Dzień pierwszy - z zachwytem.
Dzień biało - niebieski i słoneczny, lekki mrozik, po drodze odwiedzam moją ulubioną inspirację i wchodzę na podwórko czarownej chatynki. Poznaję gospodarza i z żalem dowiaduję się, że chateńka już darowana bratankowi, notarialnie.
Na miejscu otwieranie okiennic, obieganie swojej boskiej dzierżawy w miejskich ciuchach, urocze spacery po najbliższej okolicy, skrzypi pod nogami. zapach zimy czyli śniegu, mrozu, świeżości i zdrowotności.
Dopiero potem rozpakowywanie, przebieranie, rozpalanie, palenie, dokładanie. Słońce zachodzi za las pomarańczową łuną. Niebo wygwieżdżone, księżyc w D jasno świeci. DZIEŃ POWIETRZA !
Dzień drugi - z radością.
Ranek chłodny, szary i mokry, jakże inny od wczorajszego. W łóżku, pod dwoma kołdrami ciepło więc tylko hycam zrobić kawkę, włączyć kaloryferek i nura w pióra z "Pomarańczami w śniegu". W samo południe wstaję, rozpalam piecyk i wyłączam kaloryferek. Piecyk nienażarty, by rozgrzać izbę do przyzwoitej temperatury podkładam i dokładam, na górnej blasze piekę placki ziemniaczane i robię do nich grzybowy sosik. Popołudniu idę na spacerowe człapanie ale krótko bo albo śnieg z deszczem albo deszcz ze śniegiem i nawet gumofilce przemakają. Szybko wracam bo cudnie jest siedzieć w chatcie gdy za oknami siąpi i ciurka, woda skapuje z dachów i mokrych gałęzi. Pachnie dymem i mokrym, ciężkim śniegiem. DZIEŃ WODY !
Dzień trzeci - z potrzeby.
Rano mróz za oknem, w izbie niewiele lepiej, wystudziła się przez długą noc - dziś palenie od rana. Gotowe zapasy drewna już się prawie skończyły (a jeszcze zima się nie zaczęła) więc nurkuję pod taras i wywlekam karton kawałków, niestety chyba sosnowych. Gotuję zupę na górnej płytce a potem grzeję wodę ze śniegu bo płyta gorąca. I dziwię się, jak to się dzieje, że z bielusieńkiego śniegu jest szara woda (szara ale nie brudna, bo cudnie pachnie i pięknie zmywa). Znajduję jeszcze worek długich szczap z drzew liściastych, które kilka lat przeczekały w garażu, i o zmroku, w ramach rozgrzewki i rozrywki piłuję je na połowę. Qrna, twarde jak stal, przepiłowałam tylko dwie ale trzy z tych kawałków paliły się do północy conajmniej a raniusieńko jeszcze był żar. Co to za drewno było!!! Doskonałe na noc! Jak się dowiedzieć co zacz? Przed północą dołożyłam ostatnie polano i zapaliłam podgrzewacze przy łóżku. DZIEŃ OGNIA !
Dzień czwarty
W czwartym dniu zatęskniłam za mieszkaniowymi kaloryferami, bo choć cudnie jest gapić się w ogień, ale trzeba wcześnie wstawać, rozpalać, piłować, podkładać. Po czterech dniach palenia zużyłam ponad połowę skąpych zapasów drewna, moja wina bo o drewnie trzeba myśleć z rocznym wyprzedzeniem.
Przed wyjazdem dekoruję izbę na złoto, dla obfitości i pomyślności. Omiatam piecyk, wyrzucam popiół, myje szybkę. Miło będzie w Nowym Roku nie zaczynać od brudnej roboty.
Tym razem trzy razy sprawdzam czy pozamykane i wygaszone. Gdy wyjeżdżam już deszcz i niewiele plusowe temperatury pokonały zwiastuny zimy. Znowu jesień, szara i brunatna, krety się rozdokazywały i ryją wokół. DZIEŃ ZIEMI !
Ale pięknie w tej Twojej chatce! Jak przytulnie i swojsko:)
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię taki delikatny mrozik, kiedy wszystko skrzy się w promieniach słońca, powietrze jest suche i tylko nosy marzną:)
Każdy za czymś tęskni, ja nie mogę sobie pozwolić na kominek, więc ratują mnie leśne zapachy do odkurzacza, dzięki którym pachnie w mieszkaniu jak z piecyka opalanego drewnem;)
To nienachalne i dyskusyjne piękno ale mnie się podoba przytulność izby, zwanej czasem przekornie salonem.
UsuńOby więcej takich rześkich, błękitnych dni, z lekkim mrozem i słońcem. Świat wtedy jak z bajki.
Na wszystko przyjdzie czas Weroniko, na prawdziwy kominek też, trzeba tylko tęsknić i marzyć, a to dobry pomysł by te marzenia podsycać uroczym zapachem.
W ogniu zobaczyłam oczy
OdpowiedzUsuńJa je zobaczyłam dopiero na zdjęciach, bo jak ogień migotał nie było widać, to smugi na niedoczyszczonej szybie. Demonicznie wyglądają, prawda?
UsuńInspiracja z koteczkiem trójbarwnym w oknie, ajajaj! a nad oknem zioła, pewnie święcone jeszcze w oktawę Bożego Ciała; tak mi się przypomniało, że moja mama ścierała te suszone, ziołowe wianki i dawała cielakom do picia, żeby zdrowo rosły; najlepsze drewno do palenia twarde, buczyna, grabina, i wyschnięte, jest wtedy kaloryczne, długo się pali i nie traci energii na odparowanie wody, trzeba więc już na wiosnę myśleć o zapasach zimowych, coby przewiało przez lato, a najlepiej rotacyjnie, z roku na rok; z brzozy czy sosny nie ma pociechy, fuk! i już po paleniu; tak, sprawdzaj trzy razy, albo i więcej, z ogniem i iskrami nie ma żartów; to dobrze, że krety ryją, ponoć to wróży, że zima będzie lekka; zazdraszczam tych dni, żywiołów, bo mój mąż teraz chatkuje, a ja ogarniam dom i kuchnię, bo niby remont niedawno, a pająki zdążyły z ogrodu wejść do domu; smażę, lepię, mrożę, żeby mieć trochę wytchnienia potem, a teraz czeka na mnie ćwiartka świniaka do rozebrania, przywieziona rano; jejku, jak mi się nie chce, a tu towarzystwo mięsożerne; strasznie długie komentarze piszę do Ciebie, takie monologi, przepędź mnie;
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie. I gwiazdki lecą za różdżką.
Trikolorka cały czas pilnowała czy nie robię krzywdy gospodarzowi, wodziła za nim wzrokiem cały czas, niezwykły kociak.Dzięki za radę, zapisałam sobie, które drewno twarde i zamówię wiosną. Za parę lat będę miała całą chattę obłożoną drewnem, no przynajmniej z trzech stron. Ja mogę chatkować bo jadę na święta do dzieci, już od kilku lat tak się fajnie urządzam. Szczęśliwy ludź ze mnie - prawda? Ależ Maryś Miła, posiaduj u mnie jak najdłużej, cała przyjemność po mojej stronie. A takie gwiazdki z nieba marzą mi się w drodze na pasterkę. Serdeczności.
UsuńKochana widzę, że nie byłaś sama w chatce, czyjeś oczy z kominka Ci towarzyszyły, strzegły i chyba podpatrywały :-)).
OdpowiedzUsuńOglądam te śliczne fotki zimowe na których nawet zima ciepło wygląda... i marzę, bo nie byłam tam kiedy biało. Serdeczności. K.
To dziwna i tajemnicza sprawa bo ja ich nie widziałam w płonącym kominku i nie wiem czy były niewidzialne czy niewidoczne. Dopiero na zdjęciach, gdzie ogień nieruchomy. I może dobrze, bo niezbyt by mi był miły taki byt. Strzegł czy śledził, chronił czy podpatrywał - kto go tam wie.
UsuńJeden taki dzień był, pierwszy - ale będą jeszcze w styczniu na pewno i już dziś zapraszam. Dobrej nocy Krystyno
U mnie miala byc jesien, powietrze polarnomorskie, w dzień plus. Jak zwykle nic sie nie sprawdziło i po mrozie nocnym jest mróz dzienny. Dzień głupoty meteo!
OdpowiedzUsuńNo tak, przepowiadacze się nie popisują. Trudne i dziwne czasy nastały, żeby w grudniu bez śniegu i mrozu? Ja wiem, że ty wolisz bez ale ja proszę i żądam, niech wreszcie będzie wokół biało!
UsuńTrochę biało może być, byle nie z trzeszczącym mrozem i krótko! Muszę tez coś złotego przywlec do chaty, skoro to ma przyniesć obfitość i pomyślnosc, dziękuję za porade :))
UsuńLekki mrozik, skrzący śnieg zadowoli nas obie.
UsuńA coś złotego koniecznie bo to symbol bogactwa i dostatku. Ja nie lubię biżuterii ale drobne ozdoby domu w kolorze złota i owszem.
Śliczna ta Twoja opowieść. Tak miło się czyta. :)
OdpowiedzUsuńU nas też krety szaleją.
Podoba mi się w Twoim piecyku ten pomysł z górną płytą, na której można coś ugotować lub odgrzać. Świetne rozwiązanie.
Pozdrawiam cieplutko :)
Śliczna bo ze ślicznego miejsca wywiedziona. Piecyk długo był wybierany pod kątem wielofunkcyjności, by grzał izbę, podgrzewał a może i gotował wodę i strawę i cieszył oczy widokiem płomieni i żaru.
UsuńPiękna szkoła przetrwania, Krysiu ! Zawsze podziwiam Twoją odpornośc na chłód, ja jestem ciepłolubna ( no, chociaż te 20 st. w domu). Ostatnio słyszałam, jak jakiś pan bardzo zachwalał olszynę jako paliwo. Ja palę brzozą i czasem dębem (kominek) i trochę sosną (piec). W Twoim piecu widzę głowę kota - hi, hi, czyzby szykował Ci sie mruczący towarzysz ??? Uściski !
OdpowiedzUsuńAle ja za to Aniu nie jestem odporna na upał, ponad 25 w cieniu mnie rozwala, więc to co zaoszczędzam na ogrzewaniu odkładam na klimę. Zbieram dobre rady w sprawie drewna. Wprawdzie w interncie mozna znaleźć wszelką wiedzę ale rady od znajomych zawsze cenniejsze Maria mówi buk i grab, Ty olcha - już się nie dam nabrać w tartaku. Sosną też będę dopalała bo wokół mnóstwo upadłych gałęzi.
UsuńPożyjemy, zobaczymy - może kot, może pies, może koza :-)))
Widzę, że koza zdaje egzamin :--) cztery żywioły wspaniałe! sama nie wiem który ciekawszy, serdeczności :--)
OdpowiedzUsuńKoza pozytywnie zaskakuje, muszę tylko zabezpieczyć jej obrok bo żre niesamowicie, jeśli musi grzać, podgrzewać i gotować. A musi!
Usuń