niedziela, 30 marca 2014

Na krawędzi zimy i wiosny


Ponadtygodniowy pobyt, narazie najdłuższy w tym roku. I znowu sprawdziła się zasada: im więcej czasu, tym wolniej się pracuje. No bo jest jakieś jutro, więc pracy tylko tyle, ile się chce (a nie chce się wiele), aż wreszcie w przedostatnim dniu wszystko naraz, bo czasoprzestrzeń się kurczy. 
A po zimie mam bardzo delikatne dłonie i mimo pracy w rękawiczkach to one wieczorem dokuczają mi najbardziej. Kręgosłup protestuje najszybciej, serce piecze i głośno upomina się o przerwę a dłonie cierpliwie wycinają, wyrywają, sadzą, uklepują. Pokiereszowane, pokłute, poprzecinane, pełne otarć, ranek, drzazg, kolców, dopiero wieczorem, po umyciu i wyciągnięciu obcych ciał, zdezynfekowane i nakremowane, żalą się i skarżą cichutko ale natarczywie, opuchniętymi opuszkami i pulsującymi rankami. Gdyby nie przerwy wymuszone przez kręgosłup i serducho, byłoby jeszcze gorzej. A tak to wystarczy noc przerwy, czasem doba i znowu są gotowe i chętne. 
A dużo było do zrobienia:
- osłonić krany plastikowymi doniczkami, przekładając kostkę
- przygotować dwa podesty pod miękkie drewno, przenosząc gdzieś kloce i pniaki
- rozsypać w newralgicznych miejscach zakupione 60 kg dolomitu i 40 kg ziemi uniwersalnej
- ogrodzić i nawieźć grządkę ziołową koło siedziska i przenieść na nią wszelkie zioła z działki
- znaleźć optymalne miejsca i posadzić przywiezione: czosnek niedźwiedzi od Krystyny, kupione bratki, różę pnącą i wielkokwiatową herbacianą, 3 tuje szmaragdowe, bukszpan i jałowiec, białe winogrono, czerwoną porzeczkę, floks biały ...
- dostane: groszek od Krysi, bez od Władzi narożnej, wierzba znad Tarlaki ...
- wsiać koper, rzodkiewkę, pietruszkę naciową, sałatę, powój, groszek pachnący ...

Na krawędzi zimy i wiosny, to wszystko co najlepsze. I rześkie słońce i monotonny deszcz, i gwiżdżący wiatr i melancholijne mgły, i popielaty szron i południowy upał.
 I codziennie trzeba przepalać w piecyku by nagrzać, osuszyć i ugotować. Jak czytam "Zew natury" to jest to boczek i fasola a jak "Dom w Fezie" to tadżin w polskim garnku. Nie mam już podsuszonego drewna więc codziennie, po ugotowaniu, aż do późnego wieczora, podsuszam brzozowe polana na płycie i kopule piecyka, na jutro. I tak mam codziennie suche, brzozowe drewno na rozpałkę i wilgotne, jesionowe dla podtrzymania ognia i żaru. Coś za coś, przez okopconą szybę ogień ledwo widać, choć kilkakrotnie przecieram ją gazetą w  najrozmaitsze wzory, a to w kratkę, gwiazdkę, serduszka ... A jak chcę nacieszyć się ogniem to otwieram drzwiczki piecyka i z fotela mogę się gapić i patrzeć, popijając czaj.
Słońce już coraz wyżej na niebie, nie wędruje po błękitnych ścianach izby, sięga już tylko do połowy podłogi. To akurat dobrze, bo gdy nadejdzie gorące lato, będzie ledwie muskać okno, nie nagrzewając dodatkowo izby. A jesienią znowu, obniżając swój tor, będzie stopniowo wkradać się do chatty, by zimą swobodnie wędrować smugą po podłodze i ścianach, troszkę ogrzewając a na pewno rozświetlając i rozweselając izbę.

Cały czas stąpam po stokrotkach a i rozrastające się kępy fiołków cieszą moje oczy i serce, i jest ich tyle by rozdawać wciąż znajomym i przyjaciołom. 
Ps. Władzia Leśna sprzedała swoją cudną maleńką chatkę z furtką do lasu. Mus dziejowy, sytuacja rodzinna i zdrowotna. Ale zawsze jest dla niej miejsce w mojej chatcie, z pobudek egoistycznych, bo kto mi będzie przynosił z letniego lasu borówki i jeżyny. Żegnaj Władziu Leśna, witaj Władziu Zielonooka :-))) A tytuł Panny Leśnej trafia do Krystyny !!!

18 komentarzy:

  1. Jak kto lubi grzebanie w ziemi, to raczej sie z tego powodu nie pochoruje, no może nieco zużyje ;). Muszę sie zabrac za czyszczenie mieszkania, bo brudem zarosło, aż wstyd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zużywam się jak nie grzebię w ziemi, taka lekka praca to najlepsza gimnastyka i rehabilitacja niemłodych stawów i mięśni.Taką mam teorię Cesiu.
      Skąd brudem? Najwyżej kurzem. Ale fakt że w słońcu więcej widać.

      Usuń
    2. No wiesz, łazienka i kuchnia... Jak tylko pomyśle o szorowaniu, natychmiast czuje słabośc, ból we wszystkich członkach i 42 stopnie. Nie mogę się przemóc, gdybym wygrała te dwadziescia baniek, dałabym zarobic sprzątaczce. Donoszę jednak, ze trafiłam trójke! Zabieram 24 zł i uciekam, czekam na następną wielką kumulacje :)

      Usuń
    3. No tak, kuchnia to katorga, sprzątanie znaczy. Mnie też gęsia skórka na całym ciele i dygotki, na myśl o jej sprzątaniu. Ale mi podpowiedziałaś Cesiu, może zacisnę pasa i ograniczę luksusy - wystarczy akurat na sprzątaczkę do kuchni.
      Gratulacje, ja nawet trójczyny nie ustrzeliłam.

      Usuń
  2. Aleś wymościła wszystko elegancko słomą, na swoich grządkach będę teraz sukcesywnie rozkładać cieniutką warstewką podarowany obornik kozi, właściwie to w postaci siana i odrobiny bobków; już patrzyłam, czy rośnie pokrzywa, bo trzeba zalać w wiaderku; zbiorę się pewnie dziś na wyjazd, chociaż jakaś obolała jestem po wędrówce; kosztują nas zdrowia te prace różne przy "nieruchomości", ale i jednocześnie radość sprawiają; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coraz bardziej mi się podoba to wyściełanie słomą Mario, narazie jeszcze nie wszystko bo dopiero za-eksperymentowałam jesienią. Ale kierunek słuszny. Nawozu nie daję, tylko kompost i dolomit. Na obolałość po wędrówkach i pracach przy nieruchomości najlepsza i najmilsza jest praca na grządkach - istne sanatorium :-)

      Usuń
  3. Krystynko, czy Ty aby nie przesadzasz z nadmiarem prac, lekkie prace - rozumiem, ale przenoszenie pniaków, drewna, ziemi.. to ciężka, fizyczna praca. Oszczędzaj się, serdeucho prosi. Kwiaty piękne! działka urocza, koza fantastyczna. Pozdrawiam :--)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dominiko, pniaki turlałam, drewno tylko po dwa polana na raz. Ja jestem rozsądna kobitka, nawet jak pracuję to w rytmie: kwadrans pracy, godzina wypoczynku. I słucham ciała, przestaję jak tylko piknie czy strzyknie. Koza i działka pięknie dziękują a kwiatki wdzięczą się cudnie. Serdeczności :-)

      Usuń
  4. Ciepło sie robi od tego patrzenia w ogień

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak ma być Antoni, ciepło na sercu i nie tylko.

      Usuń
  5. Jak się miło o tym czyta. :) Piękny ogień. U nas coraz rzadziej się w kominku pali, słońce ładnie nagrzewa. Na polach ruch, wieś wyraźnie ożyła. Bociany się moszczą na gnieździe. Cudna ta wiosna. :)
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam czytać jak ktoś remontuje, buduje, odnawia bo sama tego nie znoszę. Ale też lubię czytać o podróżach chociaż uwielbiam. Dziwne.
      Magdalenko, wiosna cudna, chociaż męcząca :-)))

      Usuń
  6. Ania z Siedliska2 kwietnia 2014 08:42

    Otarcia, ukłucia, skaleczenia - to nasze wiosenne "bolączki". Latem juz tylko pielenie ( kolanka !), a jesienią znów bóle kręgosłupa przy kopaniu, grabieniu, sprzataniu. Tak wygląda nasz kalendarz ale przeciez lubimy to ponad wszystko !!! Uściski !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie że lubimy Aniu, mnie by już nikt nie zmusił do takich prac gdyby nie miłość do tej boskiej dzierżawy, jak lubię myśleć o swojej działce.

      Usuń
  7. Organizm też musi przyzwyczaić się do wiosny. Za to jak miło przekopuje się grządki i sadzi kwiaty, kiedy słoneczko grzeje prosto w plecy:) A jaka satysfakcja później, kiedy wszystko kwitnie. Ja zawsze staram się stąpać po trawie tak, aby nie deptać stokrotek. To moje ukochane kwiatki i to one są dla mnie zapowiedzią wiosny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego ja powolutku, dużo więcej wypoczynku niż pracy. I jak mówi Ania, lubimy to. A stokrotek mam tyle, że nie da się ich ominąć, zresztą mam pewność, że one to lubią bo rozrastają się jak szalone. W przeciwieństwie do fiołków które nie lubią deptania i najlepiej się czują pod drzewami i w zakamarkach.

      Usuń
  8. Wpadłam co by naskrobać parę miłych słów :) Oj, napracowałaś się! Rękawiczki niewiele dają... ale zawsze coś... Ja też szaleję już wiosennie, mam nadzieję, że w weekend uda mi się zamieścić co nieco na blogu ;) Urzekły mnie te fiołki!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może by i dawały gdyby się dłużej utrzymywały na rękach a ja nie wiadomo kiedy, nieświadomie, pozbywam się ich po minucie bo mi niewygodnie. Ja uwielbiam fiołki, dla mnie to najwspanialsze kwiaty wiosny, fotografuję je do upojenia. Czekam na Twoje posty. Serdeczności.

      Usuń