Prosto z Radawy pojechałam do chatty po drodze wstępując do wielkiego sklepu. Owoce mam ale potrzebne mi warzywa. Kupuję pełną siatkę różności i płacę 13 zł. Kto powiedział że dieta jest droga? Ale potrzebne mi jeszcze filety z ryb, masło, jaja, twaróg, makrele w pomidorach. Tym razem mała siateczka a płacę dwa razy więcej. Prawdę jednak więc gadali. W chatcie mam różne kasze, płatki owsiane, fasolę suchą, przyprawy a na grządce zioła. To mi wystarczy na kilka dni diety makrobiotycznej by nie zaprzepaścić zgubienia 4 kg.
W planie zabezpieczenie posiadłości przed zimą czyli okryć delikatne i wrażliwe, powycinać już nie owocujące, zgrabić liście, zabezpieczyć wodę, zaplanować nasadzenia sosen.
W chatcie zimno i wilgotno więc zaczynam od zapalenia ognia w piecyku. Dym ściele się nisko, niebo zachmurzone, szybko robi się szaro i ciemno.
Na jutro zapowiadają słonecznie więc już dziś nic nie robię tylko nagrzewam chattę i gapię się w ogień.
Rano w chatcie +7 stopni a mnie zimno. Na zewnątrz zero, lód na pojemniku z deszczówką.
Włączam farelkę i zakopuję się w ciepłą pościel. Mała drzemka a gdy się budzę wokół mgła. Więc szybko kurtka, cholewki, aparat i biegam dookoła. Cudnie i tajemnie.
Zmarznięta wracam do chatty na dietetyczne śniadanie czyli kromeczka razowca z twarogiem, pomidorem i papryką a potem przebieram się roboczo i zabieram za realizację planu. Planowałam zacząć od wykopania sosny przy winogronie a w jej miejsce przesadzenie borówki kanadyjskiej ale gdy mgły opadają wzmaga się chłodny wiatr więc wracam, ubieram kurtkę i drugą parę skarpet. Nadal przenikliwe zimno, rezygnuję z przesadzania i grabię liście "z rynku" czyli przed chattą i wokół. Przycinam oliwnik, zaznaczam linię planowanej alei sosnowej. Już południe, temperatura się podniosła do 3 stopni, lepiej już dziś nie będzie. Trzeci raz wracam do chatty, robię gorącą herbatę z sokiem malinowym i miodem, ubieram najcieplejsze ciuchy, takie które używam zimą, w wielkie mrozy. Wyrywam zmarznięte aksamitki, wsadzam czosnek i bluszcz i zmarznięta na kość wracam do chatty. Pijąc herbatę z miodem robię na obiad limandę z kaszą gryczaną i to nie jest dobre połączenie bo limanda za delikatna do wyrazistego smaku hreczki. Powoli taję. Co się ze mną porobiło po tej diecie owocowo - warzywnej? Nigdy tak nie marzłam. Pewnie rozregulował mi się termometr wewnętrzny. Dziś wcześnie idę do łóżka z Nepomucką.
Rano ładny, choć zimny dzień ale trzeba wyjeżdżać. Oblatuję działkę utrwalając w aparacie kolory tej późnej jesieni.
Biedaku, jak Ty się katujesz ta dietą. A moze jednak jesc wszystko, tyle, ze mało?
OdpowiedzUsuńJakie katowanie Cesiu, toż to dobre i zdrowe jedzonko. I o zdrowie chodzi a nie o odchudzanie. Jeść wszystko to w moim przypadku żebereczka, karkóweczka, pieczyste, wędzone i nawet mało to i tak za dużo by wyszło na zdrowie.
UsuńNarazie się uczę i cieszę, dobieram smaki po swojemu, jest coraz smaczniej. Byle nie za smacznie, bo wtedy znowu może być za dużo. Pozdrówka
Dietę mamy bardzo podobną do Twojej a nawet skromniejszą, bo ryby to u nas wielka rzadkość.Dobrze sie na niej czujemy a niektóre odstepstwa (np. gościna u sasiadów) owocuje niestety rozstrojem zoładka. Od kiedy jest tak zimno, to wprowadziłam o poranku miłe novum. Otóż, gotuję kaszę albo ryż i zajadamy to na gorąco z musem jabłkowym albo gruszkowym. Cudnie to rozgrzewa i dodaje energii do rozpoczecia kolejnego, pracowitego dnia. A na obiad rozgrzewajaca zupka jarzynowa, grochowa albo cebulowa. Lubimy tez placki ziemniaczane. No i duzo herbatek ziołowych, od których w brzuchu robi sie ciepło a i łapki mozna szybko kubkiem rozgrzać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco o poranku!:-))
Każde wielkie odstępstwo, w obie strony, skutkuje rozstrojem ale to tylko sygnał, nic niebezpiecznego.
UsuńJaką kaszę do tych gorących śniadań wybierasz Olu? Ja narazie tylko płatki owsiane ale z odrobiną soli bo nie lubię na słodko. Ale z musem gruszkowym, od czasu do czasu, to by mi chyba smakowało, tylko że to propozycja na następną jesień. Zupy lubię bardzo, wczoraj była grzybowa a dziś moczę maleńką fasolkę szparagową, która mi przejrzała i wyschła na działce, będzie zupa fasolkowa. A placuchy ziemniaczane uwielbiam, mogę codziennie.Pozdrawiam z kubkiem herbatki z miodem i cytryną :-)
Zazwyczaj gotuję kaszę jęczmienną, bo mąz lubi a czasami jaglaną, bo lubię ja. Jak nie mamy ochoty na słodko, to dodaję do kaszy czy ryżu odrobine masełka i soli albo mus warzywny. Zrobiłam w tym roku coś w rodzaju sosu na gęsto z przeróznych warzyw (na bazie cukinii i dyni, z pomidorami, papryką, pasternakiem a niektóre buraczków). Przyprawiłam to olejem, lubczykiem, pietruszką i cebulką lub czosnkiem.I mam w spiżarce mnóstwo małych słoiczków takich w sam raz na raz! Zrobiłam też warzywne pasty do chleba (coś w rodzaju pesto). Ale miałam z czego robić, bo mi w tym roku ładnie niektóe warzywa obrodziły.Wyciągnęłam w tym roku wnioski z poprzednich zim i wiedziałam, że właśnie takich rzeczy brakowało mi najbardziej. Nasze zoładki i wątroby bardzo lubią takie odżywianie. Nie lubią konserwantów, kupnych słodyczy i połaczenia białek z węglowodanami. Placki ziemniaczane też uwielbiamy Krysiu, a tym bardziej odkąd nie muszę ziemniaków ścierać na tarce, tylko blenderem!:-)
UsuńPozdrowienia serdeczne slę Ci Krysiu w listopadowy już poranek!:-)*
Taki mus warzywny to wspaniały sposób na dosmaczenie mdłych kasz. A i pasta do chleba mi się podoba. Za rok będę mieć zapasik, od dziś zbieram małe słoiczki.
UsuńNadal pilnuję diety, narazie muszę dbać, za jakiś czas pewnie będzie to już nawyk. Dziękuję za rady i pomysły Olu.
Świetny ten malunek w pniu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMnie też zachwyca nieustająco, jak znajdę autora to go pochwalę i zarekomenduję. Pozdrawiam jeszcze październikowo.
UsuńWiesz, że przez chwilę byłam zaskoczona faktem, że w pniu mieszkają niedźwiedzie? Malunek jest świetny i na moment "zachwiał" moim logicznym postrzeganiem rzeczywistości :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie i ciepło :)
Ja za każdym razem uśmiecham się przy mijaniu, ktoś miał wspaniały pomysł i talent do jego realizacji. Serdeczności śle.
UsuńFotki mgielne są magiczne, znowu zatęskniłam za B.K ogromnie. Zaskakujące ile jeszcze kwitnień nazbierałaś końcem października. Całkiem pysznie wygląda ta dieta, tylko bez tych kasz :-) Gratuluję tych minus 4, to akurat cenny ubytek :-)
OdpowiedzUsuńPrzytulam ciepło. K.
Na taką tęsknotę mamy przecież sposoby Cyreno, może od 8 listopada jeśli zdrowie i pogoda dopiszą. Znasz te wszystkie kwiatuchy, niejeden uwolniłaś od chwastów. Kasze nie są złe, byle tylko nie na słodko.Serdecznie pozdrawiam.
UsuńDoczytałam o tej diecie. Muszę trochę częściej gotować różne kasze, bo dzieci najbardziej lubią gryczaną. Dlaczego człowiek nie może jeść różnych rzeczy i nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia i problemów ze zdrowiem? Eeeech...
OdpowiedzUsuńMalunek na drzewie piękny.
Zaskoczyłaś mnie fiołkami. :)
Serdeczności :)
Też się zastanawiam - dlaczego? Miałam taką teorię, że ciało wie czego potrzebuje i słuchałam ciała ale ono ciągle chciało kotlety mięsne i placki ziemniaczane.
UsuńMalunek dziko cudny. Fiołki zawsze u mnie kwitną dwa razy tylko jesienią mniej obficie ale aż do mrozów. Często wyglądają fioletowym oczkiem spod śniegu.
Krystynko, zazdroszczę Ci tej dietetcznej konsekwencji, wpadłaś na dobrą ścieżkę :-) mnie ostatnio konsekwencji żywieniowej brakuje i boczki rosną ;-)
OdpowiedzUsuńNarazie nawet miesiąca nie ma, to efekt turnusu z rozpędu ale już zaczynają się objawy nawrotu a to z powodu gołąbków zadusznych i torcika imieninowego. Oj rosną Dominiko, boczki i brzuszki.
Usuń`Sama widzisz, że ta dieta bardziej nadaje się na lato. Śródziemnomorskie jedzenie dobre jest we Włoszech i innych ciepłych krajach. U nas jest zimno, więc niech nam nie wmawiają, że taka dieta jest dla nas najlepsza. teraz potrzebujemy nieco kalorii ( jak niedźwiedzie :-) ), by przetrwac zimę. Do chleba wspaniała jest pasta typu ajvar. Robię ją z pomidorów, papryki, cebuli z ziołami, dodaję trochę cukinii. Zmiksowałam tez leczo ( bez kiełbasy) i to tez wspaniały dodatek do chleba, makaronów, nawet serka białego. Jednak mięso jest konieczne - przeciez nie musi to być karkówka ( prawie jej nie jadam). Udziec indyczy, golonka indycza - to jest to, co nas podnieca :-))))))). Polecam !
OdpowiedzUsuńI ja powoli dochodzę do takiego wniosku, bo już spałaszowałam ze smakiem kilka gołąbków i dużą odrobinę torcika śmietankowego. Ale zachowam to że mniej. I codzienną poranną gimnastykę, i jarzyny w piątek. O takiej paście pisała mi już Olga i zrobię na próbę. Za drobiem nie przepadam ale spróbuję gęsi lub kaczki i zdam relację. Bo mnie podnieca wieprzowinka :-)))))
Usuńświetna jest tez pasta z avokado, mozna do niej dodac wszystko wg uznania,avokado ma niezwykle duzo witamin, i mase zalet taka paste mozna jesc zamiast masla. Tak zima potrzebne jest nieco tresciwsze jedzenie, ja zimowa pora przedkladam zupy nade wszystko, sycą i rozgrzewają. U mnie pogoda jeszcze piekna, wciaz cieplo i mozna pracowac na powietrzu.
OdpowiedzUsuńTyle mam smakowitych podpowiedzi od Was, że chyba polubię kiedyś tę makrobiotykę. Zupy lubię od zawsze ale dotychczas takie z wkładką żeberkową.
UsuńPo chmurnym i mglistym tygodniu u nas też ciepło i słonecznie, pod koniec tygodnia jadę popracować na włościach
Liski zagladają z dziupli, ależ miał ktoś świetny pomysł; ponoć w Sanoku jest artysta, który maluje realistyczne twarze na pniach wierzb nadsańskich, na cembrowinach, spotkałam taką u podnóża Kamienia Dwernika; jest Ci zimno, bo jesz mało energetycznie, przecież zima idzie, wszelkie stworzenie zabezpiecza się przed chłodem warstewką tłuszczu, a Ty tracisz; jestem zdania, że powinno się jeść to, co daje ziemia w danym regionie, i odpowiednio do pór roku, bo co to za przyjemność zjadać brzoskwinie twarde jak rzepki, albo co innego; zimą mam ochotę na mięso, smalczyk, jedzenie pożywne i treściwe, latem wystarczy to, co z grządki; a zresztą, co Ci będę mówić, organizm sam zawoła, czego potrzebuje; serdeczności ślę.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię taki pozytywny wandalizm, tak jak lubię ładne graffiti.
UsuńDziękuję Wam za wsparcie a zwłaszcza za sugestie i rady Lubię takie rady, które współgrają z moimi chęciami, więc utwierdzona postanawiam, że będę słuchać ciała i jeść czego potrzebuje, tylko mniej, systematyczniej i powoli. Dziękuję Mario :-)