czwartek, 17 października 2013

Piecyk i anioł i ..... złota polska jesień



Jak zwykle zeszło z wyjazdem tak, że wyjechałam w samym szczycie komunikacyjnym. Kierowcy zmęczeni, zdenerwowani, spieszący się do domów i dziecków wkurzają się na Pellegrinę jadącą zgodnie z przepisami czyli ok 50 -70 km/h. A ja nie mogę szybciej bo piecyk, mimo że zapakowany, brzęczy, stuka, trzeszczy, klapie, dzwoni a i gorący kurczak też ma tendencję do zsuwania się przy nierównościach. Właśnie zdałam sobie sprawę, że prawie nikt, prawie nigdy, nawet ja, nie jeździ zgodnie z przepisami i ograniczeniami, które na trasie szybkiego ruchu są po prostu głupkowate i durnowate. No, chyba że ma delikatny załadunek. Stąd już niedaleko do rozmyślań, że to nie o bezpieczeństwo chodzi tylko o kontrolę, władzę, pieniądze - nakazy i zakazy, kary i mandaty. Na miejscu dzwonię do kominiarza, może za dwa dni więc nie rozpakowuję autka, tylko spożywcze i odzieżowe.
Przyjeżdża Przyjaciółka i snujemy się po lasach, polanach, łąkach, ścieżkach, przynosząc dziesiątki grzybów i setki zdjęć. Wieczorem oglądamy, podziwiamy, sortujemy i czyścimy - grzyby i zdjęcia, a raz nawet palimy jesienne ognisko z pieczoną na nim kolacją.
Dzień 0 - czekam, nigdzie się nie ruszam a fachowcy dzwonią, że się spóźnią, godzinkę, dwie. Przyjeżdżają w samo południe, obczajają problem i jadą po narzędzia i materiały (na obiad też sadząc z czasu nieobecności). Się denerwuję, czy zdążą, jak wyjdzie podest, jak wysokość, czy będzie ciąg .... tyle można znaleźć powodów jak się czeka niecierpliwie. Ale przychodzą i nawet zgrabnie i szybko robią, kończąc próbnym rozpałem. Bajecznie i doskonale. Jeszcze jasno więc już nie dokładamy drasek tylko pędzimy do lasu, by mieć grzybki na suszarkę, piecyk jeszcze na rozruchu, trzeba go rozpalić w dzień, przy otwartym oknie.  
Dopiero nazajutrz prawdziwa inauguracja piecyka, dzień deszczowy i mokry, w sam raz na rozpalenie kominka. Pięknie i szybko się rozpala suchymi szczapkami, dokładam uzbierane liściaste polana i co chwilkę wybiegam na pole, by zachwycać się siwym dymem z mojego komina. Próbuję zrobić fotki mojej nowej zabaweczce ale aparat znowu kaput, tym razem chyba na dobre. Będę tym się martwić jutro, dziś Krystyna zrobi mi sesję, jak tylko wróci z mokrego lasu. I robi ciepłe i czułe zdjęcia kominka a także z rozpędu sesję anioła w kuchennym oknie   
W niedzielę wszyscy się rozjechali, planowałam prace polowe ale nadal deszczowo. Ale teraz już zawsze, przy takiej pogodzie, mokrej i mglistej, będę miała coś radosnego do zrobienia czyli przepalić w kominku. Rozpalam i dokładam, uchylam okno, siadam w obszernym fotelu z kawką, książką i zeszytem i ... gapię się na tańczące płomienie. Gdy płyta już mocno gorąca postanawiam przetestować podgrzewanie. Stawiam tam garnek z wczoraj podgotowaną zupą i po półgodzinie zupa jest tak gorąca, że muszę dmuchać na łyżkę. Dorzucam makaron i znowu po półgodzinie mam gotową grzybową. Kominek odsłania przede mną coraz nowe i przyjemne możliwości i zalety, chociaż go używam dopiero drugi dzień. Nie nagrzewa się raczka drzwiczek ani dolny pojemnik na draski. Wielka wnęka, jakby duchówka, mieści średni garnek i patelnię albo dwie pokrywki na których narazie suszę śliwki i pokrojone jabłka. Godzina wystarcza by ogrzać salonik, a kominek dopiero na rozruchu i szczapki cienkie. Wkłady z szamotu sprawiają, że piecyk jeszcze długo jest ciepły ale nie gorący. Dzięki kominowi i podestowi z cegły, piecyk i ja czujemy się bezpiecznie w drewnianej chatcie. Więc zostawiam żar na dnie rusztu i w samo południe idę do lasu, bo jak się okazało, deszcz chyba już dawno przestał padać. Gdy wracam zupa jeszcze ciepła więc zjadam dwie miseczki.
Mój aparat zdecydowanie i nieodwracalnie kaput. A taki był zgrabny, jedną ręką robiłam zdjęcia i byłam z nich zadowolona - bardzo!

14 komentarzy:

  1. A wiesz, ja nie przejmuję się pędzącymi na złamanie karku kierowcami, moja prędkość oscyluje w okolicy 80 km/h, "czołg" toczy się dostojnie, z tyłu przeważnie przyczepka, w środku psy, śpieszy się? proszę, wyprzedzajcie! co za budujący widok, płonie ogień, schowany za szybką, daje ciepło, grzeje potrawy, i cieszy serce; nawet gdy żarzą się tylko węgle w ciemnościach; a borowiczek? szkoda gadać, rwie moje oczy bardzo; pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8o km/h to przyzwoita prędkość, ja się zżymam na 50 na szerokiej drodze.
      Piecyk to teraz mój przyjaciel i opiekun, jak dobrze, że się uparłam przy kominie - a odradzali i straszyli. Kosztowało ale było warto dla tych chwil z ogniem.
      Borowik dorodny i zdrowy, sam jeden wystarczy na zupkę albo sos. Serdeczności przesyłam Mario

      Usuń
  2. Szczęśliwi czasu nie liczą, bo i po co?:) Szkoda zdrowia na pędzenie na złamanie karku. Nie trzeba się przejmować wariatami drogowymi:) Piecyk wygląda rewelacyjnie, tańczące płomienie, trzaskający ogień- nic dziwnego, że nie mogłaś się skupić na książce. To jak bajkowa,zaczarowana ilustracja. Tak, jak jesienne ognisko, przy którym można się ogrzać, nacieszyć oczy magią ognia, a człowiek się relaksuje i uspokaja:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się złoszczę na ograniczenia, wariatów mi szkoda.
      Mnie też bajkowo Weroniko, jak babuleńka w maleńkiej chatce, przy kominku, w obszernym fotelu. Tylko kota na kolanach brak. I psa przed kominkiem. I dziaduleńka.

      Usuń
  3. Piękna jesień i piękne zdjęcia, nasycone ciepłymi barwami. Kominek grzeje :-) a Anioł nad Tobą czuwa, świetlisty taki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesień piękna jak co roku Dominiko a zdjęcia robione z miłością.
      Anioł zbiera i oddaje słońce i chociaż to chyba Aniołek raczej moc ma wielką. Jak i kominek, niewielki i młody ale grzeje i bawi, podgrzewa i rozgrzewa :-)

      Usuń
  4. Oglądam, zaglądam i dwa słowa zostawię, piecyk jest cudowny. Bardzo dobry wybór, duże drzwiczki i przy jego mocy ogrzeje się zapewne całą chattę, Na tle cegieł wygląda super. Mam nadzieje, że przy fotelu jest również podnóżek. Mam nadzieję,że i ja się kiedyś doczekam, na razie mnie cieszy zwykła koza i przy jej ciepełku zapadam w drzemkę, na noc wracam. Pozdrawiam serdecznie Lilka. Ps. opcja z garnkiem gorącej czy tez ciepłej zupy to super rozwiązanie, zastanawiałam się czy faktycznie tak jest, Twoje słowa potwierdzają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piecyk cudowny w ogóle i w szczególe, szklane drzwiczki były ważne bo ja 6 lat miałam kozę okrągłą, żeliwną, maleńką i byłam zadowolona bo i fajerka podgrzewała i koza grzała ale brakowało mi widoku ognia a i maleńkie drzwiczki ciągle parzyły mi dłonie, krótkie polana szybko się przepalały. Teraz wersja ulepszona bo i czas po temu. Doczekasz się i TY.

      Usuń
  5. No i chyba założę jakiś blog , bo nie lubię słowo anonimowy, jeszcze raz pozdrawiam Lilka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie umiem tego zmienić, te portale w różny sposób chcą zachęcić ludzi do wstępowania w szeregi ale akurat blog to fajna sprawa, nie musi się przecież pisać często. Zachęcam, warto, mnie sprawia to przyjemność!

      Usuń
  6. Hmmm... wyglądał na większy, ale taki jest bardziej przyjazny. :) Ogień cudny. Też lubię, na szczęście mamy w domu kominek. :) Aniołek pięknie rozświetlony.
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sklepie tak ale w chatcie jest w sam raz, może nawet trzeba będzie uchylać okna jak się rozpędzi i rozpali.
      Ogień to czysta magia, pewnie mi spowszednieje, za rok, dwa ale narazie to złodziej czasu.
      Aniołek i słońce to uroczy duet Madziu.

      Usuń
  7. Już żaden chłód Ci nie straszny ! I wielka przyjemnośc - żywy ogień ! Uściski !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żaden Aniu, bo kominek grzeje ciało i cieszy duszę .... a może odwrotnie? Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń