Całe dopołudnie poniedziałkowe się wahałam, czy zaryzykować jazdę autkiem ( mogę nim jeździć tylko wolno, bez zakrętów i hamowania) czy jednak jechać trzema autobusami z dwoma przesiadkami ( a powinnam zabrać sporo wiosennych rzeczy). W samo południe zdecydowałam. Trzeba było jeszcze przesortować rzeczy do zabrania by się zmieściły w plecaku, by się go dało założyć na plecy i przejść z nim kawałek drogi (dylemat łatwiejszy niż w Dzikiej drodze). Więc spakowałam tylko niezbędne czyli ciuchy, klucze, lekarstwa, aparaty i ładowarki, cebulki, kłącza, nowy sekator, klucze hydrauliczne i duży pojemnik niedostępnych na wsi warzyw czyli cukinie, brokuły, pory - będzie zupa na zielono z dodatkiem zielonego z działki. Gdy wreszcie wyruszyłam nie było już połączenia z moją wsią a przy tym wariancie czeka mnie z plecakiem ponad 4 km wsią i przez las.
Wysiadłam z autobusu na krzyżówce i waham się, czy targać na plecach te warzywa czy je oddać do domu seniora tuż obok. Ale słoneczko świeciło cudnie, pachniało wiosennym, wiejskim powietrzem i dobrze się szło. Po drodze, w ramach przerw koniecznych dla zdrowia, wstąpiłam do kapliczki, warsztatu samochodowego, do stolarza, do sklepu ... chociaż po wizycie w spożywczym plecak wypchany na full i wyraźnie ciężki, jako też siatka w ręce. Ale jestem już w połowie drogi, teraz tylko przez las, mosteczek, łączkę ... czyli przyjemnie.
Minęło 4 godziny od wyjścia z domu i jestem na skraju (autkiem zajmuje to niespełna godzinę), zadziwiona i oszołomiona fiołkowym bogactwem. Zrzucam plecak i buty na tarasie, biorę aparat i jeszcze przed zachodem cykam i focę, jakby mi to cudo miało zniknąć nazajutrz. Są wszędzie! Przy pniach drzew, przy obrzeżach, przy tujach, przy pniaczkach, przy krzakach, na trawniku !! Strach iść by je nie pognieść !!!
Wreszcie wracam bo bateria wyładowana. W izbie chłodno ale nie chciało mi się rozpalić piecyka, tylko rozpakowałam się, zjadłam kolację, ubrałam ciepłą piżamkę i do łóżka z Dąbrowską i pierwszą częścią "Nocy i dni" czyli Bogumiłem i Barbarą. Niezły czworokąt :-)
Dopiero nazajutrz zauważam inne zwiastuny wiosny ale narazie ważniejsze sprawy czyli sprawdzian wnusia po podstawówce. O przyzwoitej porze, bez wahania zadzwoniłam z życzeniami powodzenia a potem pozapalałam światełka i posyłałam Anioły. Miałam pretekst by nic nie robić, chociaż u dalszych sąsiadów praca wre. Więc tylko myślałam o moim mądrym i cudnym wnusiu i posyłałam mu wyrazy miłości. Otworzyłam okna na przestrzał, pierwszy raz w tym roku i ciepły wiaterek unosił zimowy kurz w wiosennym słońcu. Trzebaby się wziąć za porządki! Ale najpierw owe zwiastuny.
Po drugim śniadaniu sprzątanie pomieszczenia gospodarczego, bez konceptu ale z zamiarem zrobienia dojścia do regału i kanapy. W tym celu wystawiamy na zewnątrz białą szafkę i stół, zagracając z gracją paletę z resztką drewna. A potem wypijam kawkę w nowym kubku z ptaszkiem, niemrawo zdzierając nożykiem obłażącą z siedziska farbę.
Zmywam kurz wodą ze strumyka, z podłogi i z siebie i siadam na schodkach obserwując ptaki mające chęć na budkę lęgową. I waham się, czy im na to pozwolić bo w planie na to półrocze są hałaśliwe prace na tarasie i nie byłoby dobrze przeszkodzić im wtedy, gdy już będą pisklaczki. Nie podejmuję narazie decyzji, idę przygotować obiad.
Niezauważony i nie wykopany wczesną jesienią czosnek rozrósł się w pęczki zieleniny, teraz przerywam je mocno i mam naturalną przyprawę do posiłków. Jest wielokroć aromatyczniejsza niż czosnek niedźwiedzi, który u mnie, mimo starań się nie rozrasta. A gdy się jeszcze doda młody szczypiorek i lubczyk, to z każdej prostej potrawy czyni smakowitość. Waham się czy fiołków nie dodać ale ja nie jestem taka ekstrawagancka.
Po posprzątaniu gospodarczego została skrzynka drewnianych i kartonowych nieprzydasiów więc będzie ognisko, kto wie czy nie pierwsze tego roku. Rozpalam pęczkami zeszłorocznych ziół, które już oddały swoje aromaty wisząc na płocie a na ich miejsce wieszam te z izby. Znoszę jedlinę z zimowych okryć róż i młodych krzewów porzeczki i pigwy. Rozpalam wielki oczyszczający ogień i palę do późnej nocy.
Rano budzi mnie szamotanina, krzyki i piski. Czekam chwilę a gdy ucicha, powoli otwieram drzwi. Nic, cicho i spokojnie. Dopiero gdy schodzę z tarasu widzę piórka na ziemi i kilka kropli krwi. Czyżby walka o budkę? Nie dla mnie okrucieństwo natury, jestem przestraszona i decyduję, że w tym roku zamykam budkę. Po śniadaniu zabieram się za ogarnięcie izby ale już na początku, gdy zdejmuje zimową zasłonkę i kocyk uszczelniający z parapetu, aż zamieram! W fałdach kocyka dziesiątki a może i setki śpiących biedronek. Teraz wiem skąd ich tyle wyłaziło, gdy zimą ogrzałam izbę. Delikatnie wynoszę kocyk na północną, chłodną stronę pod tarasem, by jeszcze trochę pospały ale po godzinie już ich nie ma, gdzieś się rozeszły, chyba wróciły delikatnie i niezauważalnie do chatty i do izby. Wkurzył mnie syzyfowy charakter tej pracy więc bez wahania wybrałam się na spacer. A tu spodziewana niespodzianka, para łabędzi buduje gniazdo.
Dziś wcześnie rozpaliłam ognisko, by się nim nacieszyć, zanim z ciemnej chmury spadnie oczekiwany deszcz. Ale chmury przeszły i deszczu nie było.
Następny dzień pracowity jak zwykle przed wyjazdem. Mnóstwo prac pozaczynanych, niektóre zrobione do połowy a nieliczne nawet całe. Tyle ich, że wymienić trudno. Ale zawsze był czas na pogapienie się na motylki i trzmiele obiadujące na łanach fiołków i na promienie słoneczne podświetlające zjawiskowo wszystko wokół.
A wieczorem spadł długo oczekiwany deszcz i dogasające ognisko oglądałam zza szyby. Też piknie!
No tak, pozapuszczałam wici w sprawie blacharza niedrogiego i solidnego i stolarza taniego i uczciwego. Przez ponad tydzień cisza, gotowa byłam skorzystać z pierwszej otrzymanej oferty, bez wstępnych warunków czyli nawet drogo i niepewnie. A tu nagle wysypało i mam conajmniej dwie a w porywach trzy alternatywy. I znowu problem z nadmiarem i waham się, którego wybrać i czy ten wybrany będzie tym właściwym. W moim wieku takie możliwości raczej smucą niż cieszą.
U mnie tez fiołki
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Szczęsny czas fiołkowy, szkoda że taki krótki.
UsuńAleż miałaś długą przechadzke do swojej chatty, Krystynko! Ale dałaś radę! Nie jest z Tobą żle - przeciwnie - bardzo dobrze! A tyle jeszcze potem porobiłaś, tyle sprzątania, krzątaniny, uwijania sie w ogrodzie. Jestem pełna podziwu i uznania!
OdpowiedzUsuńPogodę miałaś piękną, energii dodajacą. Tak sie człowiek juz za słonkiem stęsknił,że jak zaświeci, to jakby sie jakieś akumulatorki wewnątrz nas ładowały.
Pieknie u Ciebie, a będzie jeszcze piekniej jak pan stolarz taras zrobi i okienko. Żeby tylko samochodzik dawał radę, bo te dojazdy autobusami i tachanie tobołów na dłuższą metę byłyby męczące.
Pozdrawiamy Cię serdecznie z naszej górki zamglonej, w deszczu skapanej!:-))*
Tak Olu, naładowałam akumulatorki, ciekawe na ile wystarczą ale teraz dostawa słońca będzie częsta i nie ustaniemy w drodze do ... no właśnie, do czego? A może to droga jest ważna a nie cel?
UsuńJak zrobi dobrze i tanio okienko to będzie piękniej a jak jeszcze i taras to będzie wygodniej.
Mówią, że najlepsze są takie tuż przed dwudziestką ale chyba nie autka mają na myśli. Samochód jak pies, w podobnym czasie się starzeją. Fordzik ma u mnie dożywocie, jak już będzie kaput postawię go na działce, obsadzę glicynią i będzie kącikiem do rozmyślań, drzemek, czytań.
Cieszy mnie deszcz, zdecydowałam że zaraz jadę do chatty. Serdeczności przesyłam
Faktycznie że fioletowo u Ciebie.:))) Jesteś jak Pszczółka Robotnica - trochę słońca, a Ty się krzątasz.:) Dokarmiasz widzę żywiołaki kiełbaską? :)))
OdpowiedzUsuńPięknie tam, chociaż masz kawałek drogi. Ale warto.
Z fachowcami to zawsze jest kłopot, jak trzeba jakiegoś znaleźć.
Masz sympatycznych sąsiadów - o łabędziach mówię.:)
Serdeczności:)
Krzątam się, szkoda że chaotycznie i efektów nie widać! Żywiołaki karmię drewnem, chociaż czasem kiełbaska spadnie z patyka.
UsuńOj warto Grażko, bo to moje sanatorium.
Kłopot z fachowcami rozwiązałam a łabądki focę do upojenia i one chyba to lubią.
Pozdrawiam.
Wiosna pieknie Cie przywitała....a te fiołki!!!!
OdpowiedzUsuńAle droga do domku..no, no. Zuch jesteś..dobrze, że to las bez wików:):): Cudnie tam masz i cudnie tak oderwać się, odpocząc..miejsce na pewno dobre..i te gniazdo łąbędzi...ach..rozmarzyłąm się..zcas jechac w plener....Przytulic sie do brzóz, pogadać z kaczkami.itp..a więć w drogę:): pa, pa
Ach te fiołki, tylko je jeść!
UsuńMam cudnie Jolu tam na skraju, flora i fauna na wyciągnięcie ręki. Zachęcam do wiosennych spacerów, przytulaj ile wlezie :-)
Zycie to niespodzianka, nigdy nie przekonasz się czy dokonałaś dobrego wyboru, bo zawsze jest co najmniej dwa wyjścia.
OdpowiedzUsuńPiękne te fiołeczki, tęsknię do Twoich lasów i chatki.
Rzecz w tym ze dowiesz się ale już po fakcie i nie da się cofnąć ani czasu, ani wyboru. Ale w sprawie fachowców znalazłam kompromis, jeden poszerzy mi taras a drugi zrobi ścianę.
UsuńPomyślimy, by zaspokoić Twoją tęsknotę, choćby kilka godzin, na pół dnia, na dzień ...
Fiolki, tak ich duzo, istne fiolkowe szalenstwo, takie fiolkowe polacie sa piekne, od dziecka wariowalam na ich punkcie, chodzilam, szukalam, a jak zobaczylam ich duzo to nie moglam sie nacieszyc, dla mnie to najpiekniejsze kwiatki. Krystynko rozumiem jak musialo Cie ucieszyc to piekno fiolkowe, kiedy dotarlas to chatki i mimo zmeczenia zlapalas za aparat. Dziekuje za te piekne zdjecia moich ukochanych fiolkow. Teresa
OdpowiedzUsuńPiękne są Tereso ale nietrwałe, po tygodniu już połowa przekwitła. Ale i tak będą zdobić trawnik do pierwszego koszenia, tak jak i stokrotki. Czy u Was nie ma fiołków? Szkoda, że mieszkasz tak daleko, rozdawałam w zeszłym tygodniu całymi kępami.
UsuńU nas też fiołki, ale jakieś inne, bladawe, za to barwinek nadrabia kolorem, całe łany; a może by tak fiołkową naleweczkę nastawić? czasami warto przejść się na własnych nogach, tak nieprzymuszenie, i ile się zobaczy nowego:-) wszędzie teraz testy, egzaminy, od małego, i w szkole, i w kościele, tak stresują te dzieciaki bez potrzeby; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńFiołki nietrwałe, zanim się ogarnę i pomyślę o konsumpcji już przekwitają. Oj warto Mario i czasem to robię ale tak jakoś wychodzi, że zawsze coś trzeba zawieźć do tej chaty, tam wszystko się przydaje i wykorzystuje.
UsuńZ tymi testami i egzaminami przesadzają ale myślę że ja i rodzice bardziej się stresujemy niż młody.
Uściski
U mnie fiołki opanowują to co kiedyś było trawnikiem. Odkąd odpuściłem sobie ingerencje w jego rozwój staje się coraz ciekawszy, choć wielu ludzi, o dogmatycznym podejściu, uważa, ze to zaniedbanie godne pozalowawnia.
OdpowiedzUsuńWitaj! U mnie trawnik to głównie stokrotki, mlecze, kurdybanek, gwiazdnica i trawa, właśnie w tej kolejności. To i koszę rzadko i ślicznie wygląda. A że inni maja wyskubany - kwestia gustu i priorytetów.
UsuńMoim zdaniem nie tyle gustów i priorytetów, co mody i konwenanswów. Wszyscy wiedzą jak POWINIEN wyglądać ZADBANY tawnik i niemałym kosztem (stoi za tym i biznes przecież) starają się do tego dostosować, jak dziewczęta do figury modelek z reklam. Gdbyny modny był trawnik upstrzony mleczami jestem przekonany, że wielu kupowałoby nasionka marketach ogrodniczych. A trawnik naturalistyczny jest i ładny i prosty (tani) w obsłudze.
UsuńDla kogoś moda i konwenanse są priorytetem, a dla innego wygoda i prostota. Każdy wybiera co mu pasuje i cieszę się, że nas, miłośników natury i jest coraz więcej i że na szczęście nie wszyscy muszą mieć "zadbany"
UsuńU mnie też fiołkowo, rosną wszędzie, a najwięcej przy oborze, aja lubie na nie patrzeć.
OdpowiedzUsuńTaki jest mój trawnik, fiołki, mlecze i wszystkie inne zieloności, lubię gdy jest tak dziko, wypielegnowane bez skazy trawniki, to nie dla mnie.
Zyczę Krysiu pięknej i ciepłej wiosny w Twoim uroczym domku.
Uściski
Trzeba się na maksa nacieszyć fiołkami bo tak krótko kwitną i nacieszają oczy i nosy (podobno smaki też).
UsuńCoraz nas jest więcej, miłośników trawników łąkowych, bo to i ładne i wygodne. Dzikie jest piękne - to moja ostatnie, nieszkodliwa obsesja.
I Tobie Amelio dobrej i owocnej wiosny w Twojej 100 letniej chacie ( i stodole :-))
Przepiękna opowieść o wiośnie budzącej się do życia. Rezygnacja z samochodu to dobra decyzja. Tyle pięknych widoków, ciepły wiatr niosący zapach lasu, słońce przebijające się przez gałęzie drzew...och! i te fiołki przecudowne! aż ma się ochotę zatopić się w takim mięciutkim, pachnącym dywanie:) Zazdroszczę możliwości podglądania natury.
OdpowiedzUsuńJa naprawdę nie nadużywam autka, tylko wtedy kiedy ciężkie rzeczy do przewiezienia albo sprawy do załatwienia w wielu odległych miejscach. Zawsze wolę per pedes bo wtedy wszystkie zmysły nakarmione.
UsuńFiołki przecudne ale tak nietrwała ich uroda !
Nie zazdrość Weroniko, spakuj plecak i w drogę ! I zdaj relację.
Masz prawdziwy, fiołkowy zawrót głowy !!!!!!!! U mnie tez są w każdym kącie ale takich pieknych kęp mam niewiele. Ciekawe, że i u mnie i u przyjaciółki na Kurpiach czosnek niedźwiedzi tez się nie rozrasta. Ciagle tych parę liści, choć kwitnie, zawiązuje nasiona ( i mógłby sie rozsiać albo rozmnożyc cebulowo). Jak wypadły egzaminy wnusia ? Na pewno świetnie. Uściski, dzielna gospodyni i życzę jak najszybszego uzdrowienia auta i bezbolesnego remontu w chattce !
OdpowiedzUsuńFiołkowo mam w głowie i fiołki w niej kwitną i lata nie maja tu nic do rzeczy. Ja mam bujne kępy ale ty masz i białe i różowe - jakaś sprawiedliwość musi być!
UsuńI co z tym czosnkiem niedźwiedzim, w lasach rozmnaża się obficie a tam, gdzie go chcą każę się prosić.
Wyniki egzaminów w odległym czasie i w odległej galaktyce, nie wiem po co stresują tak dziecka.
Autko nie w takim tragicznym stanie jak baje przeglądacz a remont w chacie nie może być bezbolesny. Nie ma takiej możliwości. Ale życzenia złagodzą ból i jakoś to będzie. A jak minie to zapomnimy i już tylko będziemy się cieszyć. My, Krystynka w podróży!
Solidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.
OdpowiedzUsuń