czwartek, 30 maja 2024

Intensywne 30 godzin

Już  pół  roku  nie  mieszkam  w  miasteczku,  w  którym  przemieszkałam  pół  wieku  i  nadszedł  czas  odwiedzin,  bo  okazja  niecodzienna  jest. Krótkie  ale  brzemienne  w  skutkach,  uroczyste  spotkanie  jest  celem  tej  wyprawy. 

Wtorek 28 maja. Wyjście z Domu w M około południa. Przejazd busem do miasta wojewódzkiego i około 14 tej umówione spotkanie z Dorotką na dworcu podmiejskim. Napaliłam się by zobaczyć ciekawostkę, krzesło czy schody do nieba Szajny bo to podobno gdzieś obok ale przeszłyśmy w upale na wiadukt i nigdzie go nie widać. Poszłyśmy więc na plac przy nie mniej znanym pomniku i zasiadłyśmy w miłej knajpce na kawce z lodami i szarlotce. I tam się okazało, że to nie schody tylko Szajny drabina do nieba i jest sporo dalej niż doszłyśmy. Ale za gorąco by to sprawdzić, zostawię sobie tę atrakcję na następny przyjazd do miasta wojewódzkiego. Przegadałyśmy miło ponad dwie godziny a nadal gorąco i upalnie.

Zadzwoniłam do Władzi, że mogłybyśmy się spotkać na nieumawiane wcześniej, spontaniczne spotkanie a ona z początku się wykręcała, że nie przygotowana i ma w domu zaczęte prace. Ale jak powiedziałam, że to ja do niej pojadę a nie ona do mnie to się ucieszyła i zaprasza najserdeczniej. Dojechałam do niej śliczną trasą przez Wisłok, po 17 tej z czteropakiem Warki Strong a ona miała Żywca. Powoli, przy pogaduchach wysączyłyśmy po Warce i już czas się żegnać bo na polu wreszcie zrobiło się przyjemnie gorąco ale już nie upalnie. Zawsze z przyjemnością do niej jeżdżę bo mieszka w Domu Seniora a ja tam planowałam zamieszkać i byłam już blisko, bliziutko realizacji tego planu. 

Dwoma autobusami dojechałam do B a potem sporym spacerem do hotelu. Już było za późno na nieumawiane wcześniej spotkania na Tkaczowa 14. Do hotelu dotarłam po 20 tej i odpoczęłam kapkę bo mnie już bolały nóżki i kręgosłup a i głowa pełna wrażeń wymagała uporządkowania.
Dowiedziałam się, że SPA jest czynne do 22 więc szybko kostium i ręcznik i poszłam zwiedzać te luksusy w cenie. Jest na bogato!!! Czego tam nie ma!! Bo jest basen z hydromasażem i przeciwprądem, sala kardio, sauna, caldarium, łaźnia parowa, ścieżka Kneippa, jacuzzi, grota wodna, tepidarium. Brakło czasu by obiec i zwiedzić wszystko ale na szczęście to nie ostatnia taka wizytacja (zdjęcia są z prospektu).
Po przejściu do pokoju tylko zdjęłam mokry kostium i taka czysta, wymoczona i wygrzana ległam w koszulce na łóżku i usnęłam natychmiast. Ale obudziłam się koło trzeciej i już nie mogłam odnaleźć snu. Obce miejsce, obce odgłosy, stres o spotkaniu - sen pierzchnął. TV niedobrze, FB źle, cisza denerwująca. 

Środa 29 maja. O siódmej wreszcie wstałam zmęczona bezsennością, prysznic z hotelowym płynem 2 + 1 i przystrajanie na spotkanie. Spotkanie dopiero o 11 tej więc zaczęłam pisać te notatki na bieżąco. O 9 tej poszłam na śniadanie (też w cenie hotelu). Czego tam nie było!! Bo była gorąca jajecznica i parówki, serki rozmaite białe i żółte, miękkie i twarde, ogórki i pomidory, pasztety i szynki, wędliny  nadziewane twarożkiem ze szczypiorkiem i mozzarellą z pomidorami, kawy, herbaty, soki. Próbowałam spróbować wszystkiego ale mi się nie udało. Ale jajeczniczki sobie nie odmówiłam.

Po powrocie do pokoju odpoczęłam kapkę by się sadełko zawiązało i już czas by zapłacić za te luksusy i opuścić hotel. Spotkanie które było sensem i celem tej wyprawy zaczęło się punktualnie, przebiegło sprawnie i radośnie. Wyraziłam zgodę dwa razy, pogadaliśmy o tym i owym. To miłe, że pamiętają i wierzą, że podołam a i ja czuję się zmobilizowana  do wysiłku intelektualnego i wizerunkowego. I jest okazja by wyjść i wyjechać z Domu i spotkać się ze znajomymi z dawnej pracy. Bo ostatnio jakoś nic mi się nie chce spotykać kogokolwiek, dość ma dzień zmartwień swoich. Wracam całkiem spokojnie choć w upale na przystanek do miasta wojewódzkiego a po drodze załatwiam jeszcze ubezpieczenie OC dla Forda Maro. I już wczesne popołudnie, o 13 tej mam wcześniej umówione spotkanie z Krystyną, na placu Wolności. Dochodzę tam 'na ostatnich nogach', ledwo żywa i próbujemy znaleźć miejsce w cieniu, pod parasolami. W końcu lądujemy w klimatyzowanej knajpce na lunch Krystyny, bo ja, objedzona śniadaniem po kokardę, tylko sok z czarnej porzeczki. Potem przenosimy się do socjalnej kawiarenki na lody ananasowo - śmietankowe. Jest chłodno i miło, ani mi w głowie dziś wybierać się na drabinę do nieba.
Pożyczam "Modlitwę żaby" Antony de Mello, za miesiąc będzie okazja by się spotkać i oddać książkę. Około 15 tej się żegnamy, ja obładowana bo obdarowana błękitną lobelią  i fioletową lawendą. A na przystanku spotykam Gosię, jedyną synową szwagra Henia, która przyjeżdża czasem pobyć z teściem. Krótkie spotkanie jednoprzystankowe i idę w upiornym upale na dworzec. Ochlapuję się wodą, odpoczywam chwilę w klimatyzowanej poczekalni i wsiadam do busa. W domu w M jestem około 18 tej.

Od pewnego czasu 'skapcaniałam' albo zobojętniałam towarzysko, nie chce mi się spotykać na pogaduchy, nie interesuje mnie to. Ale okazuje się, że jak zdarzy się okazja i okoliczności to całkiem miłe są te spotkania. I to był jeden z powodów, że zgodziłam się na tę funkcję.

Za miesiąc ważne Walne a za dwa miesiące pierwsze posiedzenie. A potem już co miesiąc przez trzy lata. A jesienią spotkanie w BK, tym razem w domku kanadyjskim z Władzią, Dorotką, może Krystyną, może Halinką.  Pożyjemy, dożyjemy, zobaczymy!!!

12 komentarzy:

  1. Och Krysiu, wspaniale że miałaś możliwość odwiedzenia miasta, z którym wiążesz tak wiele pozytywnych wspomnień. I że przy okazji udało Ci się odwiedzić znajomych. I muszę przyznać, że z ciekawością wybrałam się w tą "podróż" z Tobą. Masz rację, to było intensywne 30 godzin. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolinko, też mnie bardzo ucieszyła ta możliwość, nawet bardziej niż mniemałam. Wymeczona ale szczęśliwa i zadowolona, Ty to rozumiesz.

      Usuń
  2. Tak to jest, że najpierw nie chce nam się ruszyć z domu, a potem jesteśmy szczęśliwi po spotkaniach i przeżyciach, które dają nam jednak sporą dawkę energii. "Drabinę do nieba" musiałam sobie dodatkowo wyguglować bo przyznam, że to dla mnie nowość. Muszę nadrobić zaległości. Pozdrawiam serdecznie 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, mówią, że jak boli to trzeba się ruszać a jak się nie chce to trzeba się spotykać. Coś w tym jest! Ruch jest dobry fizycznie i intelektualnie.
      "Drabina do nieba" Szajny to ciekawostka Rzeszowa i ja się wybiorę zobaczyć ja na żywo, tak jak Przejście 2001.
      Przesyłam pozdrowienia

      Usuń
  3. Nawet jak czasem nam się nie chce, tak jak powinno, to takie spotkania zazwyczaj kończą się , że wracamy zadowolone. Ja też tak mam, a upał chyba już nam zaczyna szkodzić. Miałaś fajne , ciekawe dni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, to może dziwne albo może i nie ale wracamy zadowolone z niechcianych spotkań a potem znowu nam się nie chce. Bo chociaż są meczące to dają kopa, do następnego razu.
      Upał mi dokucza i szkodzi od kilkunastu lat, bo nadciśnienie i wieńcówka. Ale 30 godzin jeszcze daję radę na baczność.

      Usuń
  4. Świetnie wykorzystujesz czas Krysiu, byle zdrówko było to nie grozi Ci marazm. Życzę zdrówka i słoneczka i tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech no tylko skończy się upalne lato to się dopiero rozkręcę! Bo narazie od cienia do cienia i czajenie się na wiaterek.

      Usuń
  5. Krystynko, jak widać "życie jest jak pudełko czekoladek"... :) No i teraz masz nowe smaki. Miło było się spotkać. Mam nadzieję na następne okazje:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Dorotko za spotkanie, następnym razem może wejdziemy razem na drabinę do nieba Szajny albo chociaż sfocimy tam nasze buty!

      Usuń
  6. Szkoda ,ze mieszkam za daleko...na ten moment:) Pozdrawiam bardzo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda 💙. Gdzie na ten moment pomieszkujesz? Czy zbliżasz się do Podkarpacia?

      Usuń