Poweselała i rozkołysała się chatta, bo przyjechał pomóc Babci pierworodny, przystojny i kochany Wnuk. Pracuje dokładnie, z zaangażowaniem i pomysłowo, bo to przecież też jakby dla siebie.
Malując ścianę zachodnią uciekamy przed słońcem bo już wiem, że nagrzaną ścianę źle się maluje. Na szczęście malowanie ściany to czysta przyjemność, szybko ubywa gołego i przybywa pomalowanego.
Ale już malowanie poręczy, szczebli i listewek kratek to istna, misterna dłubanina. Każda to cztery powierzchnie, zachodzące, krzyżujące, wpuszczane, przybijane, przykręcane. Z jakim poświęceniem i determinacją pracował tu Dżej!
Gdy ja późnym popołudniem, niewiele robiąc, już opadam z sił, Dżej dopiero się rozkręca. Ale nie wiedzieliśmy, że malowanie o zmierzchu daje takie nieprzewidywalne efekty! Niestety, rano nie odleciały i teraz nie wiadomo, czy i czym je usunąć.
Za to wieczorem albo nawet nocą Wnuk nie ustaje i wtedy dobrze idzie mu składanie foteli przy ognisku, w blasku latarni.
Stół został złożony nazajutrz, już na tarasie, równie sprawnie. W końcu to On je rozmontował, chociaż już dawno temu.
No i uszczelnił podsuficie na tarasie a szczeliny i szpary tak były głębokie, że najpierw weszło jedno opakowanie pianki, potem dokupiłam jeszcze jedno większe a w końcu jeszcze dwa duże i to dopiero było dość. A ja się dziwiłam, skąd na tarasie tyle os i szerszeni. Tę pracę trzeba było wykonać dokładnie i w skupieniu, by wypełnić wszystkie dziury i dziurki.
Były też chwile wypoczynku, bo nie tylko pracą człowiek żyje.
Kocham Cie Dżeju !!!
Przed i po! Tak to było!! To tylko jedna ściana taka wypieszczona, zadbana, po liftingu. Pozostałe trzy, ponad czterdziestoletnie półwałki (łączone tekturą) siekane deszczem, smagane wiatrem, spiekane słońcem, trzymają się dzielnie
Przed i po:
Zmieniły się lekko stare i otworzyły nowe widoki z okien chatty.
Pokazały się grzyby, narazie tylko tam gdzie mokro czyli w rowach i dołach. Te nie moje, bom zajęta przy konserwacji chatty ale małego, nieśmiałego właściciela. I ta wypielęgnowana ręka też oczywiście nie moja, moja pomazana na żółto i zielono czyli tak jak moja chatta.
Robota widać wrzała.:))) Podobał mi się styl i pozy podczas malowania.:)))
OdpowiedzUsuńPiękne grzyby.
Urokliwy wielce ten wiszący domek, czy to na świeczkę?
Serdeczności:)
Pozy były zaiste karkołomne, aż drżało moje serce ale za to tak dokładnie żaden fachman by mi nie pomalował.
UsuńTen wisior rzeczywiście na świeczkę, cudnie wygląda z obu stron.
Taki Wnuk to skarb, gratuluje. Domek jeszcze piekniejszy, lubie polaczenie koloru zoltego z zielonym. Teresa
OdpowiedzUsuńZgadza się, prawdziwy skarb!
UsuńMusiał być żółty bo takie są pozostałe ściany a mnie też do żółtego najbardziej podoba się zielony, brąz jest troszkę za bardzo oczywisty.
Niesamowity wnuczek::) z całym poświęceniem::)))U mnie też praca nad rozbudową oczka::)Grzybki cudne!..Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPewnie nie jestem bezstronna ale rzeczywiście jest niesamowity i kochany.
UsuńWoda na działce to też jedno z moim marzeń ale narazie odpuszczam bo mam bliziutko zalew i potok. Grzybki dopiero się zaczynają.
Bardzo poweselała chatta w tych nowych kolorach:-) mam za sobą sezon malowania przeróżnych desek z obydwu stron, co w rozwinięciu daje bardzo dużą powierzchnię, tak że wiem, ile pracy wykonał Dżej, a swoją drogą bardzo masz pracowitego wnuka, i pociechę z niego:-) a te muszki przyklejone ... to wydaje mi się, że trzeba poczekać do mocnego stwardnienia lakieru, potem przeszlifować papierem ściernym, coby zetrzeć tę wątpliwą ozdobę, i jeszcze raz machnąć pędzlem, niestety:-) grzybków tylko pozazdrościć, "prawdziwiny" jak się patrzy, a bez mieszkańców chociaż? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPoweselała rzeczywiście a te zielone okiennice zachwyciły mnie u Ciebie. Przy tych szczebelkach naprawdę się napracował, żaden fachowiec by mi ich nie pomalował tak dokładnie i starannie. Jesienią albo wiosną trzeba będzie pomalować je jeszcze raz. A muszki już zszorowałam szczotą, zostały małe plamki, mnóstwo plamek. To nie były moje grzybki Mario i dlatego nie wiem czy nie robaczywe, dla mnie narazie za gorąco i za sucho do lasu.
UsuńNajważniejsze, że wnuk ma pomyślunek i jest robotny. taki powinien być facet, a nie tylko "jutro, jutro". Gratulacje i pozdrowienia :))
OdpowiedzUsuńNie chwalący się powiadam Ci, praca wykonana jak się patrzy i w terminie, bo to rzeczywiście prawdziwy facet.
UsuńDziękuję Słodziaczku!
Krystynko, przygotowania i roboty remontowe, jakbyś miała plany zimowania w chatcie. Czyżby Twoja romantyczna natura i zamiłowanie do chłodnych temperatur podsunęły Ci taki pomysł? miłej jesieni w nowym domku:) xx
OdpowiedzUsuńDorotko, tak na zawsze to nie, ale chciałabym tam więcej bywać wczesną wiosną i całą jesienią, trochę jak Maryla i Andrzej. No i latem będzie teraz w izbie chłodniej a zimą cieplej. Kocham jesień i już się zaczyna, bo kwitną nawłocie.
UsuńSkarb a nie wnuczuś
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zaiste, prawdziwy skarb.
UsuńKrysiu ja naleweczki zawsze robię o mocy pół litra spirytusu na pół litra wody.Do nalewek dodaję miodu..Stwierdziłam ,że są smaczniejsze .Ale jeżeli wolisz cukier ,to też jest, jak najbardziej smaczna::)
OdpowiedzUsuńCzy cukier czy miód to zależy od techniki nalewek. Gdy zasypuję owoce to cukrem a potem gorzałką a gdy zalewam owoce okowitą to potem dodaję miód. Maria nazywa je nastojankami i to dobrze oddaje czas który muszą postać, by być dla zdrowotności, smakowitości i radości!
UsuńObojętnie, czym posłodzimy ,to musi nabrać mocy::))))))Wypróbuj naleweczkę z imbiru..Kilka paluchów imbiru pokroić na cieniutkie plasterki+4 limonki wyciśnięte -sok...+ 2 cytryny wyciśnięte -sok...zalej spirytusem 45% do tego pół szklanki miodu ...Powiem Ci ,że jest niesamowita w smaku i zawsze dodaje mi zdrowia i siły::))
OdpowiedzUsuńTo sprytna nalewka, ta z imbiru bo można ją robić przez cały rok. Teraz się skupiam na sezonowych, zimą spróbuję tej imbirowej, zdrowie i siły mi potrzebne.
UsuńHejjj! U Ciebie pełne kosze grzybów! Miło choćby popatrzeć :)
OdpowiedzUsuńNa mojej działce wyrósł jeden, ale za to duży i zdrowy, najprawdziwszy z prawdziwych...
Chatka super, a Wnusio, dzielny bardzo.
To tylko mały koszyczek i to nie mój. Ale powąchałam i pachną cudnie.
UsuńJa na mojej działce od kilku lat zaszczepiam grzybnię wysypując na leśnej grządce grzybowe obierki i robaczywki ale narazie zero, null.
Wnusio super a chatka dzielna, trzyma się już prawie 50 lat.