piątek, 29 lipca 2016

Nowy rytuał

W moim wieku ma się już swoje rytuały ( by nie rzec dziwactwa). Ale ponieważ są przyjemne, porządkują mi życie i nie szkodzą nikomu więc się ich nie pozbywam a nawet je pomnażam. Najwięcej ich na skraju, może dlatego że tam bywam uważniejsza.
Zaraz po przyjeździe wypakowuję rzeczy z auta, latem wkładam żywność do lodówki, biorę aparat i obchodzę działkę. Ten pierwszy rytualny obchód niewiele się zmienia mimo pór roku i lat ale zmieniają się obiekty. Teraz latem to najczęściej plony czyli warzywa, owoce i kwiaty. Co urosło, zakwitło, zaowocowało, dojrzało...

Małe codzienne radości.
Pierwszy łyk gorącej, pachnącej kawki z mlekiem, o poranku z widokiem

Ubranie ciepłych skarpet na zmarznięte, chodzeniem po rosie, stopy.

Pierwszy łyk chłodnego piwka Strong przy wieczornym ognisku.

Taras  i przedchacie to moja letnia izba. Tam przygotowuje posiłki, jem, zmywam, odpoczywam, drzemię, czytam, marzę, szkicuję, opisuję ..... Tu przychodzą mi do głowy różne, nie zawsze realne ale ciekawe i zabawne, czasem praktyczne i wygodne a czasem życzeniowe i nierealne pomysły.

       Ale nie tylko marzę i spoczywam na laurach, też udoskonalam i oswajam moje otoczenie. W prezencie kupiłam sobie moskitierę, zamocowałam ją nad łóżkiem i wreszcie mogę drzemać i spać przy oknach otwartych także nocą. A ponieważ przywiozłam wreszcie glicynię czyli wisterię, zrobiłam dla niej drabinkę a nawet dwie, więc jest jeszcze miejsce na jakieś nowe pnącze np powojnik zwany clematisem.

Chociaż chodzę po działce z aparatem o każdej porze dnia to jednak najczęściej wczesnym rankiem lub późnym popołudniem, gdy słońce jeszcze lub nisko, bo wtedy, wie to każdy, najlepsze światło.

Ale jakoś nigdy dotąd nie pomyślałam, żeby zrobić kilka zdjęć tego samego obiektu w różnych warunkach pogodowych. Tak jak robiłam ławeczkę dla mojej ulubionej siostrzyczki. I to jest zadanie na następny wyjazd.

       Mój świat codzienny się kurczy. Jeszcze mnie stać i chce mi się, raz na jakiś czas, wybrać w podróż krótszą czy dłuższą, imprezkę cichszą czy huczniejszą, przygodę małą lub wielką - ale tak na codzień coraz mniej mnie interesuje co za płotem, za drzwiami, za granicami, co w miasteczku, kraju, świecie. Uświadamiam to sobie od jakiegoś czasu i obserwuje powolne sztywnienie ciała i serca. Tylko dusza jakby się rozłazi. Bywają dni na skraju, gdy nie zapuszczam się poza płot, tyle ciekawych, fascynujących, zabawnych, pracowitych, praktycznych zajęć i zadziwień w zasięgu wzroku.
Dobrze, że czasem odwiedza mnie Przyjaciółka i wyciąga na spacery po lasach, polankach i łąkach.
 
       Gdy wyjeżdżam po kilku dniach pobytu, mam zwyczaj, już po postawieniu Forda na ścieżce a przed zamknięciem furtki, palcami przeczesywać miejsca, gdzie koła wygniotły trawę. I co oczywiste, schylam się przy tym czterokrotnie. Kiedyś podejrzała mnie przy tym przechodząca kobieta i spytała, po co to robię, czy to za rytuał czy modlitwa. Przyznałam się, że powód bardzo prozaiczny ale zainspirowała mnie i odtąd praktycznie przeczesując wygniecioną trawę, mruczę podziękowania i prośby o opiekę. Dla i do czterech żywiołów. Ja - Ogień, najbliższa rodzina - Ziemia, życzliwi znajomi - Woda i pokój na świecie - Powietrze.
Pożegnalne głaskanie.

Jeszcze zachwycona chattą oglądnęłam dwa odcinki reportaży "Domy przyszłości". Mój Boże! Mon Dieu! Nigdy, przenigdy, za żadne skarby, nie zamieszkałabym w takich dziwacznych pudełkach, chociaż lubię oryginalne i ciekawe domy.

14 komentarzy:

  1. Czeeeeść!!!! Powiem jedno,fajnie sobie żyjesz! Ściskam szyjkę po długim niewidzeniu :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I masz rację, mam dobre życie, chociaż nie bez trosk. Ściskam także.

      Usuń
  2. cud malina w tym Twoim bajkowym świecie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taka siermiężna bajka ale mnie taka odpowiada, chociaż malin w tym roku maleńko bardzo.

      Usuń
  3. Ta zwyczajna codziennosc a w zasadzie bardzo specjalna dla mnie, czy tak jak piszesz rytualy, to jest teraz w tym okresie zycia najlepsze co mam, bardzo mi pasuje, daje mi spokoj i poczucie bezpieczenstwa. Nie chce juz spontanicznosci, niespodzianek, niepokoju, zrywow, pozegnalam juz ten etap zycia.
    Krystynko pieknie napisalas o pozegnalnym glaskaniu trawy, to jest bardzo wzruszajacy rytual. Swiat bylby lepszy i pieknieszy gdyby wiecej nas dostrzegalo, cenilo takie niby zwykle cos a takie wlasnie niezwykle. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dobrze Cię rozumiem Tereso, chociaż jeszcze czasem coś lub ktoś mnie poderwie do niespodzianki, przygody, spontaniczności. Ale już coraz rzadziej, ten rok jest wyjątkowy.
      Niektóre rytuały są wypracowane a niektóre powstają spontanicznie jak ten ostatni. I każda okazja jest dobra do poczucia i wyrażenia wdzięczności. Pozdrawiam serdecznie
      Pomyśl o pisaniu bloga, zwyczajne życie po drugiej stronie Ziemi bardzo by nas interesowało!

      Usuń
    2. Nie czuje sie zeby zaczynac pisanie bloga, jest duzo powodow na NIE, nawet taki ze to pisanie zaburzyloby spokoj mojej wolnosci, nie ma juz miejsca w moim zyciu na cos nowego co w jakims sensie zobowiazuje. Ale milo mi ze mnie zachecasz do pisania i ja serdeczne mysli wysylam. Teresa

      Usuń
    3. Choć rozumiem Twoje powody, troszkę żałuję, bo z egoistycznego punktu widzenia dobrze mi byłoby poczytać i oglądać, jak żyje się Kobietom w tak dalekim kraju. Ale cieszę się Tereso, że mnie odwiedzasz i poznaję Cię i lubię coraz bardziej. Pozdrawiam

      Usuń
  4. A ja się martwiłam, że zaczynam tetryczeć, że coraz mniej mnie bulwersuje wstrętność zewnętrznego świata bo jej nie słucham ( magiczny guzik off), że coraz bardziej ograniczam się do swojego niemałego zresztą ogrodu i domu i zamykam w swoim świecie. I w ogóle nie mam ochoty na podróże i imprezy i wydarzenia. Jesteś pewna że chodzenie po rosie służy stawom w 'pewnym wieku'? bo ja kataru dostaję....
    Nie masz potrzeby zostać w swojej chacie długo i jeszcze dłużej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma co się martwić, trzeba się z tym pogodzić, chociaż to nie jest łatwe bo starzejąc się stopniowo i codziennie nie zauważamy tych drobniutkich zmian. Dopiero ich suma, w pewnej chwili, wpędza nas w panikę.
      Chodzę na bosaka od lat, po rosie zawsze z zachwytem i chyba zahartowana jestem, bo ani kataru ani kichania.
      Mam ochotę i pragnienie zostawać tam na dłużej ale tak się nie układa, więc albo pragnienie za słabe albo potrzeby inne.
      Chciałam odwiedzić Cię na blogu ale się pogubiłam, trafiłam na pchli targ a tam nie ma Evuni. Jak to jest?

      Usuń
  5. Iluż ja się już dziwactw dorobiłem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, to cenny dorobek jak zmarszczki od śmiechu :-)))

      Usuń
  6. Jak ja to lubię czytać! :))) No i zdjęcia. Zielone owoce i warzywa sugerują, że lato będzie jeszcze trochę trwało. Ja w tym roku w rozjazdach, robią mi się zaległości, ale staram się nadrabiać.:)
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja u Ciebie Grażko! :-) I tekst i zdjęcia masz przemyślane i zaciekawiające.
      Mam nadzieję, że będzie jeszcze owocowanie i obfitość, chociaż już bez upałów a przynajmniej z rześkimi rankami i wieczorami - jak to w sierpniu.
      Zaległości ludzka rzecz jak się jest w podróży, dobrze to znam. I staranie ludzka rzecz.
      Miłego starania !

      Usuń