wtorek, 17 września 2013

Czekanie na deszcz

Grzyby lubią mokro i ciepło. W naszych lasach ciepło jest ale sucho, więc na deszcz czekam w mieszkaniu. Nie sprzątam, bo snuję plany? marzenia? by zrobić przejście z kuchni do gabinetu i sypialni. Niestety, lub na szczęście, trzeba będzie zedrzeć tapety, w tym moją ulubioną, zieloną oranżerię.  Ale ona już bidulka, pospinana pineskami , lada kiedyś zwinie się sama z siebie lub ze starości. Może już czas .... ale żal. Od strony kuchni pusto, tylko przewiesić kilka ulubionych zdjęć, bo choć płotek też z tapety to mi się tam marzy z desek.
Oprócz marzeń też coś porabiam. Smażę powidło śliwkowe z jabłkami i gruszkami. I tu katastrofa. 3 kg węgierek, kilogram jabłek, kilo gruszek - kupione. Jeden dzień i dwa garnki przypalone. Już sobie obiecałam, że przetwory robię tylko ze swoich zbiorów ale bies mnie skusił na śliwki, bo powidła uwielbiam i to są oprócz wiśni w soku własnym jedyne przetwory, które robię i które zawsze mnie skuszą i zanęcą. Więc myk do internetu, jak odratować garnki po przypaleniu i traktuję je solą i sodą i proszkiem - według zaleceń. Jeden się uratował a drugi kaput. Trudno zgadnąć który.  
Lepiej było sobie kupić zimą trzy słoiczki drogich, ekologicznych powideł z "chowu ściółkowego" i dać komuś zarobić. 
Więc zabieram się za przelewanie żurawinowej nalewki w ładną karafkę a reszta w butelki. 

Potem wybrałam się do miasta a po drodze kupiłam figi. Świeże?, Dojrzałe? I mi nie smakowały. To jest potwierdzenie tej prawdy, że trzeba jeść owoce, warzywa, potrawy w tej strefie klimatycznej w której wyrosły i powstały. W innym wypadku to namiastka. Czasem niezbędna i nieunikniona kiedy nie można, lub nie chce się wyjechać a się pragnie i bardzo się chce.
MIEJSKIE PRZYPADKI
1. Zaniosłam aparat foto do naprawy. Dawali termin naprawy ponad miesiąc ale wymarudziłam 10 dniowy. W dniu odbioru, w południe, zadzwoniłam i usłyszałam, że już leży na stole kolegi. Czy można po niego przyjechać dziś – spytałam. No …nie … zadzwonimy jak będzie naprawiony. I przypomina mi się mój pierwszy szef, a było to w latach siedemdziesiątych, który mówił: „przychodzące dokumenty odkładaj na lewą stronę biurka. Ktoś dzwoni w tej sprawie, przełóż dokument na górę. Ktoś upomina się drugi raz, przełóż dokument na prawą stronę. Dopiero jak ktoś wkurzony, dzwoni trzeci raz przełóż dokument na środek, przeczytaj i zabierz się do pracy. A jak zadzwoni po raz czwarty, już do mnie, to mówię: właśnie nad nim pracujemy – i to jest prawda”. Czyżby przez 40 lat nic się nie zmieniło? No, bo niby leży na stole kolegi ale po której stronie? …. Jednak się zmieniło, po dwóch godzinach przyszedł sms, że aparat naprawiony i można go odebrać.

2. Wczoraj kupiłam uroczy, uniwersalny, drewniany stolik i do niego matę plecioną w kolorze morskim (a wybór był prawie nieograniczony). Wieczorem się okazało, że do gabinetu lepsza będzie zielona. Więc matę w łapę i idę wymienić. Wchodzę wejściem i widzę że to wejście nie do sklepu, tylko między półki. Szybciutko się wycofuję i próbuję wejść wyjściem ale się nie da. Więc znowu wchodzę wejściem bo mniemam, że coś niedopatrzyłam ale gdy stwierdzam, że jednak nie i chcę wrócić, drzwi już automatycznie zamknięte się nie otwierają. Więc idę między półki, zostawiam morską, biorę zieloną, płacę drugi raz i wychodzę. I dumam, że wpadłam w pułapkę. Gdy kupujesz jesteś ulubionym klientem, drzwi się przed Tobą otwierają automatycznie, wsysają Cię do wnętrza, wabią i nęcą. Ale gdy wracasz z reklamacją, wymianą, zwrotem, już jesteś elementem awanturującym się, już kłody i przeszkody. Chociaż dla znających się i upartych, po kilkakrotnych przejściach, są furtki. Mogłam zaczekać na wychodzących, wsunąć się pod prąd, dotrzeć do kasy, przeczekać kolejkę, zainteresować sobą kasjerkę, wytłumaczyć sprawę i …. może wymieniłabym towar, nie płacąc podwójnie. A swoją drogą czy teraz, w branży handlowej, nie jest znany termin superaty? Bo będą mieć 7 zł za dużo.
W mieszkaniu, w miasteczku wcale nie tak źle. Cudne zachody, może nawet bardziej malowniecze niż brzóziańskie. No, w każdym razie inne. Ale przecież nie o zachody tu chodzi, tylko klimat, aurę, zapach, naturę ......





20 komentarzy:

  1. Masz z tymi figami jak ja, nie smakują i już, zupełnie bez wyrazu, wolę zerwać kiść winogron przy domu, ciemne, słodkie, aromatyczne, jakaś stara odmiana, bo te nowoczesne mam na Pogórzu, i jakoś mi myszą trącą; śliczna karafka na nalewkę, a jak cudnie przenika światło przez ten rubin; czeka Cię remont? może lepiej na wiosnę;
    na miejskie przypadki najlepszy wyjazd do chatty, tam nic nie zdziwi; czy też tak miło chlapie deszcz za Twoim oknem? pozdrawiam o szarej godzinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...lub garść późnych malin, kilka poziomek.
      Karafka stareńka ale na szkle tego nie widać, słonce cudnie przez nią prześwieca.
      Remont nie czeka, to dopiero marzenia, plany, może dojrzeją do tej wiosny a może do następnej. Nic pilnego!
      Cały dzień rozkosznie pluszcze deszcz za oknami, jutro jadę do chatty bez względu na pogodę.
      U mnie nadal szara godzina, serdeczności Mario!

      Usuń
  2. Cudowny post, wiele mądrych rzeczy powiedziałaś i poruszyłaś! Ech też czasami mam wrażenie, że czasy się zmieniają, ale ludzie nie, a szczególnie w podejściu do pracy.

    Rewelacyjne zdjecia zachodu słońca.. również tego miejskiego ;-)
    serdeczności przesyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję CzarnyKocie, skomplementowałaś mnie pięknie, aż się zarumieniłam. Miło mi.
      Ten miejski zachód był wyjątkowo malarski, akwarelkowy.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. U nas właśnie deszczowo. Nawet aparatu nie noszę. Karafka cud urody. :)
    Zaczęły się już wieczory z kominkiem.
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też wreszcie pada, od wczoraj. Teraz czekam aż namięknie grzybnia i wysmażą się powidła.
      Karafka jakby na wino mszalne, ale ja też z nabożeństwem traktuję nalewki.
      Lada moment i ja będę kominkować (jak kupię piecyk)
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Jak zwykle wpadłam tu z przyjemnością..a stoliczek przydałby mi się taki na laptopa:)
    Dość zabiegany poślubny czas u mnie ale choć na troszkę zatrzymuje się u innych:)
    Jesienne pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to stoliczek na laptopa, i na śniadanie w łóżku, i na wieczorne czytanie w onym i na wiele jeszcze odstawień i postawień.
      Wiem i rozumiem, oswajaj się nowym nazwiskiem i nacieszaj panem P.
      Pozdrawiam letnio kalendarzowo.

      Usuń
  5. Też kupiłam świeże oliwki i nam nie smakowały, takie jakieś nijakie w smaku, mdłe.
    Plany przebudowy w mieszkaniu popieram, bardzo wygodne rozwiązanie, mam to sprawdzone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pamiętasz nasze pierwsze awokado? To ta sama reguła.
      Te plany już kilkuletnie, trzeba mi jakiegoś kopa. Ale tyle energii inwestowałam przez ostatnie trzy lata w remonty chatty, że na nic więcej nie wystarczyło. Teraz jeszcze tylko piecyk i narazie koniec, więc wreszcie czas na mieszkanie. Może wiosną. Na pewno wiosną!
      Przytulam czule

      Usuń
  6. Ania z Siedliska21 września 2013 07:38

    A melony ??? To, co u nas sprzedaja, to jakaś wielka pomyłka - ani smaku, ani zapachu, a przeciez np. włoskie pachną obłędnie ! W tym roku nie zrobiłam nalewki z żurawiny - czekam na pigwowce. Robisz powidła z jabłkami i gruszkami ??? Ja właśnie odparowuję 10 kg śliwek ( smaże je bez niczego - nigdy nie dodaję wody ani cukru ani innych owoców) i mieszam bezustannie, bo tez lubią sie przypalić. Dziś wieczorem powędrują do słoików. U nas, mimo deszczu, grzybów mało. Też czekam na pażdziernikowe.
    Uściski !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy mi się zdarzy Aniu, zdobyć śliwki bardzo dojrzałe, takie z pomarszczonymi dupkami przy ogonku, wtedy smażę je samiutkie, bez żadnych dodatków. Ale najczęściej dostaję nieidealne, wtedy dodaję gruszki i jabłka, dla słodkości bez sztuczności. Szczerze przyznaję,powidła mają smak doskonały ale wygląd kupy, jeśli się ktoś nie przyzwyczai.

      Usuń
  7. Slicznie tam u Ciebie. A w domu przytulnie bardzo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawędrowałam w Twoje podróże na długo, moje podróże bardziej wewnętrzne, nie wymagają przemieszczania w odległościach. Będę do Ciebie wpadała w długie, zimowe wieczory i poranki

      Usuń
  8. Szkoda tej tapetowej oranżerii będzie, kiedyś w pierwszej chwili to się nabrałam aż buźkę otworzyłam, myślałam,że prawdziwa ale i tak fajnie posiedzieć w fotelu w takim otoczeniu. Garnki są śliczne i ja jestem posiadaczką jednego z nich , niestety to samo mi się przydarza chociaż co innego duszę.Do powideł mam garnek z grubym dnem , dobra jest też żeliwna brytfanna, taka ciężka ma chyba , no właśnie już nie pamiętam ile lat. Serdeczności przesyłam i czekam na wieści z Brzózki L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj szkoda, szkoda - ale czas po temu!
      Uwielbiam te garnki babuni, baryłkowate i piękne, teraz takich nie robią, jakieś metalowe, ergonomiczne, indukcyjne. Mam cudny garnek z grubym dnem ale mi szkoda na powidła, ten jest do kaczki, kuraka, indyka.
      Ostatnie wieści z Brzózki bardziej foto ale jak to mówią, jedno dobre zdjęcie warte więcej niż tysiąc słów.

      Usuń
  9. Jesien zbliza sie duzymi krokami, chociaz u mnie jeszcze bardzo cieplo. Masz racje z tymi powidlami Krysiu, moze lepiej kupic gotowe, bo gary domyc po smazeniu to nie byle wyczyn.
    Teraz takie pysznosci mozna kupic, chociaz z dugiej strony takie zrobione przez siebie smakuja niepowtarzalnie.
    Ja juz od dawna nic nie robie, chyba bardziej z lenistwa. Owoce mozna kupic, jakos mi sie nie chce.
    Poddalas mi switny pomysl z nalewka z zurawiny, ja zrobilam sliwkowa ale jakas wytrawna mi wyszla, czy zdradzisz swoj przepis na zurawinowa?

    Zachody slonca przepiekne, pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam: przetwory tylko ze swoich, lub zaprzyjaźnionych owoców i warzyw. Reszta gotowa, kupiona z pewnych źródeł. Też z lenistwa ale z tym niepowtarzalnym smakiem to przesada.
      Trudno zrobić nalewkę śliwkową, najlepiej wychodzi z mirabelki lub renklody.
      Z żurawiny to nalewka dla leniwych czyli w sam raz dla mnie. Torebkę suszonej żurawiny zalewam wódeczką, odstawiam na miesiąc, zlewam do karafki a resztę czyli napęczniałe owoce zjadam łyżeczką w chwilach melancholii.

      Usuń
  10. To, co mnie urzekło w Twej osobie, to ta radość życia, widzenie spraw pięknych, optymizm i życzliwość. Działasz na mą duszę jak balsam oraz jako wskaźnik. Kiedy czasem Cię wspomnę, świat od razu lepszy. Nie podlizuje się wcale!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak chcesz to się podlizuj Cesiu, mnie to nie przeszkadza.
      Myślę, że to sprawa posiadania swojego, wymarzonego, idealnego miejsca na ziemi. Nie dom rodziców czy dzieci, tylko swój -niedokończony, zabałaganiony, chaotyczny - ale swój. "Przewróciło się niech leży, cały luksus polega na tym, że nie muszę go podnosić, będę się potykał czasem". http://www.youtube.com/watch?v=nzlDYKR5otM

      Usuń