Chociaż jeszcze lato, to już jesienny pobyt. W nocy zmarzłam
pod lekką kołdrą, ranki już nie rześkie ale chłodne, nawet ubrałam skarpety do
śniadania. Na spacerach widzę stosy drewna przy chatach na wsi, u mnie też
zaczątek chociaż jeszcze nie ma pieca. Zbieram mizerne plony marchwi,
pietruszki, selera, wyrywam fasolkę i groszek, wyłuskuję ziarna, zbieram
pomidory i maliny, wyłuskuję nasionka powojnika i groszku ozdobnego.
Przekwitanie i owocowanie. I robię dziś jesienną zupę. Bazą jest kawałeczek
wędzonki, która niestety nie rośnie mi na działce, zebrane jarzyny i zioła. Wielkie wiechcie bazylii i oregano, troszkę
rozmarynu i tymianku. Podbieram kilka ziemniaczków które wyrosły na kompostniku
z obierek wiosennych. I po godzinie mam wielki gar rozgrzewającej zupy na kilka
dni. I dobrze, bo oprócz odchwaszczania mam na liście 7 zadań do wykonania.
Ranek jakiś
niemrawy, może dlatego, że zamiast sączyć poranną kawkę wypiłam dwa kubki
gorącej herbaty z sokiem malinowym i zasiedziałam się nad kilku punktową listą
zadań do wykonania. Jakoś nie mogę się zebrać do pracy, więc olewam listę, ubieram się na różowo, biorę kapryśny aparat i idę na spacer. Wracam po 3 godzinach pełna obrazów,
gałązek i zapału ale też głodna. Po dwóch miseczkach jesiennej zupy dostaję
takiego wigoru, że oczyszczam z chwastów młody żywopłot z ligustru, przesadzam
sosenkę, przedłużam grządkę, dosadzam truskawki i właśnie zabieram się za
teren wokół ogniska gdy przyjeżdżają z kratką do wiaty winnej. Wygląda dziwnie
i nie pasuje do półwałków, za gęsto szczebelki, wychuchana, nie takiej chciałam, w dodatku trzeba ją
szybko zaimpregnować bo wyszlifowana i suchutka
- ale niech tam. Robota głupiego do wieczora i nie skończyłam bo brakło
zielonego impregnatu, duża część została na rękach a ja nie mam
rozpuszczalnika. Rozpaliłam ognisko z sosnowych gałązek przyniesionych ze
spaceru by pachniało nie tylko farbą ale oba te zapachy nabawiły mnie bólu
głowy, pierwszego od ponad pół roku. Wracam wcześnie do chatty, do sypialni, do
łóżeczka umywszy się tylko conieco i niezbyt starannie, jutro wracam i biorę
pościel do prania. Coś w radio pitigrilą
ale w głowie mi się kręci i szybko usypiam. Budzę się o 3-ej, wyspana i
radosna, na liście do zrobienia jeszcze kilka punktów ale to przecież noc i
ciemno i zimno i cicho. Więc sięgam do podręcznej biblioteczki i razem z
Ferencem Matte zakładam winnicę w Toskanii – a co! mam przecież wiatę winną i dwa krzaki winogron w
Brzózie Królewskiej.
Jak piękna ta chata!!!!
OdpowiedzUsuńWidzę,że jesień i u Ciebie zawitała:)
Robota u Ciebie w pełni:)
I zdjęcia tak cudne
Do kolejnej wizyty więc a teraz mówię "Dobranoc"
To jakieś drobne nieporozumienie, bo żadna z chat w tym poście nie moja, a pałacyk tym bardziej, ale jesień i owszem, nawet w lecie a i roboty nie brakuje.
UsuńA aparat właśnie oddałam do naprawy bo ze stu zdjęć ledwo można było wybrać kilkanaście a i te trzeba było obcinać z boków, przysłona zastrajkowała.
Więc cieszę się, że tego nie widać na pierwszy rzut oka.
Krystynko, jak ja lubie te Twoje wiejskie klimaty. Taka cisza i spokoj, tak fajnie u Ciebie - po prostu swojsko.
OdpowiedzUsuńPiekny ten Palac, ale ze, co?! Opuszczony, porzucony czy kasy brak na utrzymanie.
Usciski serdeczne przesylam:)
Zaleglosci mam u Ciebie straszne ale nadrobie, bo bardzo lubie do Ciebie zagladac:)
Moje klimaty wiejskie a Twoje podróżne i przestrzenne. "Każda pliszka swój ogonek chwali" czyli inaczej każdy ma taki Raj jaki wymarzył i wydrapał pazurami.
UsuńPałac jest mniejsza częścią ordynacji łańcuckiej i traktowany jak ubogi krewny, ledwo coś skapnie na obkoszenie włości i strażnika ... czyli brak forsy.
Pozdrawiam wczesnojesiennie, zaległości są dobre na długie, deszczowe, późnojesienne wieczory
Nie powiem , ze czekam na te poznojesienne wieczory - nie, nieeee:)))
UsuńPazury musze zaostrzyc, bo chcialoby sie wiecej i wiecej......
Chcieć więcej i więcej to filozofia ludzi młodych, mnie trzeba niewiele. A Ty Renatko ostrz pazury na nowe wyzwania i przygody.
UsuńRozrosły się moje winogrona, linki mocno obwisły, zastanawialiśmy się z mężem, że trzeba im jakieś widełki podstawić, a i słupek bramny ktoś nam wyłamał, zresztą spróchniały był, zabetonujemy metalowe obejmy, a w to dopiero słupki, nie będą zagniwać, fajna robótka na jesienne dni; a skarpety na zimne stopy są już także w użyciu; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMoje krzewy winne jeszcze malutkie, wiata narazie na wyrost ale jedno, to ciemne jest altanowe i szybko rośnie a drugie białe, jakby krzaczaste. Słupy wiaty stoją na betonowych pęckach, szkoda że nie dałam obejm ale słupy to okorowane drzewka więc nie bardzo się dało. Może wytrzymają kilka lat. Serdeczności Mario.
Usuń