poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Przedświt i uff

I znowu w spożywczym skusiły mnie tekturki czyli effekty. Obrazki cudne i bujne a w tekturkach marne badylki. Mam tylko nadzieję, że im mniejszy badylek tym większy przyrost :-) Tak bajają starsi. A na tagach rolniczych zakupiona porządna biała winogronka, najwcześniej owocująca więc nie będę musiała czekać na smakowanie do przymrozków. Mam tylko nadzieję, że nie zmarnieją tak jak poprzednie. 
Przyjechałam dniem pochmurnym i mglistym więc zaraz po rozpakowaniu rozpaliłam w piecyku chociaż było żal, bo już wysprzątany i doszorowany po sezonie a tu trzeba "pobrudzić'. Gdyby tylko o temperaturę chodziło to bym mi się nie chciało ale w izbie wilgotno a moja lewa stopa ostatnio nie lubi wilgoci. Gdy się już rozpaliło nastawiam rondelek z zapiekanka warzywną i idę na powitalny spacer. Nawet jak nie ma mnie na skraju dwa, trzy dni to i tak obejście i powitanie musi być. Tym razem wypatrzyłam ciekawy żywopłot z wierzby i ożyło wspomnienie warsztatu wikliniarskiego na SLOCIE i cudeniek które można z niej robić. I wreszcie zakwitło drzewko za płotem naprzeciw bramy. Zrobiłam kilka fotek ale było już ciemnawo więc wróciłam tam nazajutrz. Wyobrażając sobie jak by to urokliwie wyglądało w słońcu, zrobiłam kilka fotek dla pamięci, bo nie zanosi się na słońce.

Gdy wróciłam obiadokolacja już gorąca chociaż w izbie dopiero 5 stopni cieplej. Owinęłam się polarem i zjadłam trochę jałowej zapiekanki, bo chociaż pełna ziół to jednak bez mięska. Potem zanurzyłam się  "W dżungli miłości" Beaty P i na szczęście mało tam o miłości, więcej o leniwcach i wojownikach, oczekiwaniach i alkoholu, samotności i odwadze, bezsilności i szczęściu czyli o miłości do siebie, która jest zaprzeczeniem egoizmu.  Niestety, dużo więcej mam z leniwca i chyba już za późno zmieniać się w wojownika. A może nie za późno!

Obudziłam się w nocy, coś mnie obudziło. Poczułam jakąś wyjątkową radość i spokój. Cisza i ciemność. Otuliłam się ciaśniej dwoma kołdrami aż po brodę. Po co to obudzenie? Bo czułam, że to ma jakiś cel. Ale jaki? Wyostrzyłam wszystkie zmysły, poczułam chłód policzków, ciepło reszty otulonego ciała, ciszę aż brzęczącą, zapach spalonych wieczorem waniliowych lampek, suchość w ustach. I nagle cichuteńki szelest a potem nagle głośny gwizd ! Senność prysła! Szelest i świst najpierw monotonny a po chwili perlisty i wielobrzmiący. W tej ciemności jakiś ptak głośno wychwalał wstający dzień, którego ja jeszcze nie dostrzegłam. Wyskoczyłam spod kołder i odsunęłam zasłonkę. Nadal ciemno. Ubrałam paputki i wyszłam na taras. No, no, tu już przedświt. Na wschodzie nad horyzontem szaro różowa, rozmyta smuga. Do szelestu i gwizdu dołączyło poświstywanie. Tak mało wiem o ptakach. Kiedy ich pierwsze trele, jaki głos mają. Chyba tylko kosy poznaję i te które teraz słychać to chyba kosy. Czekam chwilę by się powiększyła szaroróżowa łunka ale nad ranem zimno a ja w stroju nocnym więc wracam do ciepłego łóżka. Czułam radość, że dany mi taki piękny ranek. W prostokącie okna, z minuty na minutę, ciemność przegrywała z szarością, do treli dołączyło ćwirkanie i piskanie, teraz już cała ptasia orkiestra dawała koncert. Gdy w izbie dało się bez wstawania dostrzec godzinę na zegarku, była 5.15. a za oknem już szaro. I uśpiły mnie ptasie trele bo gdy się obudziłam ponownie, był jasny chociaż pochmurny dzień i 8.15
   Tutaj głosy ptaków
Zabieram się za czynności konieczne i ulubione. Konieczne to poszerzenie kompostownika, posadzenie przywiezionych zdobyczy, posianie w pojemnikach fasoli tycznej, aksamitek, pietruszki naciowej a na grządce szpinaku, koperku, rzodkiewki, sałatki. Oczywiście w tzw międzyczasie, w ramach odpoczynku i relaksu, dokarmianie łabądków i kaczek nad zalewem. Ileż w nich gracji! Ile pokojowego współistnienia !!

Albo gapienie się ze schodków na ptaszęta krzątające się wokół. Trudno je focić bo odpoczywają daleko i ruchliwe bardzo. Najlepiej rankiem lub u schyłku dnia. Czasem aż 'się boję' czy mi samolot nie wleci do budki lęgowe j:-)

Dni pochmurne, mgliste, deszczowe więc po wykonaniu połowy planu zbieram się do wyjazdu. A żeby nie było, że tylko fauna, jest i flora, choć tym razem jakby mniej. 
Z ostatniej chwili.
Rzadko się tu wkurzam i wqurwiam, bo mój blog ma być tą lepszą częścią mojej bajki ale teraz nie zdzierżyłam, skuli składki misyjnej. No bo:
- po pierwsze należę do tego 80 %  które nie wybierało obecnego rządu a 80 procentowa mniejszość ma chyba swoje prawa w demokracji.
- po drugie prawie wcale nie oglądam Tv a teraz już w ogóle TVP ( jak to jest, że nienarodowe media tak gospodarują, że nawet zyski mają)
- po trzecie rolą Tv jest uczyć i bawić a nie zanudzać i pouczać
- po czwarte co to znaczy do rachunku za ee. Mam ee w garażu, w chatce a tam chyba nie dopadnie mnie misja
- po piąte co to za przymus składać się na możliwość tego, czego się nie chce i nie lubi, nie znosi. Na ciul mi możliwość, przecież nie zgłupieję aż tak.
- po szóste daleko w doopie mam polityczne przepychanki, pyskówki, obelgi, nienawistne wyrazy, złość ...  i na to też mam się składać?
Niech się składają Ci, którzy wybierali, oglądają, dzwonią, biorą udział i w ogóle muszą i potrzebują by im pożal się Boże jacyś idiole i celebryty tłumaczyli świat i byli autorytetami.
Uff, ulżyło mi! I oświadczam, że nie będę odpowiadała na komentarze z ostatniej chwili.
Tak wygląda gdy Google uszczęśliwiają mnie, przerabiając 'effektownie' moje zdjęcia. Ale tu demokracja oświecona, jak się mi nie podoba to kasuję. Za darmo!

28 komentarzy:

  1. Z własnego doświadczenia:-) najbardziej smakują mi winogronka te najzwyklejsze, granatowe, bardzo słodkie i aromatyczne, taka stara odmiana, która rośnie na każdym prawie podwórzu:-) ... bo: posiadam również 6 sadzonek różnych odmian, także i białe, ale one jakieś niesmaczne, o skórze grubej jak z jaszczura, może wino z nich dobre, ale do zjedzenia ble! Tak, te koncerty o świtaniu jedyne w swoim rodzaju, najpierw nieśmiały pierwszy głosik, a tuz za nim cała orkiestra, ba! kakofonia, do nas z lasu dolatuje jeden wielki ptasi trel, szkoda, że nie umiem tego nagrać; a z kolei wieczorem śpiewają, śpiewają, i naraz jak nożem uciął - wielka cisza, znaczy i nam czas spać:-); jakie te żółciutkie ziarnopłony słodkie, a co niektórzy mówią, że to chwasty; pozdrowienia ślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie mam dobrych doświadczeń z białymi winogronami, granatowe słodkie i dorodne a białe albo karłowate i bez gron albo cierpkie i nieliczne. Ale się uparłam bo kiedyś skosztowałam u swaszki białych, aromatycznych, słodkich.
      Wiem, że dla Ciebie Mario, takie ranne koncerty to codzienność, by nie rzec rutyna, ale dla starej sowy to niecodzienność i fascynacja. Bo już wieczorne trele to znana codzienność, tak że często nawet ich nie słyszę i nie odpowiadam na ich zew do spania.
      Chwasty u mnie mile widziane więc chyba już nie chwasty? Owszem, wycinam te które ostro i mocno konkurują z warzywami, poziomkami, ziołami i przyprawami ale na trawniku wolę rozmaitość. Serdeczności dla Pogórza.

      Usuń
  2. Winogrona to w ogóle nie moja bajka. Gdzieś-kiedyś-raz coś zostało posadzone, z czego nic nie wynikło. Wolę te bardziej rodzime krzaczory - porzeczki czarne, maliny,jeżynę bezkolcową.
    A mnie piękne pudełka nie zawiodły - kupiłam w biedronie 2 czarne porzeczki. Jeszcze w tekturce będąc listki z siebie wydały. No, ale nie sprawdzałam, czy się sarnom tez nie spodobały. A protest popieram, w całej rozciągłości! Tez jestem jednym z 80%

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzime krzaczory mam ale kilka lat temu posadziłam winorośl by jakieś pnącze zacieniło mi siedzisko przy ognisku i jako bonus dostałam słodkie, fioletowe, smaczne grona. Spodobało mi się i kupiłam białe ale tu nie miałam do tej pory sukcesu chociaż nie ustaję w eksperymentach. Czarne porzeczki rozmnażam sama, wtykam podcięte gałązki lub zaginam i przysypuję ziemią i za rok mam kilka ukorzenionych sadzonek.

      Usuń
  3. Lubię Cię czytać, Krystynko. Dobrze to ujełas, że blog to lepsza częśc nas. te zachwyty, te zamyslenia i westchnienia, spostrzeżenia spraw i rzeczy drobnych, ulotnych a waznych. Ale i do świata blogowego czasem przeniknąc musi kawałek tego, co nas boli i wkurza. Wcale się nie dziwię wiec, że tak złą jesteś na misję TV. Cóz to za przymus bezsensowny!Toż to zgroza!
    Też posadziliśmy w tym roku winogrona - dwa pędy. Nie wiadomo jakie, bo darowane przez kogoś, kto tez je dostał a z nami podzielił sienadmiarem. Zobaczymy czy sie przyjmą. A w supermarkecie kupiliśmy parę krzewów nie tak effektownie zapakowanych jak gdzieniegdzie i juz mają listeczki.Ale wiosna mokra, wiec roslinki maja co pić. Byleby od nadmiaru wilgoci nie zgniły. Byle sie ukorzeniły porzadnie.
    Na polu naszym tak mokro, że brodzi się w wodzie. Nic nie da sie siać ani plewic. Tylko na grządkach wewnatrz ogrodu posadziliśmy sobie co sie dało. Teraz słonka trzeba żeby weszcie wykiełkowało.
    Pozdrawiam Cie porannie z usmiechem!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Olu, na skraju staram się nie pozwalać by zły świat wchodził mi na działkę (chociaż nie zawsze mi się to udaje) ale już w miasteczku ta zapora z wyboru nie działa.
      Winogrona są wdzięczne - grona do jedzenia, do soków, galaretek, winka a pnącza do zacieniania i oddzielania intymnego. A w supermarketach takie niedrogie zachciewajki, że trudno się oprzeć. Zima bez śniegu to podobno zima sucha więc może te deszcze dobre dla Natury. A u Was na górce to powinno wszystko spływać, u mnie przy strudze i nad zalewem gorzej.
      Ale słoneczka wiosną nigdy nie za wiele więc niech świeci i grzeje. I niech przywołuje uśmiech na naszych buziach, wieczorem także :-)))

      Usuń
  4. Działasz na wszystkich frontach :-) w ogrodzie coraz piękniej, "z ostatniej chwili" bardzo mi się podoba, pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Działam Dominiko takim rzutem na taśmę, bo ta zima sponiewierała mnie mocno. Powoli, powoli zbieram się do aktywności. Serdeczności śle.

      Usuń
  5. Z tymi kupnymi różnie bywa. Czasem jakąś bidulę przyniesiesz, a ta się odwdzięczy i ślicznie urośnie, i plon wyda. A czasem odwrotnie - przyniesiesz wyrośnięte, sztucznie pędzone i padnie.
    Ziarnopłon też mi się podoba i barwinki. Wolę takie "dzicze", raz, że trochę z lenistwa,:) a dwa, że one często sobie same wybierają najlepsze dla nich miejsce kwitną wtedy pięknie.:)
    Ten łabędź na jednym zdjęciu to wcale pokojowo nie wygląda...:)))
    Lubię takie składanki z ptasich głosów.:)
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zawsze niespodziewajka Grażko i dlatego zawsze się nabieram.
      Ja też wolę te dzikie bo nie dość, że nie wymagające to słodkie i urocze. A lenistwo, oczywiście, tez gra swoją ważną rolę.
      Myślałam, że łabędź tylko tak się przeciąga, dopiero na zdjęciu zobaczyłam inną interpretację jego pozycji.
      Na youtube to składanka a u mnie na skraju to koncert dla nieznającego się słuchacza. Marnotrawstwo talentów ptasich ale one nie śpiewają dla mnie tylko dla siebie. Pozdrowienia wieczorową porą.

      Usuń
  6. O tak, lubie wszelkie ptasie koncerty, nie mam pretensji jak mnie obudza skoro swit a nawet w nocy, lubie glosy natury, zaby kumkajace, wieczorne koncerty krykietow sa niesamowite. A na ptakach tez nie znam sie, odrozniam kaczke od gesi, ale i tak na jednym z blogow skompromitowalam sie, pomylilam sie, tlumaczylam sie gesto. Zaraz potem podlozylam sie ze nie odrozniam krolika dzikiego od zajaca, niestety w tym przypadku nie mialam szansy na obrone. Krystynko pozdrawiam w jesienny cieply dzien. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że się wtrącam,:) ale możesz mi wytłumaczyć, o co tu chodzi: "wieczorne koncerty krykietów są niesamowite"?

      Usuń
    2. Teresko, ja też lubię, ale najczęściej przesypiam przedświt i ranek, bo jestem starą sową. I chociaż nie znam się na ptasich śpiewach ani w ogóle na ptakach nie przeszkadza mi to zachwycać się nimi. A taką kompromitacja się nie przejmuj, nie musisz wiedzieć wszystkiego.
      Jesienny ciepły dzień to Teresko moje ulubione klimaty.

      Usuń
    3. Ja byłam pewna, że krykiety to australijskie ptaszki i nie dociekałam, ale zapuściłam w googlach i nic nie znalazłam. Więc się tłumacz miła Teresko :-)))

      Usuń
    4. Krykiet (po angielsku cricket) to owad podobny do konika polnego, bo z tej samej rodziny, tylko ze duzo wiekszy, no i sa w Australii. W cieple pory roku wieczorami a nawet i nocami crickets siedza w trawie, w zasadzie nie widac ich ale za to mocno slychac, nazwalam to koncertem bo lubie ten dzwiek. Sa to meskie crickets, stukaja czy pocieraja skrzydelko o skrzydelko stad ten dzwiek, musi byc ich duzo bo jest to glosne a wtedy zenskie crickets, ktore podobno nie robia tych dzwiekow, wiedza gdzie szukac kochanka.
      Krystynko, moze dla googla trzeba napisac cos w rodzaju 'cricket owad w australii'
      A teraz przyszlo mi do glowy ze moze to taki swierszcz, musze sprawdzic tego swierszcza. Teresa

      Usuń
    5. Dzięki. :) Tak mi chodziło po głowie, że to może być od jakiejś angielskiej nazwy.:) Teraz już wiedziałam czego szukać. Sprawdziłam, że po angielsku to świerszcz, a konik polny to "grasshopper". Świerszczowate to spora rodzina.:) Ogólnie świat roślin i zwierząt Australii jest fascynujący.

      Usuń
    6. Kiedy pisalam pierwszy komentarz i uzylam tlumaczenie krykiet od razu nie podobalo mi sie, czasami jest lepiej napisac po angielsku. Tak, roslinnosc tutaj jest bogata i ciekawa, swiat zwierzecy tez, ja jestem z tych co panicznie boja sie owadow, nawet cmy a one czasami sa ogromne, moze przesadzam z tym ze ogromne ale tak je widze. Crickets tez nie szukalam tylko sluchalam przez otwarte okno siedzac w domu. Teresa

      Usuń
    7. Dziękuję Wam Teresko i Grażko za dyskusję i naukę. Taka wiedza emocjonalna zapada w pamięć i już na zawsze będę wiedzieć, że nasze polne świerszcze mają większych, australijskich kuzynów crickets i one cykają (cyk, cyk, cyk) i szikają (szik, szik, szik) cudnie. Pozdrawiam i tę co się boi owadów i tę która je uwielbia. Bo ja to tak pośrodku.

      Usuń
  7. Ania z Siedliska20 kwietnia 2016 23:23

    Codziennie o świcie wysłuchuję ptasich koncertów ( zaczynaja na ogół kosy). I Ty byś ich słuchała, mając takiego kota jak Mieszek, który musi... już...natychmiast... o 4 rano wyjśc na dwór. I ja, biedna sowa, muszę jednocześnie być skowronkiem. Sama się dziwię, że jeszcze w ogóle funkcjonuję :-))). Nie ma to jak młodość - nawet ta kolejna i już stabilna :-))). Uściski !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, na filmach widzę w drzwiach u dołu takie otwory z klapką dla psa czy kota i zwierzak wychodzi i wchodzi kiedy chce. Czy to by się u Ciebie nie sprawdziło? Mogłabyś sobie pospać do woli:-)
      A młodość kolejna i stabilna - bardzo mi się podoba! Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Oczywiście się wtrącę: z takich klapek mogą również korzystać myszy i inne takie.:) Ja bym się bała, że mi coś wlezie, czego potem się trudno pozbyć.

      Usuń
    3. U mnie w chacie, w lecie, drzwi są otwarte całe dnie, od ranka do nocy. Tylko firanka w nich powiewa. I nawet jeśli coś przypadkowo albo z ciekawości wejdzie, to i wyjdzie, bo w izbie nie ma dla myszy i innych takich nic ciekawego. Zresztą na wsi też tak mają, drzwi zamyka się na noc albo jak się wychodzi lub wyjeżdża.
      A ja myślałam, że Ty Grażko kochasz wszystkie 'paskudy' :-)

      Usuń
    4. Z wyjątkiem pająków...:))) Ale myszy w domu wyrządzają sporo szkód, poza tym boję się, że jakaś np. wejdzie za szafkę i tam padnie...:)

      Usuń
    5. A cóż taka myszka Ci napsoci? Troszkę nasion wyje, urodzi młode na sweterku ... Dlaczego miałaby paść, przezimuje i sobie pójdzie wiosną.

      Usuń
    6. Może jedna to niewiele, ale tu ich są naprawdę spore ilości.:))) Żrą co się da.:)))
      Ale kiedyś zrobiły niezły numer mojej ś.p. teściowej. Mamy taki budynek gospodarczy, tzw. kanciapę, coś w rodzaju domku na działce. Urzęduje tam teraz czasami teść. Jest tam radio. Kiedyś teściowa poprosiła mojego męża, żeby obejrzał radio, bo coś się psuje. Obejrzał, zobaczył na tylnej ściance niewielką dziurę, jakby wygryzioną. To było dość stare radio. Odkręcił, a tam... mysie gniazdo! Wciągnęły pół suchego bukietu z wazonika i sporą część pociętego na drobno papieru toaletowego. Po wyjęciu tego radio zaczęło działać normalnie.:)))

      Usuń
    7. No własnie, to tylko dowód na to, że jeśli nawet szkodzą, to 'nieszkodliwie'. U mnie zimowały i ucztowały w pudle z nasionami i szkody były ale to moja niewiedza i lekkomyślność. Teraz nasiona mam w dużym, plastikowym pudle i ..... zimują w starych gazetach.

      Usuń
  8. Moje drogie ! Chętnie zrobiłabym klapkę w drzwiach ale one są metalowe, ocieplane i antywłamaniowe :-). Nie da rady. "Gości" bym sie nie bała, w końcu mam nie lada drużynę kocio-psią. Ale jakoś myszy w domu nie lubię ( choc czasem miewam).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to rzeczywiście problem Aniu, a my omal się nie za dyskutowałyśmy z Grażką. Ale skąd w domu myszy gdy koty harcują?

      Usuń