Lodowe cude艅ka zauwa偶one, zapami臋tane i utrwalone, wieczorem zapowiadaj膮 ocieplenie, my艣l臋 偶e czas do Brz贸zki. Ale noc膮 dalej zimno, rano jeszcze boli upadni臋te kolanko i jaki艣 lekki atak duszno艣ci – zaczekam z decyzj膮 do jutra. Dzie艅 przeleniuchowany chocia偶 usma偶y艂am ca艂y stosik schabowych na drog臋, dwa zjadam z puszkowym groszkiem. Wychodz臋 na wieczorny spacer i utrwalam, utrwalam.
Gdy wracam znowu atak b贸lu,
mocniejszy ni偶 rankiem. Trwaj膮cy kilkana艣cie minut, niepokoj膮cy, z uciskiem i duszno艣ci膮
zamostkow膮, z panik膮 i zimnymi potami. Po kilkunastu minutach sam przechodzi
jak przyszed艂. Jaka ulga. Do nast臋pnego razu za trzy godziny. Czyni臋 pr贸by
znalezienia sposobu by mniej bola艂o, otwieram i zamykam okno, pr贸buj臋 r贸偶nych
pozycji, 藕le siedzie膰, 藕le le偶e膰 jeszcze gorzej chodzi膰 i nic nie przynosi ulgi,
nic nie pomaga. I tak przez ca艂膮 nock臋, atak i przerwa. W przerwach przysypiam z
wystukanym 999 na telefonie i palcem na zielonej s艂uchawce. Na w艂asn膮 r臋k臋
bior臋 2 tabletki na uspokojenie bo noc膮 strach i panika maj膮 wielkie oczy. Potem
si臋 dowiaduj臋, 偶e niepok贸j, strach a nawet uczucie trwogi to rutynowe objawy
towarzysz膮ce atakom wie艅c贸wki. Po p贸艂nocy ka偶dy atak zostawia lekki ale nieustaj膮cy
ucisk kt贸ry niepokoi mnie nawet bardziej ni偶 kilkunastominutowe ataki . By
czym艣 zaj膮膰 przestraszony umys艂 zastanawiam si臋 dlaczego i sk膮d te nawroty. Dochodz臋
do wniosku, 偶e to w艂a艣nie realizuj膮ca si臋 redukcja lek贸w zaordynowana przez
kardiologa. I zima a wi臋c ma艂o ruchu, du偶o ksi膮偶ek, ma艂o jarzyn du偶o mi臋sa (czyli
dieta p贸艂nocnoeuropejska bogata w t艂uszcze), dwa posi艂ki zamiast pi臋ciu. Podchodz臋
do okien, wok贸艂 spok贸j i ciemno艣膰 i cisza, wszyscy g艂臋boko 艣pi膮. Zaczynam
chaotycznie zapisywa膰 postanowienia, 偶e dieta, 偶e ruch ale my艣li mi si臋 rw膮 i
…. budz臋 si臋 raniu艣ko, z palcem na zielonej s艂uchawce.
B贸l sta艂y ale lekki, jest
jasno, jest dobrze, wok贸艂 cudnie ha艂asuj膮 ludzie. Ubieram si臋 i jestem w
przychodni zaraz po otwarciu. Moja lekarka na zwolnieniu, lekarz przyjdzie
dopiero za dwie godziny ale robi膮 mi wywiad i EKG, wygl膮da 藕le ale nie
dramatycznie. Wracam do mieszkania, znowu atak duszno艣ci ale lekki, taki
poranny. Zjadam ma艂e 艣niadanko, porcj臋 porannych lekarstw i k艂ad臋 si臋 na
chwil臋. B贸l przechodzi, ju偶 pora i id臋 do przychodni. A tam poruszenie, szukali
mnie wszyscy nawet po zakamarkach i toaletach. Przepraszam i wchodz臋 do
lekarza. Mierzy ci艣nienie, opowiadam o nocy, ogl膮da EKG i decyduje, 偶e
trzeba jecha膰 do szpitala. Karetk膮. Chc臋 i艣膰 do mieszkania po dokumenty,
pieni膮dze ale nie pozwalaj膮, maj膮 pesel i to wystarczy. Czuj臋 si臋 dobrze ale
strach przed powt贸rzeniem takiej nocy sprawia, 偶e nie protestuj臋. Dostaj臋 od
piel臋gniarki paczk臋 chusteczek bo jestem jaka艣 p艂aczliwa i rozdra偶niona, wk艂uwa
mi te偶 wenflon w praw膮 r臋k臋. Na kozetce czekam na karetk臋, d艂ugo czekam ale
czuj臋 si臋 zaopiekowana i mija nawet ten lekki, towarzysz膮cy mi od p贸艂 doby
ucisk. Ca艂kiem zdrowa wsiadam do karetki z saszetk膮 w kt贸rej mam badania,
lekarstwa, ksi膮偶k臋, okulary. W kieszeniach troch臋 bilonu i chusteczki. Wszystko
co mam przyda mi si臋 potem. Z karetki przesiadam si臋 na w贸zek i przewo偶膮 mnie
jak kr贸low膮 do izby przyj臋膰.
Jest 10 ta. I tu koniec
radosnego spotkania z s艂u偶b膮 zdrowia. Kr贸lowa, nie kr贸lowa p贸艂 godziny czekam
by kto艣 podszed艂 i spyta艂 po co tu jestem. Potem na le偶ank臋 i robi膮 mi drugie
EKG, piel臋gniarka robi te偶 wywiad czyli po raz trzeci ale nie ostatni,
opowiadam co si臋 dzia艂o noc膮, pokazuj臋 badania i brane lekarstwa. Teraz trzeba
czeka膰 na lekarza, najpierw na owym 艂o偶u a potem na korytarzu bo na izbie
przyj臋膰 robi si臋 t艂ok, karetki kursuj膮 , ludzie przychodz膮 terminowi i z
wypadk贸w. Osiem stanowisk i ka偶de zaj臋te, anonimowo艣膰, same przypadki, s艂ysz臋
jak m贸wi膮, ten wyrostek na sz贸stce, ta hipotermia na tr贸jce, te wrzody na
jedynce. Czekam i czekam na twardym krzese艂ku poczekalni i tak mam dobrze, bo
kilka os贸b stoi a nie s膮 to tylko osoby towarzysz膮ce. Po nast臋pnej p贸艂 godzinie
wo艂aj膮 mnie do izby przyj臋膰. Ka偶膮 siada膰 na 艂贸偶ku, przychodzi pani (chyba
lekarz ale nie przedstawia si臋, to nie Le艣na G贸ra), znowu kolejny wywiad,
pokazuj臋 brane lekarstwa, uciska tu i tam, zleca badania krwi. Przesiadam si臋
na krzes艂o, najlepsza 偶y艂a zaj臋ta na wenflon, piel臋gniarka gmera w mojej
drugiej r臋ce, robi dwie nowe dziurki w przegubie ale krew nie chce lecie膰
chocia偶 zaciskam z ca艂ej si艂y. Robi wi臋c czwart膮 dziurk臋 na d艂oni i tym razem
si臋 udaje, tyle 偶e jak wstaj臋, jak zwykle robi mi si臋 s艂abo i kr臋ci mi si臋 w g艂owie.
Dostaj臋 kieliszeczek gorzko艣ci paskudnej i pozwalaj膮 mi pole偶e膰 na le偶ance.
Przez p贸艂 godzinki mojego le偶enia przywo偶膮 kilka „przypadk贸w na w贸zkach”,
g艂贸wnie ludzie starsi, prosto z 艂贸偶ek, okutani kocami, niedos艂ysz膮cy, skar偶膮cy
si臋 偶e wszystko boli, zdezorientowani. Piel臋gniarki dzwoni膮ce do laboratorium :
"do cholery, co si臋 tam dzieje, ile mo偶na czeka膰 na wyniki, gdzie pani doktor i
kiedy przyjdzie?" G艂upio mi tak le偶e膰 jak tu tyle nieszcz臋艣cia, wstaj臋 i chc臋
wyj艣膰 do poczekalni ale nie pozwalaj膮, czekam a偶 piel臋gniarka b臋dzie wolna i z
asyst膮 wychodz臋 do poczekalni. Sadza mnie przy rejestracji i oddaje pod opiek臋.
Po chwili s艂abo艣膰 przechodzi, ju偶 wiem 偶e czekanie na wyniki b臋dzie d艂ugie.
Jest po艂udnie, sprawdzam drobne w kieszeni, wystarczy na dwa jogurty, zeszycik
i d艂ugopis. Do kiosku dwa pi臋tra w g贸r臋 po schodach i dwa z powrotem i b贸l
zamostkowy wraca, pierwszy od czterech godzin. Zg艂aszam si臋 na izb臋, dostaj臋
pigu艂eczk臋, s艂ysz臋 偶e sprawdzaj膮 kiedy posz艂a moja krew do badania, wyczuwam,
偶e powinno si臋 chyba powt贸rzy膰 badania przy b贸lu ale sadzaj膮 na kozetce i po
chwili b贸l mija. Wracam na korytarz, zajmuj臋 dobre miejsce siedz膮ce przy
p贸艂eczce, wyci膮gam zeszycik, okulary i d艂ugopisem zapisuj臋 zdarzenia,
wra偶enia i emocje. Co i raz kto艣 z czekaj膮cych mnie pyta co zapisuj臋, czy to
b臋dzie w gazecie i chocia偶 m贸wi臋 偶e to tylko tak, dla siebie, rozwija si臋
rozmowa o s艂u偶bie zdrowia, dramaty i dykteryjki, opowie艣ci z 偶ycia i ze
s艂yszenia. Odk艂adam notes, troch臋 s艂ucham (teraz si臋 licytuj膮 ile kto czeka na
wyniki, wychodzi 偶e od dw贸ch do trzech godzin) a potem otwieram ksi膮偶k臋,
trafi艂a mi si臋 „Prze偶y膰 z wilkami” i chocia偶 ju偶 po kilku stronach orientuj臋
si臋, 偶e j膮 czyta艂am i to chyba niedawno, z przyjemno艣ci膮 zag艂臋biam si臋 razem z
siedmioletni膮 dziewuszk膮 w czas wojny, okrutny 艣wiat ludzi i szlachetny 艣wiat
zwierz膮t. Nic mnie nie boli, nigdzie mi si臋 nie spieszy i czekanie ponad dwugodzinne szybko mija. Wreszcie,
gdy ju偶 my艣la艂am 偶e zapomnieli, wo艂aj膮 po nazwisku. I kazuj膮 znowu siada膰 na
krze艣le do pobrania krwi. Nie m贸wi膮 dlaczego i po co, denerwuj臋 si臋, 偶e mo偶e
wyniki nie takie ale pytam i dopytuj臋. Niech臋tnie informuj膮, 偶e nie jest 藕le,
zawa艂u nie by艂o, raczej wr贸c臋 do domu ale jakie艣 badania trzeba powt贸rzy膰 po
kilku godzinach. Znowu dwie nowe dziurki i czekanie, tym razem tylko godzinne.
Gdy wzywaj膮, przychodzi pan, u艣miechni臋ty, zrelaksowany i mi艂y, chyba
lekarz. Dostaj臋 recept臋 na leki wycofane przez kardiologa i dodatkowo leki
uspakajaj膮ce, wyniki bada艅 i kart臋 informacyjna, pigu艂eczk臋 na drog臋 i mog臋
wr贸ci膰 do domu. Ponad 8 godzin w s艂u偶bie zdrowia. Wracam taks贸wk膮, „bogatsza” o
6 pozaklejanych dziurek, recept臋 i kilka kartek bada艅.
Nast臋pn膮 noc przespa艂am i to
oczywiste po poprzedniej, nie by艂oby to warte wzmianki gdyby nie to, 偶e po艂ow臋
nast臋pnego dnia te偶. Razem jakie艣 20
godzin. A popo艂udniu wsta艂am ca艂kiem ju偶 zdrowa, na obiad gor膮ce ziemniaczki z
sa艂atk膮 z pomidora, na kolacj臋 kanapka z bia艂ym twaro偶kiem. Dietetycznie. Postanowione
– realizowane. Kontynuowa膰 codzienny spacer, pi臋膰 posi艂k贸w zamiast dw贸ch, nic sma偶onego,
nic t艂ustego. Przynajmniej dop贸ki 偶ywy b臋dzie strach przed powt贸rzeniem takiej
nocy.
Posz艂am na ma艂y spacer po
wodzie, zanios艂am nasma偶one kotlety i kawa艂eczek boczusia na polank臋 pod
orzecha – a偶 „zabola艂o” z 偶alu 偶e kto艣 inny b臋dzie mia艂 uczt臋.
Trzy dni min臋艂o i jestem „zdrowa”
to znaczy nic nie boli. Jak nie b臋dzie przeszkadzajek, w poniedzia艂ek wyruszam do B.K.

A 偶onkilki ju偶 przekwitaj膮 …..