Listopad i grudzień pełen jest w mojej Rodzinie rocznic i okazji do świętowania. Mnóstwo Strzelców i obchodzonych imienin. Ja też się tu załapuję urodzinami, których już nie lubię obchodzić, bo tortów nie lubię a ponadto jaki pomieściłby tyle świeczek!
Ale oto stało się i kilka dni przed siedemdziesiątką stałam się kobietą upadłą.A tak oto było, co opowiedziałam już w przychodni, na pogotowiu, kierowcy karetki, lekarzowi na SORze, pani Lekarz tamże, przyjaciółce, córce, siostrze, wnukom a teraz Wam:
Około 17.40 miałam we wtorek mały upadek na oblodzonej ścieżce, na szczęście nic nie złamałam ani zwichnęłam ale pechowo upadłam do tyłu i mocno stłukłam głowę. Ponieważ na moment straciłam świadomość i z tyłu głowy zaczął mi wyrastać wielki guz, zaprowadzono mnie do przychodni ale nie było już lekarzy. Pielęgniarki przykładały mi zimne okłady na guza i uparły się, że musi mnie oglądnąć lekarz bo to może być wstrząśnienie mózgu. Wezwały karetkę i pojechałam na pogotowie.
Czekałam tam chwilę a jak mi się zrobiło słabo i osunęłam się z krzesła, wzięli mnie bez kolejki (a były wielgaśne i długaśne), wysłuchali, oglądnęli głowę i guza i powiedzieli, że gdyby była rana to by zeszyli a ponieważ skóra nie przecięta nic nie mogą zrobić bo potrzebna mi tomografia komputerowa a oni nie mają. Wezwali następną karetkę na którą czekaliśmy półtorej godziny bo było tyle złamań, upadków, stłuczek, że wyjeżdżali tylko do przypadków zagrożenia życia. Prosiłam o coś przeciw bólowi głowy ale bez diagnozy nie chcieli lub nie mogli, więc tylko okłady, które chłodzili na parapecie bo lodówki nie mają. Wreszcie posadzili mnie na wózku, wsadzili do karetki i zawieźli do szpitala na Szopena. Stamtąd mnie odesłali znowu na pogotowie bo mój przypadek wymaga położenia na łóżku a wszystkie mają zajęte. Czułam się jak paczka, której nikt nie chce odebrać ale i tak wolałam to, niż siedzenie samej w domu z bolącą coraz bardziej głową i pulsującym guzem. Tym razem wysiadł tylko kierowca, ja zostałam w karetce. Wrócił po długiej chwili i powiedział, że jedziemy do szpitala na Lwowskiej i że takie tam kużwy i uje latały do słuchawki, że aż miło było słuchać.
Na Lwowskiej SOR nowoczesny, duży, ruchliwy i tu się okazało, że nie wymagam łóżka więc siedziałam na wózku dłuuugą chwilę tak, jak zostawił mnie kierowca karetki ale nie było źle bo dookoła mnóstwo służby zdrowia i nawet głowa bolała coraz mniej chociaż pojawiło się odrętwienie tej części z guzem i słabość i zmęczenie. Wreszcie powieźli mnie za zasłonkę, znowu, po raz czwarty opowiedziałam Panu Lekarzowi 'okoliczności upadku' i on orzekł, że jadę na TK. W wielgachnej beczce klaustrofobicznie i osłabiająco, na szczęście nie trwało to długo ale już czekanie na wyniki to inna sprawa. Usłyszałam, że powinny być za około pół godziny więc zadzwoniłam do Przyjaciółki, która mieszka niedaleko, żeby przyszła po mnie za godzinkę i że chciałabym u niej zanocować dziś. A była już 21.30, cztery godziny od upadku. Przyjechała szybko ale czekała godzinę w kolejce z chorymi. Nic to, bo chociaż wyniki już były, nie było chirurga który mógłby wyniki zinterpretować. Głowa, chociaż drętwiała coraz bardziej, bolała też coraz bardziej i coraz bardziej było mi gorąco i słabo ale znowu nie wolno nic podać bo czekamy na wyniki. Zmierzono mi ciśnienie, 220/100 i dano captopril pod język czyli to co sama noszę w torebce.
Dopiero około 23 przekazano mnie Pani Lekarce i wreszcie pozwolono położyć się na łóżku. Wkłuto wenflon, pobrano krew, zrobiono ekg i znowu kazano czekać. I przyjaciółka też czeka. Po północy dano mi piguły i kroplówkę, dopytywałam co mi podano ale tylko się dowiedziałam, że coś na obniżenie ciśnienia, na uspokojenie, przeciwbólowo i przeciwwymiotnie. Wreszcie pomogli, około pierwszej głowa przestała boleć, odrętwienie się zmniejszyło, osłabienie znikło i wypisali do domu z kartą informacyjną o 1.30. Myślę, że to wszystko mogłam dostać kilka godzin wcześniej, nie było tu nic trudnego, sama bym to sobie zapisała gdybym nie była w lekkim szoku. Taksówką do Przyjaciółki i o 2 jesteśmy w jej mieszkaniu. Herbatka, przebieranie i przed trzecią usypiamy.
To subiektywna ocena służby zdrowia: z boku to wygląda na dużo zamieszania, procedur, papierków i dupochronów, może z wewnątrz ma to sens ale nie o człowieka tu idzie. Bo z tych 12 godzin pobytu w placówkach, troszkę ponad godzinę to badanie i leczenie, reszta to czekanie.
Oj, nie była to przygoda tylko ostrzeżenie, na szczęście lekkie. Teraz już butki babciowe, swetrów pod płaszcz na cebulkę, czapa na głowę, na to kaptur - a nie fiu bździu z gołą głową. W razie upadku będzie miało co amortyzować.Teraz jestem na zwolnieniu lekarskim i to jakim! Z lekarską wizytą domową, nakazem przebywania w domu przez tydzień, dużej ilości picia i leniuchowania, z zakazem nawet małego wysiłku. Więc nie ma mowy w najbliższym czasie o wyjeździe do chatty. Dlatego sobie wspominam ostatni pobyt. Niewiele było już wtedy grzybów więc suszyłam jabłka na czipsy.
Zapełniłam taras drewnem, powinno wystarczyć do końca roku na lekką, czyli taką jak ostatnio, zimę.
Spacery po lasach i łąkach w bezśnieżny czas. Dziwne! Liści już nie ma, drzewa nie stawiają oporu przy silnych wiatrach a tyle powalonych. Sarenka też była ale uciekła i zostawiła dary dla lasu!
Potem z nudów oglądam i sortuję kosturki, które przynoszę czasem z lasu. Czasem, bo choć właściwie za każdym razem, idąc na grzyby, zaczynam spacer od poszukania odpowiedniej, suchej gałęzi na kosturek, to najwcześniej przy pierwszym a najpóźniej przy piątym znalezionym grzybie go gubię. Wtedy znajduję sobie nowy, potem nowszy i te ostatnie udaje mi się czasem donieść na skraj. Właściwie to nadają się one tylko na spalenie ale żal mi ich i te ładniejsze wstawiam do stojaka na tarasie a te drapaki przy wiacie obok kręgu ognia. Służą mi do grzebania w ogniu, do wyciągania ziemniaków z żaru, czasem jako podpórka do wysokich ale wiotkich kwiatów i warzyw.
A to zdjęcia słońca nisko nad horyzontem. Wschodzi czy zachodzi? Łatwo odgadnąć?
Od jutra żwawa siedemdziesiątka z takim Aniołem Stróżem!!!
Jak mnie skleroza nie dopadnie, to jutro złożę życzenia
OdpowiedzUsuńNie dopadnie kochana, teraz musisz być zdrowa za dwoje. Przytulam czule.
UsuńTeraz naprawdę o upadki łatwo. Też wczoraj zaliczyłam orła na schodkach przy domu. Dłoń sobie na ostrym kawałku lodu skaleczyłam tylko, ale dzisiaj ręka obolała. Trzeba uważać, żeby sobie czegos nie połamać albo łepetynki nie rozbić, bo co by to było. A tos sie biedulko wymęczyła na szpitalnym czekaniu! Znam to i współczuję Ci, kochana. U Ciebie na obrazkach jeszcze jesiennie a tymczasem zima zrobiłą sie u nas taka, że uch! Tonę w zaspach. Tyle sniegu to tu było tylko raz - zdaje sie w 2011 czy 2012.Wyjechac sie stąd przez parę dni nie da. Uwieźliśmy. A naprzeciw naszego domu juz dwa samochody wylądowały w rowie. I tylko po drzewo do drewutni kursujemy, bo zimno nam jakos w tym roku wyjątkowo. Tylko pieskom nie zimno i wciaz by na śniegu szalały. Aż chciałoby sie być takim pieskiem!:-)
OdpowiedzUsuńŚciskam cie serdecznie Krystynko! Odpoczywaj droga rekonwalescentko i spędzaj miło ten zimowy czas z jakas fajną ksiązką i czipsami jabłkowymi! No i jeszcze z okazji urodzin samych dobrych rzeczy Ci życzę w imieniu swoim i męża. A najbardziej zdrowia i uśmiechu!:-)***
Już wpisałam dobre buty na listę, takie z zimowymi podeszwami. Mówią, że gdy skaleczona skóra to lepiej bo krew wypłynie i nie tworzy się krwiak, ale będzie bolało kilka dni. W zeszłym tygodniu jeszcze jesień a teraz u nas też zima i to taka ze śniegiem, chociaż pewnie mniej go niż u Was na górce. Ale drewna macie zapas i zupki niepolskie rozgrzewające i pieski ogrzewające.
UsuńTak zza szyb ta zima bajeczna jest, książek mam duży stos, ciepłe kaloryfery, pełną lodówkę - nie jest źle! Dziękuję za dobre życzenia Olu i Czarku
Czy mogę już życzyć wiele radości, szczęścia, zdrowia i spełnienia marzeń? Bądż zawsze pełna pomysłów, ciągle ciekawa życia!
OdpowiedzUsuńWielkie szczęście, że upadek nie skończył się boleśniej! Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.
Serdecznie pozdrawiam.
Dziękuję za życzenia, wszystko się przyda i radość i szczęście i zdrowie.
UsuńTak, miałam szczęście i mam nadzieję, że nie będzie jakichś późniejszych skutków tego upadku.
W zdrowiu następnych lat życia ,bez żadnych upadków.Zdrowia,zdrowia i jeszcze raz zdrowia, jestem w podobnym wieku ,życzę Tobie tego, czego najbardziej życzyła bym sobie.Pozdrawiam Krystyna
OdpowiedzUsuńWitaj Anonimowa Krystyno, podobają mi się takie życzenia, "dla Ciebie jak dla Siebie". Dziękuję serdecznie. Ale nurtuje mnie ciekawość, którą ze znajomych Krystyn Ty jesteś? Jeśli to nie tajemnica to napisz, proszę!
Usuńnapisałam komentarz i mi go wcięło, zatem dobrego zdrowia i żadnych upadków a co za tym idzie żadnych kontaktów ze służbą zdrowia...
OdpowiedzUsuńTeż mi się tak zdarza a wtedy cały koncept diabli biorą i piszę najprościej. Trzeba mieć zdrowie żeby chorować - powiedział ktoś i miał rację.
UsuńZdrowia, szczęścia pomyślności i obyś z nami była i była i była :), bo jesteś młoda duchem :)))) i ciałem zresztą też.
OdpowiedzUsuńA wiesz Adelinko, że we mnie stara dusza w niemłodym ciele i to sobie chwalę. I to że mi się chce chcieć!
UsuńSpóźnione życzenia urodzinowe! Weszłam tu po raz pierwszy... i zakochałam się w Twojej osobie ;) Nie dałabym Ci tylu lat, a tu proszę... ;)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twoje podejście do życia, wydajesz się być niesamowicie sympatyczną osobą.
Co do Twojej historii... dlaczego mnie to nie dziwi? ;) Służba zdrowia w Polsce to temat rzeka... niestety.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wszystkiego najlepszego, i dużo zdrowia!! (Żeby uniknąć kontaktu z lekarzami.. ;))
Starko, onieśmielasz mnie tym wyznaniem. I może wydaję się być niesamowicie sympatyczną osobą na pierwszy rzut oka ale ..... mimo wszystko zapraszam na dłużej.
Usuń"Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie jako smakujesz .... aż się zepsujesz"
Doświadczyłam dziś rano niespodziewanego upadku, i teraz wiem, jak łamie się rękę, i to prawą; mąż mi potem opowiadał, że niby łapię za klamkę auta i ... nima baby:-) podcięło mi nogi bez żadnego uprzedzenia, walnęłam ręką ratując się, ale na szczęście nic złego się nie stało; obity poślad, dłoń czuję, ale reszta w porządku; jak mało trzeba, żeby stało się nieszczęście; a teraz śpieszę złożyć najserdeczniejsze życzenia urodzinowe, żyj nam 100 lat, Krystynko, kuruj się i odpoczywaj; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja, podcięło mi nogi tak nagle, że nie miałam szans, upadałam do tyłu, na tyłek, plecy i głowę ale tylko głowa poszkodowana, reszta zabezpieczona tłuszczykiem, który na coś się wreszcie przydał. Masz rację, bardzo mało trzeba by skończyło się dramatycznie.
UsuńDziękuję za życzenia Mario, serdeczności dla Was. Odpoczywam i powoli jest coraz lepiej.
Spóźnione ale od serca ,serdeczności życzę::)♥♥Ostatnio zabiegana jestem:)Rozumiem jak się czuła po upadku ,kiedyś wywaliłam orła na grubym lodzie,dobrze ,że noszę czapkę i kaptur ,kiedy jest chłodno zimą..To mnie uratowało,bo było nieciekawie ::)))Krysiu-Zmieniłam miejsce blogowania,kłopoty - Google zamknęły mi bramkę do pisania,nie wiem co jest grane.Napisali obszerną notkę o przepisach i nie mogę dodać nowego postu na stronie..dziwna sprawa.Blog nadal jest otwarty i można pisać jedynie komentarze..Dlatego otworzyłam nowe miejsce::)Pozdrawiam -danka...svaneholm.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję Danko za życzenia od serca. Niestety ja nie noszę czapek i kapturów do -25 stopni ale od teraz chyba zacznę.
UsuńA wiesz, że u mnie też były podobne informacje ale ponieważ nie zrozumiałam czego ode mnie chcą, nic nie zrobiłam i narazie działa ale nie wiem jak długo. Już raz zmieniałam bloga bo Onet uszczęśliwiał nas na siłę, mogę i trzeci raz.
Narazie nie otwiera mi się Twój nowy swaneholm, ale poczekamy, zobaczymy, bo nie chcemy Cię stracić Danuśko!
Wysłałam Ci maila, mam nadzieję, że nie pomyliłam adresów.:)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Kochana. Według zaleceń lekarzy leniuchuj, dużo pij, nie przemęczaj się itd.
Serdeczności:)
List doszedł Grażko ale taka jestem teraz w niedoczasie, mimo a może przez leniuchowanie ponad moje potrzeby.
UsuńDużo leniuchuję i pije. Nie przemęczam się, nawet nie wychodzę z mieszkanka. Jak to na zwolnieniu chorobowym.
70!czyli 7, bo 0 się nie liczy ;)))
OdpowiedzUsuńSerdeczności! Ściskam mocno!!!
Życzę dobrego zdrowia, pomyślności i słońca na dalsze lata.
A wiesz, wczoraj usłyszałam, że od siedemdziesiątki liczy się jak do setki czyli mam 30 lat.
UsuńPrzydadzą się i zdrowie i pomyślność i słońce.