Cały tydzień w chatcie, tylko to co niezbędne. Jeść, spać, podtrzymywać ogień, czytać, spoglądać przez okno. Najprostsze gesty nabierają tu wagi liturgii. Podstawowe obowiązki, proste przyjemności. Mieć taką możliwość i móc spędzić po kilka dni, w chatcie na skraju lasów i łąk, nad potokiem i zalewem - to luksus i dar.
OGIEŃ
W zimne miesiące zaczynam pobyt od rozpalenia w piecyku, bo to najważniejsze. Ogień okiełznany to ciepło, strawa, jasność i bezpieczeństwo. Często jeszcze w miasteczkowych ciuchach wygarniam popiół i przecieram gazetą szybkę. Potem rozpałka, w stosik szczapki brzozowe, jajniki, jedlina, cienkie polana i fruuu. Zapala się to widowiskowym ogniem chociaż nie od pierwszego razu się udaje rozpalić, gdy komin zimny i izba takoż. Ale wreszcie zawsze się udaje, dokładam grubsze polana i dopiero teraz czuję, że dyszę. Zwalniam oddech i odpoczywam otulona kocem w obszernym fotelu. Jeszcze chwilę pilnuję ognia, dokładam grube polana, czekam aż się zajmą ogniem i to są szczęśliwe chwile. Gdy się już rozpali na pewno, przebieram się chattowo, bawełna, flanela, polar, gumofilce i wychodzę na taras, wnoszę kosz, torbę, reklamówkę a potem obchodzę chattę i uwalniam okiennicę albo dwie. Chociaż w izbie już ponad 0 stopni woda w pojemnikach nadal zamrożona i nie da się z nich wykapać ani kropli na herbatkę. Nic to, mam mleko. Zimne kołdry, koce, kapciuszki, skarpety, kamizelki. Podkładam brzozowe pieńki, rozsiadam się znowu w fotelisku z książką i zeszytem. Czytam, piszę i piję coraz bardziej zacieplone mleko.
Podkładam na raz tylko kilka polan, takie mam dwuletnie doświadczenia. Jest to uciążliwe, zwłaszcza w nocy bo trzeba dokładać co dwie, trzy godziny, w przeciwnym razie żar wygasa i trzeba rozpalać od początku. Dawno, dawno temu, na początku, naładowałam na noc komorę piecyka na full, by mieć spokój z podkładaniem. W nocy obudziły mnie trzaski, piecyk dosłownie buchał i dygotał, komin huczał, drewno nadpalone zwaliło się na szybę. Spanikowałam, jak tu ostudzić potwora! Prawie nie dało się dojść do drzwiczek, taki żar buchał ale w trwodze jakoś się udało i poprzez ścierkę uchyliłam drzwiczki, co jeszcze bardziej ożywiło już i tak ogromne płomienie. Jedno polano wypadło na małą blaszkę przed piecykiem a ja szybciutko domknęłam drzwiczki. To polano, na blaszce, wyrzuciłam przez okno kuchenne ale to niewiele poprawiło sytuację. Zostawiłam otwarte okno bo dodatkowo się nadymiło i poszłam poszukać większej blachy w czeluściach pod tarasem. Nie było to łatwe, w nocy i w piżamce ale z latarką w zębach jakoś się udało. Na tę blachę wygarnęłam całą górę rozpalonych polan i potem po jednym, szufelką wyrzucałam za okno na śnieg, a na koniec i blachę i blaszkę. Ale tam syczało, dymiło. Rozżarzone drwa ciemniały i powoli wtapiały się w śnieg. Piec powoli się uspakajał, zamknęłam okno ale długo nie mogłam zasnąć. Potem eksperymentowałam z ilością polan i wyszło mi, że optymalnie jedno, dwa polana w dzień i trzy, cztery w nocy. To bezpieczne choć uciążliwe a na czas spaceru czy nocą podkładam te najgrubsze.
ZIEMIA I POWIETRZE - Las
Był taki jeden dzień, gdy mgła spowiła wszystko dookoła. Mgła tajemnicza, romantyczna i tak powabna, że mimo lęku postanowiłam się wybrać do lasu. Wzięłam gaz pieprzowy, wprawdzie jego data ważności skończyła się w 2011 roku i nigdy go dotąd nie użyłam ale niech tam.
Tym razem byłam w lesie sama, ani zwierza ani ludzia. Było cichuteńko, bajecznie, tajemniczo. Cykałam, pstrykałam, fociłam aż wyczerpały się akumulatorki. I jak tu teraz wybrać kilka z ponad setki? Wybrałam kilkanaście. To nie zdjęcia czarno białe, to świat biało szary
WODA
Przez trzy dni wody nie było za dużo, bo potok i zalew zamarzły a śnieg, choć w pobliżu lasu, po stopieniu niezbyt czysty, nadawał się tylko na cele gospodarcze. Ale zawsze mogłam napełnić pojemniki u przemiłej i uczynnej Pani Bożenki narożnej i był to dobry pretekst do codziennych spacerów po urokliwej okolicy.
A ta maleńka sikoreczka, która zatrzymuje się czasem na moment na mojej śliwie i nie daje się sfocić - gdzie ona nocuje?
I potwierdza się, co gdzieś przeczytałam: "Luksus za darmo, tylko trzeba umieć patrzeć":-)
OdpowiedzUsuńSosnowy bór w mgle, niesamowite zdjęcia, wyglądają jak kod na metce, ciekawe, co odczytałby czytnik:-) lisek w dziupli rozkoszny, zachwycam się nim za każdym razem, macie nad zalewem doskonałego artystę i obserwatora przyrody; z ogniem nie ma żartów, też sprawdzam po 100 razy, zanim pójdę spać, zamykam popielniki, wygaszam palenisko, komin nagrzany oddaje ciepło nocą; też tak odbieram pobyty w chatce, tylko że ciężko wybrać mi się z domu, a kiedy już tam jestem, nie chce się wracać, ciągła huśtawka; jadę dziś, będzie wędzenie, a droga śliska, spadł śnieg, mam tylko nadzieję, że nie wyląduję w potoku, wśród tych lodowych cudności:-) a sikoreczka może zajęła na zimę maleńką dziupelkę, albo przytula się gdzieś pod strzechą; pozdrawiam serdecznie.
Masz rację Mario, jak kod kreskowy, jak przeczytam "Sekretne życie drzew" to będę wiedziała co w drzewach piszczy. Liski będę focić dopóki będą bo mnie też zachwycają, nawet je głaskam delikatnie. Ogień to żywioł ale na szczęście łatwo można go okiełznać jeśli jest się uważnym i ostrożnym. Może to i huśtawka z tym jeżdżeniem tam i z powrotem ale za to mamy i To i Tamto. Sikoreczki mi żal a jej pewnie mnie. Pozdrawiam
UsuńKochana, na przeszłość nie masz już żadnego wpływu, przyszłość dopiero będzie... A żyjemy tu i teraz, a dobre tu i i teraz buduje dobrą przyszłość i stanie się kiedyś dobrą przeszłością :)
OdpowiedzUsuńCudowny luksus i dar takich chwil w chacie. I ja zrobiłam sobie taki prezent - tydzień urlopu, tylko w w domu, gotuję, sprzątam, czytamy z Liwką, nic więcej nam nie trzeba, a jednak za chwilę już trzeba wrócić do pracy...
Żywioły stają się jeszcze groźniejsze zimą, woda lodowata, powietrze mroźne, zawsze dziękuję losowi, że mam dach nad głową... Ogień jeszcze bardziej przyjazny, dający ciepło i bezpieczeństwo - ogień żywy w domu to teraz luksus a kiedyś konieczność... Ludzie wracają do tego do dawne, do tych podstawowych prawd i to jest piękne :)
Zdjęcia lasu cudowne - u nas brak śniegu, w tym roku w ogóle nie zrobiłam takich zdjęć.
I tego się trzymajmy Iwo.
UsuńI o to chodzi w tym urlopie by spędzać czas inaczej czyli cudnie i na luzie. Nic na siłę same przyjemności.
Zima jest trudna ale urokliwa - tak powiadają, ale dla mnie ostatnio lato jest trudne ze względu na wiek i nadciśnienie, upały są dla mnie męczące bardziej niż mrozy.
Mnie się udało, mgła zrobiła całą robotę.
Ty masz to, o czym ja marzę... Miasto, ludzi, bliskich i samotną chattę na skraju... Tego mi czasem tak bardzo brakuje. Tej samotności, niezależności. Bo czasem trzeba nabrać sił, dystansu, zrelaksować się. A nawet wyzłościć, wypłakać, nie zawracając tym głowy najbliższym... No i pochodzić na spacery, porobić zdjęcia, pobyć z przyrodą. Na razie dla mnie to tylko marzenia...
OdpowiedzUsuńSerdeczności:)
Grażko, ja to mam od niedawna, dlatego ciągle mnie to zachwyca. Też byłam kiedyś w słodko-gorzkim kieracie a tera jestem na zasłużonej. I Ty się doczekasz.
UsuńZdjecia niesamowite, co za kontrast, pierwsza seria ogien, plomienie tanczace, goraco, i nagle taki chlod zimy, i tak cicho, drzewa jak zaczarowane, i te pnie takie dostojne. No i tak pieknie opisalas ogien, rozpalanie piecyka w chatce i caly ten urok bycia tam.
OdpowiedzUsuńTeż mnie ten kontrast zaintrygował i zechciałam się tym podzielić. Pozdrawiam Cię Teresko, u Ciebie lato i wcale Ci nie zazdroszczę ale chyba zrobię wreszcie w tym roku klimatyzację.
UsuńChyba jesteśmy podobne do siebie.Kochamy przyrodę, mamy ulubione miejsca,fotel kominek..itd...Dlatego wiem co czujesz.:) piękne są Twoje fotki..Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńCzuję to podobieństwo, chociaż Ty TO masz na co dzień a ja od święta. Można polubić Szwecję jak się ogląda Twoją okolicę i Twoje życie!
UsuńIle poezji można znaleźć w zwykłych czynnościach. Potrafisz zauroczyć opisem polan kładzionych do piecyka, horrorem rozpalonego do czerwoności pieca ...
OdpowiedzUsuńJako nastoletnia dziewczynka paliłam w piecu centralnego ogrzewania. W zasadzie tata rozpalił ogień, ale wychodząc na zakupy, rodzice prosili o dopilnowanie ognia. Obie z siostrą lubiłyśmy czytać i właśnie książki oderwały nas od dyżuru przy piecu. Gdy zorientowałyśmy się , że na dnie pieca zostało tylko trochę żaru, przesadziłyśmy z rozpalaniem. Tak jak i Ty, próbowałyśmy wysadzić piec w powietrze. Odgłos rur zagonił nas z powrotem do piwnicy. Tam na termometrze zobaczyłyśmy 100 stopni. Siostra zaczęło lać wodę na ogień, aby ostudzić piec. To co się potem działo, to prawie opowieść z dreszczykiem. Dobrze, że nie spowodowałyśmy wybuchu, nie poparzyłyśmy się. Nauczkę miałyśmy niezłą. Rodzice nigdy nie dowiedzieli się, że dom był w zagrożeniu. Pozdrawiam serdecznie
Zwykłe chwile są urocze ale trzeba mieć czas by je zauważać i się nimi delektować.
UsuńWidzę, że miałaś podobne doświadczenia z ogniem ale to nas czegoś nauczyło i się nie powtórzyło, tyle ze Ty miałaś to w młodości a ja wręcz przeciwnie. Ja się też nie przyznałam od razu, tylko dopiero teraz, gdy już ponad dwa lata minęły
Piękny, mądry tekst i piekne zdjęcia. Poezja zwielokrotniona przez wczuwanie sie w Twoje uczucia, Twoją samotnosć niesamotność w zaczarowanej chattcie. Wzruszenie, które ściska gardło człowieka gdy czyta o rzeczach prawdziwych, prostych, pierwotnych, spajających nas z naturą.
OdpowiedzUsuńŚciskam Cie serdecznie, Krystynko!
Oj Olu, Ty to dopiero napisałabyś wiersz o ogniu i o życiu, o mgle i o marzeniach .... Bardzo lubię Twoje wiersze, proste, mądre, prawdziwe.
UsuńPozdrawiam Was. Hej, tam na górze!
Dobrze mieć takie swoje miejsce, nawet jeśli nie ma ogrzewania takiego ,,na już,, i trzeba palić w piecu, a może właśnie dlatego? kominki, piecyki są takie swojskie, klimatyczne i dają poczucie ciepła, nie tylko tego zewnętrznego ale i wewnętrznego. Fotel mam, masę książek do czytania również, tylko kominek elektryczny. A to nie to samo.
OdpowiedzUsuńI przypomniało mi się jak kiedyś pod nieobecność mamy (tata pracował na wyjeździe) rozpaliłam w piecu centralnym. Chciałam pomóc. Hmm, dowaliłam tak, aż rury grały, a termometr na piecu się trząsł :). Ale ogień był? był.
Mglisto czy nie, pięknie tak wokół Twojego zacisza.
jakie to szczęście, że przyszłam tu sama ...
OdpowiedzUsuńgdybym zabrała ze sobą obiektyw, to dopiero by zzieleniał biedaczek z zazdrości i co ?
zdjęcia magiczne, podziwiam , zwłaszcza te szarości ... uwielbiam taką zimę
Zima, Twoja zima, piękna! Sugestywne opisy ognia sprawiły, że i mnie zrobiło się cieplutko! Zdjęcia śliczne! Lisek i las jak kod - pierwsze miejsce!
OdpowiedzUsuńTrzymaj sIdę cieplutko i ciesz przyrodą. Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Przepraszam DJ, Malinę i tz, nie mam teraz czasoprzestrzeni do odpisania Wam z namysłem i sensem, bo zmieniły się okoliczności i cała jestem zawodem, złością, smutkiem.
OdpowiedzUsuń