I codziennie ogniska, pieczone w żarze ziemniaczki i jabłka
Wreszcie trzech panów przywozi już pocięte drewno i zrzucają je ręcznie z wozu. Pytam, czy znają kogoś, kto by mi tę stertę porąbał a oni zaczynają się śmiać, serdecznie i głośno, nie wiem z czego i trochę mi dziwnie. Jeszcze raz mówię, że zapłacę i oni śmiejąc się, namawiają jednego z nich, cały czas chichocząc. Ale w końcu umawiamy się, że jutro jeden z nich przyjdzie je porąbać. Zaskoczyły mnie gabaryty pni. I chociaż im szersze tym lepsze, żal mi tych jesionów, bo ile one musiały róść, by trafić do mojego piecyka. Jeszcze wieczorem wybieram z wierzchu stosu wąskie pniaczki, których nie trzeba rąbać, kilka pniaczków wypróchniałych w środku (może będą z nich bajeczne doniczki) i kilka szerokich do siedzenia przy ognisku, te turlam z wielkim wysiłkiem bo ciężkie niemożebnie.
Nazajutrz od rana przychodzi Pan K, z wiegaśną siekierą, młotem, klinem i innymi akcesoriami. Mimo że szczupły i niewysoki, doskonale sobie radzi z tymi wielkimi kolosami. I wreszcie się dowiaduję dlaczego tak się wczoraj śmiali. Jesion jest bardzo twardym drewnem i jak go ładowali na wóz żartowali, że ten kto będzie to rąbał będzie miał przechlapane. Nie da się rąbać i układać jednocześnie bo "gdzie drwa rąbią, wióry lecą", a czasem nawet polana odskakują więc zabieram się za drobne prace porządkowe po drugiej stronie chatty i na obrzeżach działki. Dopiero gdy Pan K kończy, układam troszkę na podeście, przy wschodniej ścianie. I tyle na dziś, bo jutro ciężki, trudny i długi dzień.
Nazajutrz, wcale nie od rana, bo czekam aż szron zejdzie, wreszcie zabieram się do prawdziwej pracy. Przenoszę belę słomy i w jej miejsce ustawiam paletę. Zapełniam ją do wysokości podmurówki, ale to są trzy warstwy więc schodzi do południa i trzy krótkie przerwy.
Teraz już idzie wolniej, bo trzeba coraz wyżej podnosić ręce z kilkoma szczapami i układać je coraz wyżej, coraz staranniej. Na szczęście w miarę jak rosną warstwy przy ścianie, maleje stos porąbanych szczap ale na nieszczęście zwiększa się różnica i najbardziej męczące to schylanie się i prostowanie. Skłon i wyprost. Gdyby nie zapowiadane od jutra opady zostawiłabym resztę na jutro lub kiedyś ale szkoda mi suchego drewna na mokrej trawie. Kończę na wysokości dwóch metrów a jeszcze zostaje mały stosik więc dostawiam jeszcze szeroką deskę i układam drugą warstwę do wysokości ponad metra. Przykrywam od góry płytami, obciążam polanami bez kory, zgrabiam z grubsza draski i szczapki, rzutem na taśmę okrywam najbardziej wystające części kartonem i "padam". Zeszło mi całą dniówkę a to tylko 2 metry. Myję delikatnie ręce i twarz i kładę się mocno zmęczona, może to i troszkę za dużo jak na pierwszy w tym roku taki wysiłek. Mimo podwójnych rękawic opuszki palców wrażliwe i obolałe. Przydałaby się gorąca kąpiel ale jestem za bardzo zmęczona by jechać do domu. Ale szczęśliwa i usatysfakcjonowana.
O, z rozmachem weszłaś w wiosenne prace ! Pięknie wyglada taki stos - to właściwie dekoracja ! Uściski, dzielna gospodyni !
OdpowiedzUsuńP.S. A czy pan K. nie był chętny do tej układanki ?
Aniu, po pierwsze primo pan K to fachowiec leśny, już czekali na niego i jego siekierę następni chętni. A po drugie primo ja też potrzebuję ruchu i gimnastyki, nawet takiej do granic a po trzecie primo nikt mi tak starannie nie ułoży jak ja sama. A jak się zwali nie będę psioczyć na nikogo.
UsuńNiesamowicie wręcz kocham pracę z drewnem!!! Ten zapach mnie upaja i ta niesamowita satysfakcja, wszak drewno = ogień, ogień =ciepło, ciepło = bezpieczeństwo, domowe ognisko, gorąca strawa :)))
OdpowiedzUsuńPan K. napracował się niesamowicie...! Nie ma dla mnie bardziej męskiego widoku nić facet rąbiący drewno ;))) Aż mnie dreszcz przechodzi ;)
Kochana Krystynko, pomimo, że się krótko znamy, polubiłam Cię niesamowicie i chciałam podać namiary na nowe, nieco mniej publiczne miejsce. Będę poszukiwać Twego maila a jeśli nie znajdę, to proszę o podanie go - u mnie na blogu lub na maila - w prawym górnym rogu mojego bloga. Dziękuję!
Mnie też to zachwyca, że ogień grzeje, karmi i chroni, taki stos drewna to miód na moje serce, że o dreszczu nie wspomnę.
UsuńW tej drugiej sprawie spróbuję na Twoim blogu, bo u mnie upomina się o kreatora Outlooka, przedtem tego nie było. Pozdrawiam :-)
II próba
OdpowiedzUsuńDruga i udana. Teraz droga wolna :-)))
UsuńKrystynko, podziwiam Ciebie, układanie drewna to ciężka praca, wydaje się lekka tylko przez pierwsze minuty, a z każdą godziną ręce wydłużają się do ziemi.. My też walczymy z takimi wielkimi pniakami, Tomek zrobił z nich ławki do ogniskowych biesiad, rąbanie i układanie drewna to jego domena. Serdeczności!
OdpowiedzUsuńA czy dreszcz Cię przechodzi, gdy Tomek rąbie wielkie pnie aż szczapy lecą? Podoba mi się taka reakcja Pełnoletniej :-))).Nie jest to lekka praca ale ja się tak bardzo nie spieszyłam, każdą szczapę dopasowywałam, obracałam, przekładałam by mi się stos nie zawalił.Zacna gimnastyka.
UsuńCoś mi się wydaje, że zmówiłyśmy się z tym drewnem, u mnie też prace z układaniem, a część przyjechała na przyczepce do domu; trochę już rozruszałam zastałe po zimie mięśnie, najbardziej bolały po cięciu żywopłotu; po takim pracowitym dniu na twarzy czuje się tylko sól, aż szczypie, wystarcza obmycie wodą, bo na prysznic brakuje sił, a sen przychodzi nie wiadomo kiedy; co to słońce z nami wyprawia; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBo to dobry i właściwy moment na takie prace Mario, ledwo zdążyłam przed deszczem. A dla mnie to był ten pierwszy raz, mój pierwszy stos drewna. Było tak jak rzekłaś, lekkie mycie i mocny sen ..... i lekkie zakwasy nazajutrz. Serdeczności.
UsuńKrystynko, jestem pelna podziwu dla Ciebie, wykonalas niesamowicie ciezka prace, tego drewna tak duzo, stos wyglada tak imponujaco i rzeczywiscie jest ozdoba domu, tak, to uczucie z dobrze wykonanej pracy i naprawde trudnej jest cudowne.
OdpowiedzUsuńTeresa
A niech tam, dość tej skromności, wykonałam piękną pracę i cieszę się bardzo. Stos duży, bo chcę mieć bezpieczny zapas. Pozdrawiam prawie wiosennie.
UsuńU nas leży na podwórku wielka góra drewna, ale nie zdążyliśmy sprzątnąć przed deszczami i teraz musi trochę przeschnąć. Pies podskubuje kawały kory, albo układa się, wykorzystując pniaczki jako poduszkę. :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie wolę motylka niż śnieżek. :)))
Serdeczności :)
Ja się spieszyłam, zamówiłam w poniedziałek, przywieźli w środę, porąbał w czwartek, ułożyłam w piątek a w sobotę od rana deszcz. Szczęśliwie ledwo zdążyłam.
UsuńTakie właśnie cytrynki fruwały gdy układałam polana, i po powrocie czym prędzej, szast prask, motylek i u mnie. Narazie jeden.
Oj , widzę że sezon drzewny!!! U nas też drewno na przyszły sezon się suszy:)))
OdpowiedzUsuńTo najwyższy czas, drewno zimowe jest bardziej kaloryczne - tak powiadają miejscowi. I przez lato wysuszy się znakomicie
Usuń