środa, 3 maja 2017

Wieloletnie?

Większość z Was już po odchwaszczaniu, w połowie zasiewów i nasadzeń a u mnie pewnie kurdybanek w truskawkach (a może truskawki w kurdybanku) a gwiazdnica w poziomkach czyli poziomki w gwiazdnicy, trawa pewnie miejscami po kolana. I tylko czosnek jesienny wraz z koperkiem samosiejnym ratuje honor ogrodniczki. No i zioła wieloletnie, nieprzemarznięte.
Obiecanki cacanki. Od lat obiecuję sobie, że już nie powiększam grządek warzywnych kosztem trawnika i co roku przegrywam z daną sobie obietnicą bo chyłkiem, późną jesienią lub zgoła zimową porą, dokopuję chociaż odrobinkę.
Od tego roku chyba wreszcie zmieniam swój areał grządek uprawnych w ten sposób, że zwijam uprawy jednoroczne na rzecz wieloletnich. Wpadłam na ten pomysł, chodząc na spacer z Marcysią. Zebrałam łąkowy szczaw i ugotowałam z niego zupę. A tradycyjne drugie danie popiłam naparem z fiołków. Napar lepiej wygląda niż smakuje ale zupa szczawiowa pyszna.

Pomyślałam, że dobrze mieć szczaw na działce. Na następny spacer z Marcysią wzięłam nóż i plastikowy woreczek. Wydawało mi się, że nie ma nic trudnego w wykopaniu szczawiu z łąki. Jakże się myliłam. Tu trzebaby szpadla, taki ma dłuuugi korzeń. Ale wydłubałam dwie rośliny i spróbuję je wsadzić u siebie.

Ponieważ nie chce mi się samej zdobywać wiedzy na temat jadalnych wieloletnich pomyślałam o Łukaszu Łuczaju który prowadzi warsztaty dzikiego jedzenia. To już ekstremalne rozwiązanie, ja chcę mieć warzywa hodowlane, ale ponieważ nie zamierzam się przy tym napracować, muszę przewidzieć, że moje hodowlane zdziczeją. Ale warsztaty ŁŁ ekstremalnie i nieekonomicznie drogie więc chyba będę zdobywać tę wiedzę doświadczalnie.
Zanurkowałam do wujka Gugla i okazuje się, że nie ma ich wiele.
Mam już chrzan, szczypiorek, siedmiolatkę więc jeszcze zdobyć zielone szparagi, rabarbar, topinambur, modrak morski.
Mam po jednym drzewie owocowym, po jednym krzaku porzeczek, pigwowca, jeżyny. Winogrona ciemne i jasne i kilka krzaków borówki amerykańskiej. I szpaler malin późnych a brak mi owocujących na pędach dwuletnich i śliweczki mirabelki.....
Taka tęczulka przesuwa się po ścianie mojego przedpokoju a ja wspominam Moich Drogich Zamarłych - 9 lutego, 4 maja, 19 grudnia.
Jutro jadę do chatty, nie byłam tam miesiąc i już się stęskniłam bardzo. Zaczynam dłuuugi weekend, bezmyślny i pracowity. 

12 komentarzy:

  1. Bardzo dobry pomysl z roslinnami wieloletnimi, teraz wszystko mozna znalezc na internecie, tak latwo sie doksztalcic. Zupa szczawiowa z prawdziwego szczawiu z laki to moje dziecinstwo, matki wysylaly nas dzieciaki po ten szczaw wlasnie na lake, bylo to kawalek od domu, moze kilometr albo dwa, wiec szlismy w gromadzie, taka wyprawa-przygoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Teresko za wsparcie bylem tylko wytrzymała w tych postanowieniach. Dla mnie zupa szczawiowa to też wspomnienie z dzieciństwa, sama długo jej potem nie gotowałam bo dałam sobie wmówić,że szczaw niezdrowy. Ale teraz to dla mnie ważne, że smaczny i przywołuje wspomnienia.

      Usuń
  2. U mnie szczaw w ogródku pojawił się sam, pewno z nasion.:))) Ale go nie wyrywałam i w tym roku jedliśmy zupę szczawiową z naszego szczawiu. Teraz w te wolne dni. Pyszności.:)
    Masz jeszcze fiołki? Napar może zmienić kolor po dodaniu soku z cytryny. Potem można spróbować dodać trochę miodu.:)
    Masz piękną tęczę.:)))
    Jeżynę mam bezkolcową. Ma wielkie, pyszne owoce i straszliwie się rozrasta.:))) W jakiś sposób z ogródka przepełzła na podwórko i utajniła się w żywopłocie, a potem wypełzła. Może jakieś kawałki ukorzenić i Ci podesłać?
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że pyszna i cudna kolorystycznie, zwłaszcza z jajkiem. Ja na wszelki wypadek, gdyby korzeń się nie przyjął, kupiłam nasionka szpinaku i narazie to będzie szpinak ogrodowy ale na pewno zdziczeje i zrobi się łąkowy.
      Już końcówka fiołków ale ileż mam fioletowego kurdybanku! Tę piękną tęczę mam ze szklanej kulki specjalnie oszlifowanej i umieszczonej w oknie.
      Napisałam niegramatycznie i stąd nieporozumienie. Brak mi mirabelki a mam po jednym krzaczku porzeczki, pigwowca, jeżyny. Moja jeżyna jeszcze młoda, w zeszłym roku miała kilka jagód ale wiem jaki z niej rozbójnik i już pilnuję by nie bryknęła na winogrono. Pozdrawiam niestety deszczowo

      Usuń
  3. Wolałabym szczaw niż chrzan, który mam, ale nie wykorzystuję.

    Tez myślałam o tych warsztatach Łukasza Łuczaja, ale to dla zachodnioeuropejskiej burżuazji zdaje się, sądząc po cenniku. Podejrzewam że na deser serwują tam kawior ;)
    Emeryci i ekolodzy niefarbowani muszą sami się naumieć. Smuteczek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I chrzan pożyteczny i szczaw potrzebny. chrzan chociażby do kiszenia ogóreczków małosolnych lub do jajeczka wielkanocnego.
      Rzecz w tym, że ŁŁ tyle żąda za to, co za darmo się zbiera z łąk a cena dla snobów. A kawior też może, ze ślimaka. Niech się chrzanią!

      Usuń
    2. To jest bardzo dziwne, taka kastowość i zaporowość tych warsztatów, bo p.Łukasz wygląda jak prawdziwy pasjonat, a tacy mi się nie kojarzą z bestialskimi praktykami kapitalizmu, heh.
      No cóż, bezglutenowe, hipsterskie elity z wielkich miast są pewnie ukontentowane.

      Usuń
    3. Ja trzy razy sprawdzałam, bo to mi zupełnie do takiego pasjonata nie pasowało. Ale może to jakieś dzikie prawo rynku? Może tłumy pchają się do niego i musi bidulek przepuszczać przez finansowe sito? Tak czy siak, beze mnie.

      Usuń
  4. Niebieska fiołkowa herbatka... Super!
    Warsztaty to dobry pomysł, ja też lubię Łukasza Łuczaja i jego łąki kwietne.
    Z zainteresowaniem oglądam filmiki. Ostatnio zaciekawił mnie... o przyrządzaniu kłączy pałek, o pozostawieniu ich przez noc na na rozgrzanych kamieniach.
    Mam tez ochotę na surówkę z młodych liści lipy. U mnie dopiero się rozwijają...
    A szczawiowa... mniammm... chodzi za mną od kilku dni ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też napar z fiołków zachwycił u Grażki a co nie dosmakował to dowyglądał.
      Nadal będę zaglądała do Łukasza, bo ciekawie opowiada i pokazuje, tylko nie planuję tych warsztatów u niego, bo aż taką snobką nie jestem, by za dwa dni jedzenia chwastów płacić prawie tysiąc.
      Niech Cie szczawiowa dogoni :-)

      Usuń
  5. Przecież nie będziesz prażyć kłączy pałki, a ze szczawiem czy czosnkiem niedźwiedzim sobie poradzisz; nie przemawia do mnie podagrycznik, bluszczyk czy inne zielsko, choć jako dziecko podjadałam słodki środek z tataraku, kiedy przynosiłam go z łąki z zielone świątki; zaglądam czasami do p. Łuczaja, ale zadziwiły mnie bardzo te kwoty za warsztaty, bardzo wygórowane zresztą; poradzimy sobie bez nich:-) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też znam kilka dzikich z dziekaństwa, szczawik zajęczy, ślaz, kwiatki pokrzyw, bzu z których wysysało się miodzik. Teraz w dobie internetu dużo można się dowiedzieć ale pomyślałam, że skoro tak blisko mam mistrza to może skorzystam. Gorzka Jagoda robi cudne, mądre warsztaty za grosze ale ona tak daleko od nas. Majowe serdeczności

      Usuń