Jak planowałam, pojechałam w sobotę, po śniadaniu, na dobę do swojej chatty. W deszczu i wietrze. Wzięłam zapas owoców pozostały z tygodnia i suchy prowiant warzywny który dostałam na drogę. W sklepie dokupiłam pęczek koperku. W chatce wypakowałam wszystko do tekturowej skrzynki i całe dno było przykryte. Ponieważ deszcz odwalił za mnie całą planowaną robotę, bo ani podlewanie potrzebne ani koszenie możliwe, po rytualnym obejściu, zabrałam się około południa za przygotowanie obiadu. Wybrałam trzy talerzyki produktów na dwie sałatki i danie główne. Potem jeszcze dołożyłam jabłko na deser. Robiłam w dobrej kolejności ale sałatka z ogórka musiała się przegryźć z cebulką a jabłko upiekło się dużo wcześniej niż papryka. Najwcześniej była gotowa sałatka z marchwi, jabłka i mandarynki, więc ją zjadłam na początek, bo już było godzinę po obiadowej porze radawskiej i byłam głodna. Chwilę potem zjadłam pieczone jabłko, bo było gotowe i gorące, po dłuższej chwili sałatkę z ogórka. A papryka ciągle była niemiękka. Zjadłam ją dopiero w radawskiej porze kolacji, pogryzłam jabłkiem i dwoma kiwi. Logistyka i organizacja mnie zawiodły, ale został jeszcze bardzo spory zapas i będę czynić próby po powrocie z Radawy.
Narzekałam, że jesienią mało było czasu na spacer po arboretum i oto odpowiedź losu. Wycieczka tylko do Bolestraszyc, na całe dopołudnie. Szkoda, że nie do kolacji, byłoby lepsze światło do zdjęć. Z wycieczki wróciłam zawiedziona, bo znowu w arboretum tylko dwie, krótkie godzinki. Więc zdjęcia niepiękne i płaskie, bo nie było czasu ani na złapanie światła ani na ustawienie i wyostrzenie. Ale spotkałam ekipę z dronem i już niezadługo będzie można oglądnąć majowe arboretum z góry.
I żeby nie było, że byłam tam jedynym kolorowym kwiatem:
No i znowu na basen do Jarosławia - było, jak poprzednio, cudnie. Wprawdzie już około dwudziestu osób na całym obiekcie ale za to z gimnastyką.
Jak się odejmie wyjazdy i deszczowe dni to się okazuje, że tych wyczerpujących marszów do zdrowia, karkołomnych wycieczek rowerowych wcale nie było tak wiele przez dwa tygodnie. Ale po obydwu wracałam zgrzana i spocona, więc może coś zadziała.
Powitania nie było ani razu ale za to pożegnania słońca były zawsze, gdy tylko niebo było obiecujące. Raz nawet wzięłam aparat i zrobiłam sobie kilka zdjęć, na tle. A co!
Nastąpiła mała korekta jesiennych postanowień. Po fachowym instruktażu i dniu treningu polubiłam kijki i już myślę o swoich. W Wikipedii o nordic walking piszą:
"Treść tego artykułu brzmi jak reklama.
Pomóż poprawić go tak, aby był zgodny z zasadą neutralnego punktu widzenia."
To chyba znaczy, że o tej technice nie da się napisać nic złego.
W drugiej połowie turnusu inwazja i plaga muszek uprzykrzała marsze, jazdy i spacery. Na rowerze przydałaby się maska szermiercza, bo nierzadko, gdy wjeżdżało się w chmurę, trzeba było zamknąć usta i oczy a i tak wpadały do nosa. Wszyscy mówią, że nigdy ich tyle nie było. Więc co wybrać na następny przyjazd, wiosnę czy jesień?
Bo chociaż dziś postanawiam, że będę się porannie gimnastykować (jesienią też postanowiłam), chodzić z kijami i jeździć na rowerze (ale gdzie?), jeść cztery razy dziennie mniejsze porcje (a nie dwie duże), jeść surówkę do obiadu - to co zostanie z tych postanowień??? Jeśli niewiele, to trzeba znowu tu przyjechać, bo w Brzózie mało warunków do aktywnego życia a w miasteczku ani tyle.
Na turnusie wszystko jak w bajce: stoliczku nakryj się. Przychodzę zdyszana z porannej, cudnej gimnastyki a na stoliku czeka szklanka nektaru owocowego, który wypijam powoli, po łyku. Szybki prysznic i na stoliku czekają bajecznie kolorowe, ślicznie ozdobione dwie surówki warzywno-owocowe. Gdy kończę je jeść niespiesznie, na stół podają coś gorącego, czasem zupę krem, czasem gotowane warzywa lub mix typu leczo. No i obowiązkowo dzbanek z barszczem z czerwonych buraków i owoc na drogę. To się powtarza, gdy wracam zmęczona i spocona z marszu po zdrowie, i z rowerowej przejażdżki po spokojnej, czarownej okolicy. I to nie bajka!
Jest wprost "multiwitaminowo"
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Witamin multi ale smaki nijakie. Na szczęście jutro już koniec tego 'szczęścia'.
UsuńKrystynko, podziwiam Cię, ta dieta, gimnastyka... zazdroszczę zapału, konsekwencji i wytrwałości. Pięknie to wszystko wygląda, nie wierzę , że smakuje nijako. Na pewno jest pyszne!
OdpowiedzUsuńMagnolie cudne, czy to bez czarny już kwitnie?
Buziaki!
Wiem, jestem szczęściarą, ale jestem na zasłużonej i można powiedzieć, że zapracowałam na to. A konsekwencji i wytrzymałości mi brakuje bardzo, dlatego właśnie muszę to robić w zorganizowanej, mobilizującej grupie, w domu nie wychodzi nic a nic. Tylko zapał mam - słomiany :-)
UsuńPyszne może jako dodatek do żeberek ale nie jako jedyne jedzonko.
Też myślałam z daleka, że to czarny bez ale popatrz, ma całkiem inne liście.
Serdeczności Dominiko!
To znaczy, że po powrocie wrzucisz żeberka na ruszt? no to się uspokoiłam, myślałam że taka dyscyplina panować będzie już na zawsze.
UsuńNo tak, liście całkiem niebzowe.
Uściski!
Taki miałam zamiar ale jak przyszło co do czego kupiłam ryby, solę i pstrąga.
UsuńNie, w moim cudnym, słusznym wieku już się nie zmuszamy do dyscypliny, bo ona nam nie służy.
A jak nie bez, to co Dominiko ?
A ja czytam, patrzę i slinka mi leci. Jesteś w raju i tyle! Doceń to Krysiu, póki masz! A żeberka nie zając!
OdpowiedzUsuńW maju wszędzie wyglada rajsko! Wszystko pcha sie do zycia.No i pogoda nareszcie cudna. Tylko much i kleszczy od groma. Zima byłą zbyt łagodna - nie wymroziłą tego tałatajstwa. Czyli nie ma róży bez kolców.
Uściski serdeczne zasyłamy!:-))
Mnie też leciała ślinka przed wyjazdem i jeszcze przez pierwszy tydzień ale dwa tygodnie na samych warzywach i owocach mnie zmogło. Ale doceniam Olu, bardzo, zwłaszcza że ukazywały się na stole jak za dotknięciem różdżki. I wytrzymałam dzielnie całe dwa tygodnie i jeszcze w Brzózie dodałam tylko rybkę i nic więcej.
UsuńAch, ten maj czarowny! Przeminie ta zieloność i soczystość a muchy i kleszcze pozostaną do jesieni. Sorry, taki mamy klimat.
Pozdrawiam słonecznie :-)))
Ładne, ale na pewno smakowite? Ponoć dania roslinne mogą byc niezłe w smaku, nie to jednak jak domieszka vegety hi hi. Co do kijków, to dobrze byłoby rzecz zbadac i sie do tego przygotować. Są jakies techniki ich używania. Mnie to oczywiście nie rajcuje ani troche, ale widuję pańcie idące i żwawo plotkujące wymachujace kijkami wysoko nad głowami. Czasem taki kijek stuknie o glebe dla zaakcentowania jakeijś szczególnie smakowitej plociuchy ;))
OdpowiedzUsuńCzy ładne to smakowite? Na krótko tak.
UsuńJestem po kursie kijkowym: instruktaż, trening i sprawdzian. Mnie rajcuje i owszem, to wszechstronna aktywność. I chodzę solo, bo nie lubię się dostosowywać, więc mi plociuchy nie straszne. I kijki trzymam przy ziemi.
Spróbuj Cesiu, naprawdę warto !!!
Krystynko, czytam Twoje dobre wiadomości, i oglądam, i nawet dostrzegam Cię na fot, w stroju kompatybilnym do sytuacji:)
OdpowiedzUsuńA te cudne rajskie owoce! Czy to się je, czy tylko podziwia? Piękne foty. I dużo słońca w Twoim opowiadaniu. Dziękuję! xx
Czasem gdzieś się przemknę fot Dorotko, ale w tym poście to trzykrotnie, specjalnie i kompatybilnie.
UsuńOwoce trochę rajskie, ale wycinanki jak najbardziej polskie. I się podziwia i się je.
Dużo radości wokół mnie. Podziękowania przyjęte Dorotko :-)))
Pięknie, kolorowo, kwieciście i smakowicie. :)
OdpowiedzUsuńTe rzeźby owocowe są rewelacyjne. Bardzo mi się takie rzeczy podobają. A że lubię jeść owoce i warzywa (może z wyjątkiem pietruszki i selera:)), to wygląda to niezmiernie kusząco. :) Oczywiście mięso też jadam. Na przykład bardzo lubię indyka natartego majerankiem i upieczonego w rękawie foliowym. :)
Bardzo podobają mi się liście miłorzębu. Takie delikatne wachlarzyki.
A Ty oczywiście jesteś uroczo wiosenna. :)
Serdeczności :)
Dziękuję Grażko, troszkę się postarałam.
UsuńTe cudeńka były w ostatnim dniu, do podziwiania, popijania i smakowania.
Narazie jem ryby ale następny będzie indyk. Żeberka dopiero długo, długo potem.
Ginkgo biloba i uroczy i uniwersalny dla zdrowia. Ja urywam listek i traktuje jako talizman.
Grażko, ale mnie skomplementowałaś, sama się sobie wydawam urocza w tej wiosennej porze,
Dla mnie najpiękniejsze z tego jest, że czeka na stole. Nie trzeba samemu szykować, gotować. Uwielbiam to w wyjazdach!
OdpowiedzUsuńDla mnie też Tino, to najważniejsze i chociaż lubię gotować, to wizja jedzenia czekającego na stole, nieodmiennie mnie uwodzi.
UsuńTez tam wroce,chociaz dopadlo mnie jo jo.
OdpowiedzUsuńRzadko kto ma tak silny charakter by samemu wytrwać w wyrzeczeniach, nawet tych dla zdrowia. Więc warto wracać tam, gdzie pozytywna energia grupy i gdzie dbają o nas czule. Prawda?
Usuń