Wróciła do chatty po trzytygodniowej nieobecności. Zmiany! Wielkie zmiany!! Niespodziewane i nieoczekiwane!!! Dwa dni w w szoku i niedowierzaniu. Potem dwa dni w złości i żalu. Dopiero od wczoraj powolne ukojenie. Klasyczny syndrom straty. Do akceptacji jeszcze daleko.
Straciła ostatki widoku z tarasu :-((((( To dla niej wielka strata bo ma fioła na punkcie przestrzeni, widoków i wolności. Nie jest jeszcze gotowa dzielić się faktami i fotami, narazie musi uspokoić emocje. Ale jak pogodzić się z taką stratą?
Dwa pierwsze dni były najlepsze bo w szoku i niedowierzaniu coś robiła, coś mówiła, coś jadła, coś piła .... jakoś żyła. Nawet skosiła odrobinkę chociaż kosiareczka tępawa bardzo.
Dopiero gdy szok minął przyszła fala żalu i zaprzeczenia. Nie spała, nie jadła, nie mówiła, nic nie robiła tylko płakała, bo straciła wiarę w człowieków.
Pod koniec czwartego dnia kupiła sangrię i usiadła pod wiatą, jak najdalej od tarasu. Prowizorycznie przesłoniła zły widok zasłonkami. Otworzyła butelkę, popijała słodki, pachnący Hiszpanią trunek, popłakiwała i użalała się nad swoim losem.. Cóż, dzień powszedni, wokół nikogo, wolno jej! Gdy poziom butelki obniżył się prawie do połowy olśniło ją. Ma conajmniej dwa wyjścia a może i trzy.
Jeden - radykalny, najprostszy i do tego się narazie skłania. Sprzedać działki i chattę, do których straciła serce i kupić maleńką samotnię na wzgórzu, na dużej działce.
Drugie wyjście które bierze pod uwagę to "odwrócić" chattę. Była przodem do zalewu, musi być przodem do lasu. Sęk w tym, że musi to zrobić prawie bezgotówkowo więc nie wchodzi w rachubę przebudowa drzwi wejściowych i tarasu. Trzecie to wrócić do pierwotnej wersji wejścia z tarasu od zachodu ale to jeszcze bardziej kosztowne. Ale ruszyła z miejsca, i chociaż nie ma pieniędzy, już nie łka. Omijając północną stronę, chodzi po reszcie działki, mierzy, planuje, szkicuje ... Ukojona pomysłami i sangrią poszła spać o północy i spała do rana.
A jednak rano wstała smutna i zrezygnowana, wczorajsze pomysły do bani, no bo dlaczego ona musi się trudzić, gdy kuku zrobili inni. Postanowiła rzucić wszystko w diabły i wrócić do B. Kończyła śniadanie gdy przyszedł do niej jasny anioł i podsunął jej bardzo dobre rozwiązanie, już czwarte. Przy zmywaniu przyszedł jej do głowy tani, prosty, prowizoryczny, tymczasowy ale skuteczny pomysł na przeczekanie. Spakowała się i wróciła do B, nabrać dystansu. I pisze by uporządkować myśli, bo bardzo one chaotyczne, rozbiegane, galopujące i rozczochrane.
No sorry, ale nie kumam, co się stało, taras ukradli czy co? Łącze się w bolu bez względu na wzgląd, sciskam!
OdpowiedzUsuńKrysiu, napisz szybko, co to jest ! Ruszyła budowa dyskoteki ???????? Tak czy siak, współczuję straty, bo ja też lubie piekne i szerokie panoramy. Odbiegając od tej sprawy chciałam Ci złożyc życzenia imieninowe ( czy teraz trafiłam ?): zdrowia żelaznego, umysłu otwartego, ducha pogodnego ! I w ogóle wszystkiego naj, naj ! Buziaki !
OdpowiedzUsuńMyślę, że po prostu na osi widokowej z Twojego tarasu stanęła przeszkoda w postaci jakiegoś budynku; to tak jakby w kierunku Kopystańki postawili mi fabryczkę; rozumiem, co czujesz, tyle zabiegów, remontów, trudu włożonego w oswojenie nowego miejsca, a tu taki zonk! mam nadzieję, że przetrawisz w spokojności miasteczka B. te zmiany, może je oswoisz, inaczej popatrzysz, znajdziesz jakieś pozytywy, albo odwrócisz funkcje tego miejsca /jak to mówiła moja mama, kiedy zbudowaliśmy nasz dom - e, tak d...ą do drogi/ właśnie tak d...ą do przeszkody; nie męcz swego serca zmartwieniami, czas wszystko ułagodzi; pozdrawiam Cię serdecznie, ukojenia myśli życzę.
OdpowiedzUsuńFakt, że fatalnie to wygląda, ale jak Cię znam znajdziesz dobre rozwiązanie. Złość najlepiej wyładuj doprowadzając mieszkanko do błysku.
OdpowiedzUsuńO kurczę! Co to za paskuda?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jak emocje opadną, to znajdziesz jakieś rozwiązanie.
Ściskam serdecznie.
Dziękuję wszystkim za słowa współczucia, pociechy, otuchy i wiary. Jak się pozbieram to napiszę więcej. Narazie przesyłam serdeczności.
OdpowiedzUsuń