wtorek, 25 czerwca 2013

ALE



Upał 33 stopnie, w mieszkaniu 27, co i raz sięgam do lodówki po mineralną, sok, kostki lodu, kefir lub maślankę, piwo, czereśnie, truskawki, lody, śmietanę ….. Lodówka na zewnątrz wyraźnie grzeje i jeszcze podnosi temperaturę w kuchni. Sobota wieczór, po raz kolejny idę po sok i kostki gdy coś mnie niepokoi. Kostki jeszcze zmrożone ale sok już nie zimny. Macam dookoła, kubki z nabiałem nie zimne, owoce takoż i masło miękkie. Dotykam płytki  chłodzącej a ona ciepła. I cisza w lodówce. Przestraszyłam się, niepiękna katastrofa! Sprawdzam korki, wtyczkę, poruszam lodówką, potem potrząsam i wreszcie …. yes, yes, ruszyła zrazu ospale a potem już „normalnie”. Dzięki. Ulżyło mi. Po jakimś czasie zapomniałam o strachu, znowu otwieram lodówkę po truskawki i ….. powtórka z rozrywki. Cisza i nie zimna płytka. Więc znowu poruszam, potrząsam, sprawdzam …. i nic. Sprawdzam co mam w lodówce, będą straty ale niewielkie. Ale są jeszcze trzy szuflady zamrażalnika a tam już straty będą większe. Przygotowuję dwa duże rondle, trzeba ograniczyć straty i upiec mięsko. Znowu poruszam, potrząsam, kolebię, poruszam i ….. zaskakuje. Ale już się boję otwierać lodówkę, nie chowam rondli – czy trzeba myśleć o nowej? Późnym wieczorem jeszcze jeden taki epizod, tym razem ponad pół godziny popycham, potrząsam, poruszam i nic, więc piekę mięska, bez bejcowania, na żywca, tylko z dziewięcioskładnikowymi mieszankami warzywnymi i grzybami. Zjadam lody, gotuję fasolkę szparagową. Jedzenia mam na tydzień i nie wiem po co się męczę przy kuchence skoro w takich temperaturach zepsuje się i upieczone (ale może wolniej niż surowe). Po północy lodówka rusza, i bardzo dobrze, bo w zamrażalniku jeszcze moje ulubione pyzy i knedle. W niedzielę jeszcze dwa dłuższe i jeden krótszy epizod a od poniedziałku, gdy poszłam do sklepu rozejrzeć się za nową, hula jak młoda. Sprawdziłam, moja lodówka kupiona w czerwcu 1994 roku kosztowała słownie jedenaście milionów dwieście tysięcy złotych. Za takie pieniądze nie ma prawa się zepsuć po 19 latach :-)

 

Ponad trzy lata temu dałam blogowi podtytuł …. „kłopoty i radości właścicielki nieruchomości”. Dlaczego więc dziwią mnie i złoszczą kłopoty. „Widziały gały co brały”. Dlaczego radości z posiadania uważam za oczywiste i naturalne a kłopoty wkurzają mnie, zaskakują, denerwują. Ot co, chyba wyłazi ze mnie człowiek i Polak. Rzadko dziękuje i bywa wdzięczny, częściej narzeka i złości się.

Czy dziękujecie za zdrowie codziennie? Czy śpiewacie co rano lub wieczorem dziękczynny hymn wdzięczności? Ja często wieczorem, ale nie codziennie, może nawet nie raz w tygodniu. A jest za co. Wybieram wygodną pozycje i skupiam się na wdzięczności. Dziękuję za zdrowie ogólnie i szczególnie za to, że nic mnie nie boli i że jestem zdrowa, sprawna i samodzielna w tym obecnym, słusznym wieku. Po chwili czuję, że boli mnie kark ale nadal dziękuję, bo przecież reszta nie boli. Zmieniam pozycję i przy tym ruchu nagle ból w łokciu, przeszywający. Dziwne, cała jestem okrąglutka i puszysta a łokcie u mnie kościste. Nadal dziękuję, bo przecież to tylko kark i łokieć. Znowu zmieniam pozycję tym razem opierając się na dłoni i nagły skurcz zgina mi duży palec. Ból obezwładniający, z trudem podnoszę ten palec do pionu i ….. och i ach, jaka ulga. Poczucie wdzięczności za zdrowie już nie takie oczywiste więc skupiam się na innych łaskach. Ale ….. wszędzie jest jakieś ale. "A jednak jest cudnie, choć to życia psiamać popołudnie"

26 komentarzy:

  1. Krystynko tyle zamieszania z lodowka, ale dobra jestes w naprawianiu poprzez potrzasanie, poruszanie czy popychanie, ja tez bym tylko tak potrafila. A z bolami to tak bywa, nie ma, pomyslisz jak dobrze i nagle cos wyskakuje. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, znasz życie Teresko. A najdziwniejsze jest to, że te nasze sposoby radzenia sobie z urządzeniami jednak skutkują.

      Usuń
  2. Ja tam za nic nie dziękuję, wiem, że może być znacznie gorzej, ale wdzięczności okazywać nie zamierzam, wręcz odwrotnie - oczekuję szczęścia i wszelkich cudowności :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Od Cesi do mnie - "Ja tam za nic nie dziękuję, wiem, że może być znacznie gorzej, ale wdzięczności okazywać nie zamierzam, wręcz odwrotnie - oczekuję szczęścia i wszelkich cudowności :)))"
    Ode mnie do Cesi - Rozumiem Cię, masz prawo do wszystkiego co najlepsze. Ale ja lubię dziękować, ludziom mniej ale opatrzności bardzo. Wtedy czuję się podwójnie obdarowana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cosik się popieprzyło z komentarzem, tam go widać a tutaj nie, jakieś dziwolągi, mam nadzieję że to jednostkowe i chwilowe zakłócenie. Ściskam Cesiu za kolanka i niech Ci się szczęści.

      Usuń
    2. Dzięki Kochana, Tyś taka dobra i anielska, może się spełni ;))) całuski

      Usuń
    3. Ha, ha, złapałam Cię Żabko, pisze że za nic nie dziękuje a zaraz potem widzę dzięki i komplementy. Spełni się na pewno bo zasługujesz na radość, beztroskę i mojito.

      Usuń
    4. Ja Tobie dziękuje a nie tam nie wiadomo komu hi hi. Właśnie, z tego wszystkiego zapomniałam o mojito, trza szybko nadrabiać!

      Usuń
  4. Najgorsze jest to "ale". Bez niego byłoby łatwiej. Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo łatwiej Madziu, bo to "ale" odbiera moc. Więc "niech moc będzie z Tobą" bez ale.

      Usuń
  5. Tak, dziękuję, za każdy dzień, ale to przyszło mi całkiem niedawno, śmiem podejrzewać, z bagażem wieku i doświadczeń życiowych pewnie; a z lodówką miałam zupełnie odwrotną sytuację, kiedy spadła temperatura w chatce, działanie lodówki odwróciło się, roztapiał się zamrażalnik, było ciepło wewnatrz, a pod nią kałuża wody; najpierw podejrzewałam męża, że niedokładnie zamknął drzwiczki, a potem okazało się, że to niższa temperatura otoczenia tak miesza, więc wyłączyliśmy ją na okres zimowy; dobrze, że nie musisz kupować nowej, bo jakoś tak jest, że jak zaczynają się różne perypetie, to ciągną za soba następne, i następne, jak składające się kostki domina, i jak byśmy mieli jeszcze za mało na swoich barkach; patrzę za okno, błękitne niebo przeziera zza chmur, niech tylko obeschnie mokrość, muszę ruszyć z kosiarką w ogród przydomowy, obciąć przeszkadzające gałęzie, złożyć drzewo do szopy ... długo by wymieniać, ot! codzienne obowiązki, i cieszę się z każdego ranka, który dany jest mi oglądać; pozdrawiam Cię serdecznie, ale bez "ale" ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Mario, z wiekiem łagodniejemy i oczekiwania mamy realniejsze stąd łatwiej o wdzięczność za to co mamy. A cały Twój blog jest hymnem dziękczynnym za życie!
      To by się zgadzało, pewnie lodówka fiksowała z upału, teraz pochłodniało i jest w porządku. Ale już telefon zaczyna się wyłączać a i aparat foto czasem się zacina - czyżby lawina ruszyła?
      Oj, jest pracy na włościach w bród ale to praca z wyboru więc chociaż pełna trudu, pełna też radości. Ja tez czekam na suchość bo zarosło u mnie, że hej! Ale damy radę. Pozdrawiam czerwcowo.

      Usuń
  6. Bez lodówki ani rusz, lody topnieją a lód się topi, dobrze że Twoja lodzia się opamiętała i znów mrozi. Ale, ale....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do dobrego łatwo się przyzwyczajamy Dominiko, chociaż pamiętam czasy gdy w Brzózie nie było nawet prądu (a to nie było dawno, dawno temu tylko 5 lat temu) i też było fajnie, tyle że człowiek inaczej się zorganizował. Ale się lodzia opamiętała narazie i za to jej chwała.

      Usuń
    2. Do dobrego łatwo się przyzwyczajamy Dominiko, chociaż pamiętam czasy gdy w Brzózie nie było nawet prądu (a to nie było dawno, dawno temu tylko 5 lat temu) i też było fajnie, tyle że człowiek inaczej się zorganizował. Ale się lodzia opamiętała narazie i za to jej chwała.


      Usuń
  7. uwielbiam czytać Pani bloga, podziwiam Pani podejście do życia

    OdpowiedzUsuń
  8. i muszę dopisać serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nocna pora, miły anonim, szkoda że się nie zdekonspirował. Ale mieć anonimowego wielbiciela lub wielbicielkę bardzo miło, łechce to wielce jakaś ukrytą część mojej osobowości. Pozdrawiam słonecznie.

      Usuń
  9. A dzisiaj tak zimno,że marzy się trochę słoneczka.
    Nie dogodzi człowiekowi,zawsze szuka jakiegoś ale.,,
    Ale ja też dziękuję codziennie za to,że nie jest gorzej i proszę z nadzieją,że uniknę najgorszego...
    I tak jakoś upływa dzień za dniem,raz gorzej ,raz lepiej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ho ho, nowa bratnia dusza, witam serdecznie Firletko. Zaglądnę do Ciebie w wolnej chwili czyli dopiero za tydzień, bo teraz mam taką ciasną czasoprzestrzeń, że tylko wpadam i wypadam. Więc do zobaczenia

      Usuń
  10. Ania z Siedliska30 czerwca 2013 08:59

    Hi, hi, Krysiu, uśmiałam sie, czytając o tych bólach :-). tak to juz jest - tu zastrzyka, tam zaboli, tu "coś" wejdzie w kolano albo w boczek ALE ogólnie nie jest źle ! Może przyjmijmy to ALE za pozytyw :-). Serdecznie Cie pozdrawiam i życze dużo zdrowia lodówce i telefonikowi !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko nie jest źle Aniu, ale jest cudnie a te chwilowe bóle to tylko po to by być szczęśliwym gdy mijają. Lodzia w porządku ale aparaty tele i foto nadal brykają jak chcą, mam nadzieję że to tylko z upału a nie z słusznego wieku

      Usuń
  11. Niestety tak to juz jest, ja to nazywam zlosliwosc przedmiotow martwych. Lodowka juz pelnoletnia wiec potrzebuje pewnie przegladu chociaz teraz to juz chyba nie warto bawic sie w naprawy tylko od razu rozejrzec sie za nowa. Najwazniejsze, ze udalo Ci sie uratowac zawartosc lodowej szafy.

    Odnosnie dziekowania to ja nie mam z tym zadnego problemu. Potrafie cieszyc sie ze wszystkiego co mnie otacza i jestem dosc pogodna osoba, usmiech nic nie kosztuje a zyje sie milej i przyjemniej.
    Kazdy nowy dzien witam z radoscia, zycie jest takie piekne.

    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz Renatko, że nic z upieczonego naprędce się nie zmarnowało! A złośliwość przedmiotów polega u mnie na tym, że jak zacznie lodówka to zaraz telefon i zanim się obejrzę i aparat foto - po prostu seria.
      Wiem, że jesteś pogodna osobą, między innymi dlatego lubię Twojego bloga. Ale żyję dwa razy dłużej i wiem, że uśmiech to nie radość a życie jest piękne ale daje w kość i to bardzo. Pozdrawiam słonecznie

      Usuń
  12. Milo mi, ze uwazasz mnie za mloda osobe. Ja juz Krystynko, tez swoje przezylam i roznie w zyciu bywalo (ciezka choroba meza, ktory cudem przezyl),tym bardziej ciesze sie kazdym dniem.
    50-tka na karku to juz cos, tu szczyka, tam trzeszczy ale trzeba isc do przodu:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem trzeba kopa by poczuć wartość życia, takiego jakie jest. A 50-tka to cudny wiek bo już mądrość i doświadczenie a jeszcze sprawność i chęć na spróbowanie wszystkiego. Pozdrawiam

      Usuń