piątek, 22 czerwca 2018

Duch ochoczy ale ciało mdłe

Gdy ktoś ma potrzebę oswajania i urządzania świata pod swoje pragnienia, dobrym pomysłem jest wzięcie w dzierżawę lub zakup małej działki. Można na niej poszaleć z florą, nie czyniąc światu szkody. A gdy przejdą nam te pragnienia, Natura w krótkim czasie odbierze co zawłaszczyliśmy i znowu będzie dziko. Dlatego się nie spinam i cieszę każdym sukcesem.
 
A jednak! Lubię kwiaty i każdy pączek i kwiat mnie cieszy ale nigdy nie tak bardzo jak warzywa czy owoce. Truskawka, poziomka, borówka, pomidor, groszek, fasolka, ogórek ... gdy prosto z grządki to budzi mój zachwyt i smakuje nadzwyczajnie. A jabłko, wisienka, śliweczka lub gruszeczka zerwana z gałązki! Ambrozja! Czyżbym była praktyczna a nie romantyczna? Zawsze trochę tak miałam ale ostatnio jakby bardziej. To ma chyba jakiś związek ze zmianą diety od dwóch miesięcy.

Groszek mam wieloletni, piękny i dorodny chociaż nie pachnący. Pozwalam by piął się po siatce, czasem wycinam jesienią lub po zimie i tyle przy nim roboty. No może czasem wyrywam i rozdaję, gdy się za bardzo rozdokazuje. To moja ulubiona  bylina, mało absorbująca ale efektowna.

Moje ogniska są bardziej dymne niż ogniste bo takie lubię, bo dym mniej niż ogień szkodzi moim winogronom na wiacie, bo więcej mam mokrego i wilgotnego materiału palnego. Dymi aż
do nieba, rozpełza się dookoła, tworząc magiczną zasłonę i tajemną kurtynę. Mam to szczęście, że chatta jest na skraju i nikomu w tygodniu nie przeszkadzają moje dymne modlitwy.

Miałam w planie pilne prace ogrodowe ale zadzwonił fachman, że przyjeżdżają pojutrze z kuchnią więc tylko podwiązałam pomidory bo już się kładły na ziemi i zabrałam się za przenoszenie kuchennych akcesoriów, bibelotów i nieprzydasi do gościnnego i na taras. Powinnam od razu część  wyrzucić ale nie mam czasu na sortowanie, zrobię to wkładając stare naczynia do nowych szafek. Potem zaczęłam wynosić półki i szafki zaczynając od najlżejszych. Nie obyło się bez kraksy bo durna szafka bez zatyłka obsunęła mi się na stopę i pokaleczyła mnie troszkę ale popsikałam octeniseptem i obkleiłam plastrami by się rany nie zabrudziły. Wygląda to gorzej niż jest i trochę szczypie ale nie przeszkadza bardzo w robocie bo jeszcze trzeba zabezpieczyć borówki przed ptakami. Ze złości porąbię ją na kawałki i spalę wieczorową porą w ognisku lub w piecyku. O wyniesienie wielkiej szafki już poprosiłam uczynnego sąsiada W.

Gdyby nie Wharton i jego" Dom na Sekwanie", "Rubio" i "Opowieści z Moulin Bruit", pewnie bym się nie zabrała za stawianie stelażu pod siatkę ochraniającą borówki. Tyczki wbijam jedną ręką wielkim młotem, druga trzymam tyczkę by się wbijała pionowo. No i nie obeszło się bez obsuwy, gdy młot zamiast w tyczkę uderzył w palec wskazujący a potem w kciuk. Gdyby nie kaloderm pojechałabym na zjazd koleżeński nie tylko w ranach ale i siniakach ale kaloderm czyni cudeńka, po posmarowaniu prawie natychmiast stłuczenia przestają boleć a po kwadransie klęśnie opuchlizna i można znowu zabrać się do pracy czyli do przycinania listewek łączących tyki. Jeszcze połączyć to wkrętami nieprofesjonalnie ale trwale i na dziś fajerant! Patrzę z dumą na swoją pracę, krzywo i koślawo ale stabilnie. Jutro założę siatkę bo nie uwierzylibyście ile jeden ptak może zjeść (drozd ma brzuszek pełen truskawek) ale też ile potrafi wyśpiewać kos na wysokim maszcie sąsiedniej anteny.

Poszłam spać wcześnie, troszkę pokiereszowana ale zadowolona i dumna. Nazajutrz tylko umyć w części kuchennej ściany i podłogę, okno i sufit, by można wstawiać nowe meble do czyściutkiej wnęki kuchennej. Poszło mi nawet szybko biorąc pod uwagę, że przy myciu ściany strąciłam miednice z mydlinami i zalałam pół izby. Jedyny plus jest taki, że umyłam podłogę dokładniej niż planowałam. A potem wreszcie obeszłam działkę z aparatem. Jak tu jest pięknie!!!!

Pod lipką nie da się teraz jeść śniadanek i obiadków, tak bzyczy i bzyka nad głową i spada deszcz żółtych pręcików. Ale za to na tarasie cieniście i przewiewnie, zacisznie i nastrojowo.

I nawet wystarczyło czasu na mały spacer po okolicy

Przez nadchodzący miesiąc czeka mnie intensywne podróżowanie. Zjazd koleżeński w Dobczycach, Mielec u Tęczulki, warsztaty w Kalpapadzie, Wrocław i SLOT w Lubiążu z dzieckiem i wnukiem a nawet Bergamo we Włoszech.
Znowu ciągle 'być W podróży'
Be traveling Pellegrino !

18 komentarzy:

  1. Pomidory przepiekne, dorodne i prawda tylko z ogrodu smakuja i pachna jak prawdziwe pomidory.
    Porzeczki to moje ulubione wspomnienia z ogrodu z dziecinstwa. Piekne masz owoce i ptaki tez to wiedza.
    Twoj ogrod jest pieknie wypelniony warzywami, owocami i ozdobiony kwiatami, niby maly a taki bogaty, mozesz byc dumna, dbasz o ziemie, dogladasz, a ziemia docenia i dziekuje Ci dobrobytem najlepiej jak umie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam już niecierpliwie aż się pomidory zaczerwienią, może nie będą tak dorodne jak te w sklepach ale własne. Za porzeczkami nie przepadam, są dla mnie za kwaśne ale jeden krzaczek jest mile widziany, choćby dla ptaków właśnie.
      Cieszę się, że tak to widzisz, pięknie wypełniony brzmi lepiej niż zachwaszczony i przeinwestowany ale nie umiem się oprzeć zakupom w sklepie ogrodniczym i sadzę za gęsto i za ciasno. A praca w ziemi to moja druga, po czytaniu, pasja i hobby.

      Usuń
  2. A gdzież tam ciało mdłe, skoro tak wiele potrafi zrobić?! Biegasz i pracujesz jak młódka! Ogródek odwdziecza sie za tę pracę, co widać z załączonych fotografii. A że czasem zdarzaja sie wypadki przy pracy, to przeciż normalne. Temu nie zdarzaja sie tylko wypadki, kto nic nie robi!
    Pięknie u Ciebie wokół i w głowie. Wciąż Ci siechce chcieć. Bije od Ciebie spokój, harmonia, radosć życia. No i te cudne lektury... Znowu zatęskniłam za Whartonem! Nadal w Tobie mnóstwo romantyzmu, bo on niekoniecznie przeciż polega na umiłowaniu kwiatków ponad warzywa, ale na umiejętności dostrzegania poezji w zwyczajnej codziennosci. Tobie pięknie to wychodzi!
    Pieknego lata, Krystynko droga!:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Olu, to nie wina mdłego ciała ani wieku, wypadki przy pracy zdarzają się każdemu, nawet na prostej drodze ale tym pracującym więcej, po prostu częściej.
      Wzruszasz mnie tymi komplementami ale tylko ten kto ma w sobie spokój, harmonię, radość życia potrafi to dostrzec u innego człowieka a Ty to wszystko masz i jeszcze masz wrażliwość nadzwyczajną i talenty do wierszy. Cieszę się, że Cię znam Oleńko. O rany, ale się zasłodziło i zamiodziło ale to szczera prawda. Do Whartona wracam często, to dopiero piewca zwyczajnej ale cudownej codzienności i mistrz detalu, pewnie się troszkę od niego zaraziłam.
      Niech tylko to lato nie będzie takie upalne a będzie pięknie.

      Usuń
  3. Z florą to Ty jesteś 'za pan brat', dlatego i Ona Cię kocha. Zdjęcie 'stopa i piła'...zmroziło mnie...horror:-) Super, że jest 'uczynny sąsiad'...taki zawsze się przydaje:-) Życzę bardzo urodzajnych zbiorów i powodów do radości Krysiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest, ja czuję się szczęśliwa tam na skraju i pewnie ta energia się udziela mojej małej działce.
      Ha, ha, ha, dopiero teraz to zauważyłam. Odłożyłam piłę bo cięłam listewkę i złapałam za aparat a wyszło jakbym tę niesforną stopę chciała amputować. A ten zestaw z poprzedniego zdjęcia też teraz wygląda jak do tortur a nie do zrobienia stelażu.
      Uczynni i serdeczni sąsiedzi to skarby bezcenne i powody do zadowolenia.
      Dobrego lata Dag!

      Usuń
  4. Przepiękne te zdjęcia z lustrem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stare, owalne lustro, zrobiło z tarasu letni pokój.

      Usuń
  5. Krystynko widać jak wiele radości daje Ci ogród, praca w nim, przebywanie. To piękna pasja! Ja po raz pierwszy w tym roku posadziłam pomidorki koktajlowe, patrzę jak rosną, mają zdrowe owoce, choć jeszcze całkiem zielone. Twój taras mnie zachwycił, to piękny zewnętrzny pokój. Ciekawa jestem Twojej kuchni. Pozdrawiam :--)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiele Dominiko, że aż się ulewa i 'zmusza' do fotografowania, pisania bloga i dzielenia się publicznego. Pomidorki koktajlowe są najlepsze na pierwszy raz bo są niewymagające, hojne, piękne i smaczne, takie na jeden gryz.
      Tak, po umeblowaniu starymi, darowanymi i z odzysku mebelkami a zwłaszcza po zawieszeniu lustra to już nie jest zwykły taras tylko pokój letni a właściwie to zewnętrzny pokój całoroczny.

      Usuń
  6. W Twoim ogródku wszystko się zmieściło - i owoce i warzywa, krzewy i kwiaty. Pięknie jest !

    Przyjemnych wakacji, Krysiu ! Bardzo bogaty program, niech przyniesie Ci wiele radości !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upchane gęsto, jakoś dają sobie teraz radę. Z czasem, gdy drzewa i krzewy wyrosną rozłożyście będzie czas na powolne likwidowanie upraw wymagających jednak trochę pracy.
      Też gęsto upchany ten wakacyjny program, jak w ogródeczku. Ale jak chcę i mogę, to korzystam.

      Usuń
  7. Loesje ma kapitalne teksty. ostatnio znalazłem: "Miasto jest maszyną"
    zazdroszczę śniadaniowych lokalizacji - ale niezawistnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wspaniała sztuka tak wiele zawrzeć w tak niewielu słowach, Loesje wciąga mnie nieodmiennie.
      Sama sobie zazdroszczę takich poranków na skraju, bo mam też inne, zwyczajne.

      Usuń
  8. Takie własne warzywa i owoce są najlepsze, najzdrowsze i najsmaczniejsze.:)
    Z porzeczki czerwonej robię dżemy - świetnie pasuje do pieczonych mięs np. indyka czy kaczki. Podobnie jak żurawina czy borówka brusznica (czerwona). Nalewka też jest z niej dobra.:)
    Liczę na Twoje wspaniałe opisy wojaży wraz ze zdjęciami.:)))
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko jak wyprzedzić żarłoczne ptaki w wyścigu do dojrzałych owoców, siatkę zakładam tylko na borówki, resztą się dzielę jak dam radę wstrzelić się w czas dojrzałości. Z porzeczki będzie dżem ale do lodów lub naleśników.
      Będą zdjęcia i wspomnienia Grażko, bo ja sama lubię potem do nich wracać.

      Usuń
  9. Ducha u Ciebie dostatek i jest to... niesamowicie ciepły, swojski duch :)

    Zazdroszczę warsztatów. Ale czytałam, że na początku przyszłego roku ma się ukazać książka - podręcznik do przydomowej permakultury, więc... zaczekam cierpliwie - na książkę i Twoje wrażenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i ciepły ten Duch ale dlaczego tak pędzi i gna?
      Są książki o parmakulturze i mam już dwie ale jednak co innego widzieć to i czuć. A poza tym ciekawa jestem tych dzieciaków, próbujących żyć poza systemem, samowystarczalnie.

      Usuń