czwartek, 12 grudnia 2013

Cztery dni - cztery żywioły

Cztery dni w chatcie, cztery dni palenia w piecyku.
Dzień pierwszy - z zachwytem
Dzień biało - niebieski i słoneczny, lekki mrozik, po drodze odwiedzam moją ulubioną inspirację i wchodzę na podwórko czarownej chatynki. Poznaję gospodarza i z żalem dowiaduję się, że chateńka już darowana bratankowi, notarialnie.
Na miejscu otwieranie okiennic, obieganie swojej boskiej dzierżawy w miejskich ciuchach, urocze spacery po najbliższej okolicy, skrzypi pod nogami. zapach zimy czyli śniegu, mrozu, świeżości i zdrowotności.
Dopiero potem rozpakowywanie, przebieranie, rozpalanie, palenie, dokładanie. Słońce zachodzi za las pomarańczową łuną. Niebo wygwieżdżone, księżyc w D jasno świeci. DZIEŃ POWIETRZA !
Dzień drugi - z radością. 
Ranek chłodny, szary i mokry, jakże inny od wczorajszego. W łóżku, pod dwoma kołdrami ciepło więc tylko hycam zrobić kawkę, włączyć kaloryferek i nura w pióra z "Pomarańczami w śniegu". W samo południe wstaję, rozpalam piecyk i wyłączam kaloryferek. Piecyk nienażarty, by rozgrzać izbę do przyzwoitej temperatury podkładam i dokładam, na górnej blasze piekę placki ziemniaczane i robię do nich grzybowy sosik. Popołudniu idę na spacerowe człapanie ale krótko bo albo śnieg z deszczem albo deszcz ze śniegiem i nawet gumofilce przemakają. Szybko wracam bo cudnie jest siedzieć w chatcie gdy za oknami siąpi i ciurka, woda skapuje z dachów i mokrych gałęzi.  Pachnie dymem i mokrym, ciężkim śniegiem. DZIEŃ WODY !
Dzień trzeci - z potrzeby.
Rano mróz za oknem, w izbie niewiele lepiej, wystudziła się przez długą noc - dziś palenie od rana. Gotowe zapasy drewna już się prawie skończyły (a jeszcze zima się nie zaczęła) więc nurkuję pod taras i wywlekam karton kawałków, niestety chyba sosnowych. Gotuję zupę na górnej płytce a potem grzeję wodę ze śniegu bo płyta gorąca. I dziwię się, jak to się dzieje, że z bielusieńkiego śniegu jest szara woda (szara ale nie brudna, bo cudnie pachnie i pięknie zmywa). Znajduję jeszcze worek długich szczap z drzew liściastych, które kilka lat przeczekały w garażu, i o zmroku, w ramach rozgrzewki i rozrywki piłuję je na połowę. Qrna, twarde jak stal, przepiłowałam tylko dwie ale trzy z tych kawałków paliły się do północy conajmniej a raniusieńko jeszcze był żar. Co to za drewno było!!! Doskonałe na noc! Jak się dowiedzieć co zacz? Przed północą dołożyłam ostatnie polano i zapaliłam podgrzewacze przy łóżku. DZIEŃ OGNIA !
Dzień czwarty   
W czwartym dniu zatęskniłam za mieszkaniowymi kaloryferami, bo choć cudnie jest gapić się w ogień, ale trzeba wcześnie wstawać, rozpalać, piłować, podkładać. Po czterech dniach palenia zużyłam ponad połowę skąpych zapasów drewna, moja wina bo o drewnie trzeba myśleć z rocznym wyprzedzeniem.  
Przed wyjazdem dekoruję izbę na złoto, dla obfitości i pomyślności. Omiatam piecyk, wyrzucam popiół, myje szybkę. Miło będzie w Nowym Roku nie zaczynać od brudnej roboty.
Tym razem trzy razy sprawdzam czy pozamykane i wygaszone. Gdy wyjeżdżam już deszcz i niewiele plusowe temperatury pokonały zwiastuny zimy. Znowu jesień, szara i brunatna, krety się rozdokazywały i ryją wokół. DZIEŃ ZIEMI ! 


18 komentarzy:

  1. Ale pięknie w tej Twojej chatce! Jak przytulnie i swojsko:)
    Ja bardzo lubię taki delikatny mrozik, kiedy wszystko skrzy się w promieniach słońca, powietrze jest suche i tylko nosy marzną:)
    Każdy za czymś tęskni, ja nie mogę sobie pozwolić na kominek, więc ratują mnie leśne zapachy do odkurzacza, dzięki którym pachnie w mieszkaniu jak z piecyka opalanego drewnem;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nienachalne i dyskusyjne piękno ale mnie się podoba przytulność izby, zwanej czasem przekornie salonem.
      Oby więcej takich rześkich, błękitnych dni, z lekkim mrozem i słońcem. Świat wtedy jak z bajki.
      Na wszystko przyjdzie czas Weroniko, na prawdziwy kominek też, trzeba tylko tęsknić i marzyć, a to dobry pomysł by te marzenia podsycać uroczym zapachem.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ja je zobaczyłam dopiero na zdjęciach, bo jak ogień migotał nie było widać, to smugi na niedoczyszczonej szybie. Demonicznie wyglądają, prawda?

      Usuń
  3. Inspiracja z koteczkiem trójbarwnym w oknie, ajajaj! a nad oknem zioła, pewnie święcone jeszcze w oktawę Bożego Ciała; tak mi się przypomniało, że moja mama ścierała te suszone, ziołowe wianki i dawała cielakom do picia, żeby zdrowo rosły; najlepsze drewno do palenia twarde, buczyna, grabina, i wyschnięte, jest wtedy kaloryczne, długo się pali i nie traci energii na odparowanie wody, trzeba więc już na wiosnę myśleć o zapasach zimowych, coby przewiało przez lato, a najlepiej rotacyjnie, z roku na rok; z brzozy czy sosny nie ma pociechy, fuk! i już po paleniu; tak, sprawdzaj trzy razy, albo i więcej, z ogniem i iskrami nie ma żartów; to dobrze, że krety ryją, ponoć to wróży, że zima będzie lekka; zazdraszczam tych dni, żywiołów, bo mój mąż teraz chatkuje, a ja ogarniam dom i kuchnię, bo niby remont niedawno, a pająki zdążyły z ogrodu wejść do domu; smażę, lepię, mrożę, żeby mieć trochę wytchnienia potem, a teraz czeka na mnie ćwiartka świniaka do rozebrania, przywieziona rano; jejku, jak mi się nie chce, a tu towarzystwo mięsożerne; strasznie długie komentarze piszę do Ciebie, takie monologi, przepędź mnie;
    pozdrawiam serdecznie. I gwiazdki lecą za różdżką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trikolorka cały czas pilnowała czy nie robię krzywdy gospodarzowi, wodziła za nim wzrokiem cały czas, niezwykły kociak.Dzięki za radę, zapisałam sobie, które drewno twarde i zamówię wiosną. Za parę lat będę miała całą chattę obłożoną drewnem, no przynajmniej z trzech stron. Ja mogę chatkować bo jadę na święta do dzieci, już od kilku lat tak się fajnie urządzam. Szczęśliwy ludź ze mnie - prawda? Ależ Maryś Miła, posiaduj u mnie jak najdłużej, cała przyjemność po mojej stronie. A takie gwiazdki z nieba marzą mi się w drodze na pasterkę. Serdeczności.

      Usuń
  4. Kochana widzę, że nie byłaś sama w chatce, czyjeś oczy z kominka Ci towarzyszyły, strzegły i chyba podpatrywały :-)).
    Oglądam te śliczne fotki zimowe na których nawet zima ciepło wygląda... i marzę, bo nie byłam tam kiedy biało. Serdeczności. K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dziwna i tajemnicza sprawa bo ja ich nie widziałam w płonącym kominku i nie wiem czy były niewidzialne czy niewidoczne. Dopiero na zdjęciach, gdzie ogień nieruchomy. I może dobrze, bo niezbyt by mi był miły taki byt. Strzegł czy śledził, chronił czy podpatrywał - kto go tam wie.
      Jeden taki dzień był, pierwszy - ale będą jeszcze w styczniu na pewno i już dziś zapraszam. Dobrej nocy Krystyno

      Usuń
  5. U mnie miala byc jesien, powietrze polarnomorskie, w dzień plus. Jak zwykle nic sie nie sprawdziło i po mrozie nocnym jest mróz dzienny. Dzień głupoty meteo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, przepowiadacze się nie popisują. Trudne i dziwne czasy nastały, żeby w grudniu bez śniegu i mrozu? Ja wiem, że ty wolisz bez ale ja proszę i żądam, niech wreszcie będzie wokół biało!

      Usuń
    2. Trochę biało może być, byle nie z trzeszczącym mrozem i krótko! Muszę tez coś złotego przywlec do chaty, skoro to ma przyniesć obfitość i pomyślnosc, dziękuję za porade :))

      Usuń
    3. Lekki mrozik, skrzący śnieg zadowoli nas obie.
      A coś złotego koniecznie bo to symbol bogactwa i dostatku. Ja nie lubię biżuterii ale drobne ozdoby domu w kolorze złota i owszem.

      Usuń
  6. Śliczna ta Twoja opowieść. Tak miło się czyta. :)
    U nas też krety szaleją.
    Podoba mi się w Twoim piecyku ten pomysł z górną płytą, na której można coś ugotować lub odgrzać. Świetne rozwiązanie.
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śliczna bo ze ślicznego miejsca wywiedziona. Piecyk długo był wybierany pod kątem wielofunkcyjności, by grzał izbę, podgrzewał a może i gotował wodę i strawę i cieszył oczy widokiem płomieni i żaru.

      Usuń
  7. Ania z Siedliska15 grudnia 2013 14:38

    Piękna szkoła przetrwania, Krysiu ! Zawsze podziwiam Twoją odpornośc na chłód, ja jestem ciepłolubna ( no, chociaż te 20 st. w domu). Ostatnio słyszałam, jak jakiś pan bardzo zachwalał olszynę jako paliwo. Ja palę brzozą i czasem dębem (kominek) i trochę sosną (piec). W Twoim piecu widzę głowę kota - hi, hi, czyzby szykował Ci sie mruczący towarzysz ??? Uściski !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja za to Aniu nie jestem odporna na upał, ponad 25 w cieniu mnie rozwala, więc to co zaoszczędzam na ogrzewaniu odkładam na klimę. Zbieram dobre rady w sprawie drewna. Wprawdzie w interncie mozna znaleźć wszelką wiedzę ale rady od znajomych zawsze cenniejsze Maria mówi buk i grab, Ty olcha - już się nie dam nabrać w tartaku. Sosną też będę dopalała bo wokół mnóstwo upadłych gałęzi.
      Pożyjemy, zobaczymy - może kot, może pies, może koza :-)))

      Usuń
  8. Widzę, że koza zdaje egzamin :--) cztery żywioły wspaniałe! sama nie wiem który ciekawszy, serdeczności :--)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koza pozytywnie zaskakuje, muszę tylko zabezpieczyć jej obrok bo żre niesamowicie, jeśli musi grzać, podgrzewać i gotować. A musi!

      Usuń