienia. Pierwsze to widok z wału na kuśliwy, mały domek z wielką działką, moje zachwycenie z poprzedniego posta. Przyznacie, że miejsce grzechu a może i ceny niebotycznej warte. A drugie to ważne miejsca mojej młodości. Od prawej, moja podstawówka, mój kościół i moja plebania, trzy filary małego miasteczka w latach sześćdziesiątych XX wieku.
Po prawie godzinie znowu smycz, bo wchodzimy na rynek i już jesteśmy stateczną parą. Kręcimy się tu jeszcze chwilę bo z każdej strony widać 'nasz dom' a ja lubię go fotografować. Zwłaszcza gdy na zdjęciach jest gryf, który pilnuje spokoju i pokoju.
Drugi w kierunku kościoła za dawnym kinem
Tak to już jest, że w małych miasteczkach kościoły są punktami orientacyjnymi. Tym razem też zaczynamy od Rynku, ale idziemy po uliczkach wokół. Tam trafiamy na bardzo stareńką ale urokliwą chatynkę. Już się wali ale zadbana, pomalowana i wykoszone wokół. Znowu przecinamy ul. Legionów i oddalamy się od centrum w kierunku dawnego Gimnazjum. Po drodze urokliwy w moim guście czyli bałaganiarski kącik do wypicia porannej kawki i wypalenia papieroska. I domki stylowe, kolorowe, w kwiatach i zieleni.
Wreszcie cel czyli dawne Gimnazjum, w czasach gdy gimnazjów nie było. Zaraz za nim kościół dla młodzieży, do którego w latach sześćdziesiątych XX wieku chodziło się na pasterki, bo tam było wewnątrz mnóstwo wysokich, pachnących choin i pięknie śpiewało się tam kolędy i pastorałki.
Chodzimy między dawnym gimnazjum a dawnym kościołem a potem wychodzimy na park. Ten park przechodził wiele metamorfoz, od cudnie zakrzaczonego miejsca spotkań po filmach w kinie Bajka do otwartego parku rzeźb praktycznych, ładnych i takich sobie.
Powrót ulicą 3 maja, prosto do Rynku, do domu. Niespiesznie, powoli, z włączonym aparatem, z psem na smyczy i setką zrobionych zdjęć.
Ten post jest dla Kobiet mojego życia, dla Córeńki, Siostrzyczki i Przyjaciółki !!!
Piękny reportaż, zatytułować możnaby go "Spacer z psem",wydaje mi się, że byłam tam z Tobą i psiną. Miałam bardzo podobnego psa, Znajdka, i też tak jak Ty uwielbiam wszystko fotografować!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Reportaż, relacja, jak zwał tak zwał ale czasem mam ochotę na więcej zdjęć niż tekstu, na pokazanie a nie omawianie.
UsuńTen psiaczek to też znajdek ze schroniska ale to grzeczna psinka Marcysia.
Serdecznie pozdrawiam.
Też od pewnego czasu zaczęłam doceniać urok naszego małego miasteczka. Dzięki Tobie inaczej na nie patrzę i podziwiam. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńTo naturalne, jak się coś widzi od dawna to powszednieje. Ja też długo nie fotografowałam mojego miasteczka B, bo byłam zachwycona BK. Podobnie jest z ludźmi, nie zawsze doceniamy tych, którzy są blisko nas. Na szczęście to odwracalny proces i można się od nowa zakochać w starym i aż za dobrze znanym. Co też nam się przydarzyło.
UsuńPrzytulam czule.
Cudny spacer mialas Krystynko, a jaka szczesliwa psinka Marcysia i tak duzo zdjec. Niektore budowle bardzo ciekawe, a te stare chatynki maja wyjatkowy urok, tak sentymentalnie robi sie patrzac na nie.
OdpowiedzUsuńLubię poranny czas na powietrzu ale mi się nie chce wychodzić rankiem a dla psa trzeba i wychodzi się z przyjemnością. Im jestem starsza tym bardziej lubię stare chatynki i domeczki, szkoda, że zaniedbane znikają tak szybko.
UsuńFajnie przedstawiłaś reportaż o Legionowie. Szczególnie podobały mi się zdjęcia z psem na pierwszym miejscu. Tak, jakby to piesek szwendał się po mieście i zachwycał starym i nowym. Urokliwe te stareńkie domki. A wypasione rezydencje też mają swoich amatorów. Ja wolę stare. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBożenko, to miasteczko to nie Legionów ale wiem skąd to nieporozumienie, już poprawiłam ten skrót myślowy, Legionów to ulica prowadząca od Rynku. Ale tak czy siak miasteczko urokliwe bo moje rodzinne. Spacer z psem był inspiracją, a teraz zainspirowałaś mnie, by zrobić fotoreportaż z pozycji psa czyli z przykucu i przyklęku. Zdjęcia od dołu bywają zaskakująco ciekawe.
UsuńJa zdecydowanie wolę stare.
Budowle Gargamela powstają, i mają się całkiem dobrze, nawet w takim letnisku jak Radawa, i brama podobna tam jest; małe miasteczka mają nieodparty urok, zwłaszcza części najstarsze, okołorynkowe, choć czasami zaskakuje przedmieście, prawie jak wieś; takie właśnie lubię, ale powstające nowe domy zagarniają dla siebie cały ten klimat, czyniąc okolicę nowomiejską, czasami zamkniętą ogrodzeniem z cerberem; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMnie one, te gargamele, tak bardzo nie przeszkadzają dopóki są też te chatynki i dworki, które mnie zachwycają. Ale podczas gdy chatynki się zapadają, nowe wypasione zagarniają teren i to mnie złości. Serdeczności ślę Mario.
UsuńPięknie nas oprowadziłaś... opowiedziałaś obrazami o miasteczku...
OdpowiedzUsuńTym razem najbardziej mnie ujęły te stareńkie, zapadające chatynki.
Zatrzymałam się również przy nalewkach, pewnie dlatego, że lubię szkło ;)
I do tego serducha i jakże miła dedykacja - Twoje Kobiety z pewnością są zachwycone.
To miasteczko mojej młodości, ma się sentyment do takich miejsc ale czasem trzeba czasu by dojrzeć i docenić ich urok. Też lubię takie szkło, choć tam bardziej winko niż naleweczki.
UsuńJa jestem zachwycona, że mam dla kogo posyłać takie serducha!
Jak przyjemnie wraca się do starych, przyjaznych miejsc ! Spacerek całkiem długi, psina zachwycona, a Panie zasłużyły na dobrą kawkę i pyszne śniadanko :-). Buziaki dla Ciebie i wszystkich kobiet Twego życia !
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie Aniu, zwłaszcza teraz, bo kiedyś chciałam uciec z tego miasteczka jak najdalej i niestety mi się udało.
UsuńŚniadanko pyszne było ale kawka dopiero w południe.
Serdeczności od Nas, dla Ciebie Aniu.