Do mojego uroczego i przytulnego pokoju gościnnego (a co, trzeba się chwalić) wchodzi się przez pomieszczenie gospodarcze. Zawsze mi to troszeczkę przeszkadzało ale nie na tyle, by do tej pory coś zmienić w tej materii. Bo od czasu ciasnej czasoprzestrzeni mojej Przyjaciółki Cyrenejki rzadko kto tutaj nocuje. Ale tym razem przypomniałam sobie radę Córeńki by coś zrobić prostym sposobem i wkręciłam wkręty, rozpięłam między nimi linkę z nawleczonymi drewnianymi kółeczkami z uchwytami, zawiesiłam na nich stare firanki i oto efekt! Niby nadal przechodzi się przez gospodarczy ale on za tymi firankami jakby mniej nachalnie obecny.
A jak już zrobiłam 'wejście' to zaczęła mnie wkurzać stara, pomalowana, zardzewiała klamka. Tym bardziej, że nowa już dawno kupiona ale nie założona bo trzebaby polakierować listwy drewniane przed montażem. I wiecie co!! Kiedy się okazało, że mam w gospodarczym resztkę lakieru bezbarwnego, zrobiłam to!!! Rozmontowałam starą klamkę, okleiłam drzwi taśmą malarską, polakierowałam listwy i wyrzuciłam starą klamkę. Ale nie obyło się bez przygód, bo gdy po godzinie weszłam do gościnnego sprawdzić czy lakier wysechł i ewentualnie zdjąć taśmę, przeciąg zatrzasnął drzwi. A drzwi bez klamki, nie do otwarcia. W starych, dobrych czasach, przed sprzątaniem, miałam w gościnnym sporo klamotów i przydasi i szybko znalazłabym coś do otwarcia drzwi ale teraz, wysprzątane i sterylne, żadnych przydasi i durnostojek. Rozważałam wyjście przez okienko ale ono po wymianie maleńkie, wysoko umocowane, trzebaby zeskoczyć prawie 2 metry wprost na drągi i deski. Ale Anioł Stróż czuwał i kazał się pomodlić do św. Antoniego, któremu przecież zaczęłam robić kapliczkę (to pilne zadanie na wrzesień). I zobaczyłam nożyczki którymi docinałam taśmę i które zostały na taborecie. Podłubałam, pokręciłam i hosanna!!! Otworzyłam drzwi.
Ale to nie koniec przygód, bo gdy już lakier wyschnięty, taśma odklejona, czas wreszcie założyć nową klamkę. Bolec włożyłam symetrycznie, rowkami do dołu, założyłam symetrycznie klamki,
wszystko jak w instrukcji ale śruby do mocowania nie pasują. Próbowałam tak i siak, krótkie i długie ale żadne nie do tych drzwi. I po co te maleńkie śrubeczki? Trudno, czas poprosić o pomoc. Najbliższego sąsiada Wojtka już wykorzystałam dwukrotnie przy odkurzaczu i farbie błękitnej w spraju, więc teraz pora na dalszego sąsiada. Sąsiad Sławek grzeczny i życzliwy przyszedł, wiedział co i gdzie w klamkach i po chwili wejście do gościnnego gotowe.
Wieczorem wreszcie czas na odpoczynek, bardziej psychiczny i emocjonalny niż fizyczny. I na układanie planów na jutro przy ognisku a potem przy księżycu.
Rankiem, po śniadaniu czas się wziąć za izbę. Popakować swoje klamoty w kartony i pojemniki, odkurzyć szafki i półki, zamieść podłogę, odkurzyć, pościelić i przemyć podłogę mopem na mokro. Ho, ho, ostatnio tak dokładnie było sprzątane po włamaniu, gdy wszystko było wyniesione i wyczyszczone, czyli ponad dwa i pół roku temu. Tutaj HURRA
Zeszło całe dopołudnie, czas na lekki posiłek, oczywiście na tarasie, bo szkoda wchodzić do czyściutkiej, wysprzątanej chatty. Narazie. A w letnie popołudnie nawet przyjemniej na zewnątrz.
Popołudniu czas na przesadzanie kloniku, który jesienią posadziłam, tak mi się wtedy zdawało, w optymalnym miejscu. Ale kloniki nie lubią przeciągów i miejsce na trasie furtka - chatta nie bardzo szczęśliwe i autko gości może być dłuższe niż moje więc przesadzam klonik w miejsce piwonii białej a ją wsadzam koło uschniętej morelki.
I wkopałam przed tarasem chryzantemę nietypową i niezaduszną.
Słoneczniki ledwie przekwitłe, ledwo zawiązują ziarna i już wyskubywane przez ptaki. Miałam je zabezpieczyć firankami (bo ani pończoch ani rajstop nie noszę) ale zapomniałam.
A u Siostrzyczki, w betonowej studni miejskiego podwórka, uroczy, zielony i kolorowy zakątek. "Na betonie kwiaty nie rosną?" Tutaj rosną. Na parterze głównie zielono i hosty bo mało słońca.
A na piętrze kolorowo i tęczowo, wiatraczkowo i fotelowo. Miło i przyjemnie chociaż mury pną się do góry. Taki letni pokój jak mój taras, tylko warunki trudniejsze i trzeba dbać codziennie o widok.
I jest w miasteczku urokliwa i czarowna grecka tawerna, chociaż greckich dań tu niewiele, ani spanakopity, ani warzyw faszerowanych, ani gołąbków w liściach winogron, ani musaki, ani mezedes. Ale trzeba się kiedyś wybrać tam na dania mięsne, podobno greckie.
A to przygody miałaś... ale sprytna kobieta z Ciebie i cudnie sobie poradziłaś z tym uwięzieniem, nie wiem, czy ja bym tak sprawnie się uwolniła <3
OdpowiedzUsuńFiraneczka ślicznie wygląda i jak widać świetnie spełnia swoje zadanie, bardzo fajny pomysł :)
Obrazy z chatty i obejścia jak zawsze sielskie i urocze, uwielbiam je oglądać i wchodzić w ten klimat, jaki tu panuje :)
Pozdrawiam ciepło, Agness:)
Agness, chwila paniki była bo naprawdę nie widziałam żadnego wyjścia oprócz tego przez okienko, nawet telefonu nie miałam przy sobie by zadzwonić po pomoc. A to, że zostawiłam nożyczki to nie była bezmyślność lecz ... no właśnie - co?
UsuńFiraneczki to pomysł córci, wykonanie moje.
Klimat tu zaiste wakacyjny i wiejski
Oj, oj, oj, już mi wychodzi gęsia skórka na myśl o tych porządkach, które mnie czekają:-) kawał dobrej roboty wykonałaś, i to bez pomocników, a zatrzaśnięcie drzwi to jak z opisu w książce, wydaje się, że nie zdarza się w rzeczywistości:-) zielone podwórko siostrzane w klimacie śródziemnomorskim, bardzo klimatyczne, na pewno niesie ulgę w upalne dni, i przyjemnie posiedzieć, kiedy z góry praży; to pnącze to co? chmiel czy dzikie wino? robiłam ostatnio musakę, bo przywiozłam bakłażany rumuńskie i coś trzeba było z nimi zrobić, dobre i sycące danie, a robione po raz pierwszy w życiu zasmakowało domownikom:-) ciekawa chryzantema, jej kwiaty przypominają kwiaty lewizji, tak mi się skojarzyło; już przesadzasz? niechybnie idzie jesień:-) serdeczności ślę.
OdpowiedzUsuńA jak ja się ociągałam z tym sprzątaniem :-((( Zbierałam się od dwóch tygodnia a zrobiłam w ostatnie dwa dni, gdy już miałam tzw nóż na gardle. Maryś, też chyba myślałam, że się nie zdarza bo nie zostawiłam klamki w gościnnym ale KTOŚ wiedział bo zostawiłam nożyczki, wydawało mi się, że bezmyślnie. To murowane, wąskie podwórko straszyło wiele lat, było tylko komunikacją, a Halinka zrobiła z tego czarowny zakątek, na tyle ile się dało. Ma tam nawet brzuchaty piecyk na chłodniejsze wieczory. To dzikie wino o wielkiej sile wzrostu. Bakłażany kupowane u nas jakieś gorzkawe mi się trafiają. "Jesień idzie, rady nie ma na to!"
Usuńnie wiem, czy zrozumiałem.
OdpowiedzUsuńzrobiłaś w domu porządek, żeby pojechać w gościnę do siostry?
Dobrze zrozumiałeś, to chatta ma gości a ja w gości do siostry a potem do wnuka da Warszawki.
Usuńskomplikowane. ale widać tak trzeba.
UsuńTo taki eksperyment, tzw pierwszy raz!
UsuńPieknie masz Krysiu blisko las, woda odpoczywać można i pracować na spokojnie bez prędkosci i pośpiechu, a wakacje na wsi to cudo miod, jeszcze z ukochaną babcią, która rozpieszcza i dopieszcza uwielbiałam u babci wakacje, a teraz wakacjuje z mamą i ciocia w Krynicy, a wczoraj Słowacja i Niedzica �� Ściskam wakacyjnie Krysiu, ��
OdpowiedzUsuńMasz rację, u mnie na skraju jak wakacje u babci. Owoce prosto z krzaczków, warzywa prosto z grządek, woda i las bliziutko, trawa i niebo wokół. Ale tym razem to nie ja rozpieszczam, tylko ja będę rozpieszczana.
UsuńKobieca wyprawa z Mamą i Ciocią - bezcenna. Południe Polski urokliwe jest a i do Słowacji bliziutko.
Czasem przydaje się przyjazd gości, żeby nadrobić te porządki, na które zawsze brakuje czasu. I nagle okazuje się, że to nie brak czasu, tylko priorytet niski ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, czasu nie brak ale nielubiane obowiązki zawsze odsuwam w czasie i dopiero przyparta do muru robię to w dwa dni do czego się przymierzałam od miesiąca.
Usuń