DZIEŃ DRUGI. Nazajutrz, od rana, deszczyk i mżawka. Jak tu iść do lasu na rekonesans grzybowy? I właściwie nawet się ucieszyłam, będzie pita niespiesznie gorąca kawka i zjedzone powoli śniadanie, a wszystko to z Panem Kapuścińskim i jego "podróżami z Herodotem" Z obu Panami miło mi będzie czekać na przejaśnienie. I czekałabym tak długo, gdyby nie to, że obok mojej działki zaczęły się zatrzymywać auta a z nich wychodzić ludzie w kurtkach i kapturach, w kaloszach i z koszykami. Więc chyba grzyb na lesie jest !!! Przy trzecim autku odłożyłam książkę i kubek, zerwałam się z przepastnej kanapy, przebrałam się leśnie, w koszyk wpakowałam nożyk, okulary, kapelusz. Gdy wreszcie wyszłam, w lesie tłoczno i gwarno. Obeszłam tylko skraj lasku, wyszło nieśmiałe słoneczko a w koszyku cudny, pachnący szmaciak gałęzisty vel siedzuń sosnowy, którego rzadko kto zbiera i kilka mieszanych. Pierwsze zdjęcie z netu bo nie wzięłam aparatu, i teraz się dowiedziałam, że był pod ochroną do października 2014 r. Ja nazywam go kalafiorem i go suszę. W południe jeszcze raz poszłam do lasu, tym razem z aparatem. Zbiory trochę lepsze A popołudniu jeszcze trzeci raz do pobliskiego lasku i na łąki, dzięki kaniom wreszcie wystarczyło na pełną suszarkę. Będzie w izbie ciepło i pachnąco nocą, gdy piecyk wygaśnie.
DZIEŃ TRZECI. Było wiadomo, że w niedzielę na grzyby wyjdą tłumy więc poszłam do dalszego lasu, tym razem na dłużej. Też z aparatem i dodatkowo z kanapką. Ja zwykle, gdy idę do lasu, to zbieram tylko szlachetne borowiki, podgrzybki, kurki, te najbardziej dla mnie aromatyczne i smakowite. Omijam maślaki, kanie, sitarki, kołpaczki, zajączki .... Dopiero gdy wracam a koszyk niepełny lub nawet pusty, zbieram też całą tę jadalną nieszlachetność, przepraszając grzybki za ocenę i osad. Tak było i w niedzielę, najważniejsze że w końcu wieczorem znowu suszarka pełna a kanie w szkle czekają na panierowanie.
Te grzybki, w ściółce, na zdjęciach są w rzeczywistości wielkości paznokcia kciuka
W lesie jeszcze zielono, kolorki dopiero nieśmiało się wybarwiają. ściółka taka, że śni się po nocy a w niej grzybki, dużo grzybów, kępy grzybków.
Ale nie tylko w lesie spędzam czas, na działce kolorowo i gdy wracam z lasu taki widok raduje mnie i napełnia wdzięcznością.
A gdy już wrócę, przebiorę zmoknięte ciuchy, dołożę polan do piecyka, nastawię coś w kubku, garnku czy patelni, taki mam widok z mojego nowego okna.
A takie jeszcze klejnociki czyli róże herbaciane wielkokwiatowe ( i jedna różowa wielokwiatowa). " jesienne róże, róże smutne herbaciane ..." Jakie tam smutne, moje piękne i radosne!
4. W PONIEDZIAŁEK. Od tej jesieni już nie powiększam grządek kosztem trawnika. Wprawdzie to sobie obiecywałam już od kilku lat ale tym razem zamierzam dotrzymać sobie danej obietnicy. Chociaż, jak to mówią Starsi: "prawdziwa mądrość to łagodnie odnosić się do swoich słabości". Bo już mi się błąka myśl, by pod wiatą winną zlikwidować trawnik ale, no właśnie ale, tam wysypać piaskiem płukanym lub przykryć jakimśik sztucznym ale nie plastikowym bo na kamień, cegłę, drewno nie mam funduszy ani fantazji. Ale to nie jest tak, że nie kusi mnie by coś zmienić, tyle że teraz już sama się nie szarpię przy ciężkiej robocie a zanim kogoś znajdę do pomocy, chętki i zachcianki mi przechodzą. Ale nie ta z przesadzaniem iglaków. Bo na działce leśnej, po pięciu latach, zrobiło się ciasno dla świerków, jodełek i borówek a i jodełki od zachodu konkurują już agresywnie z malinami. Jeżeli nie teraz to kiedy? Udało mi się na poniedziałek umówić Bartka. Przesadził 8 iglaków a jednego wykopał całkowicie bo już nie miałam miejsca i pomysłu gdzie go posadzić.
5. WTOREK. Dziś było rano w planie posprzątanie i uporządkowanie po przesadzaniu ale obowiązek sprawdzania ciśnienia przed wizytą u kardiologa wykazał. że mam ono tak podwyższone, że tylko captopril pod język i poleżeć. Więc zostanie nieuporządkowane, bo dziś muszę wrócić wcześniej, od 14 tej zajęcia na Uniwersytecie dla seniorów. Najpierw florystyka a później język włoski dla początkujących. A wieczorem ukruszył mi się ząb tam, gdzie tydzień wcześniej wypłukała się plomba, więc i umówić się do dentystki.
A u nas z rana już -1. Idzie zima, albo tylko słotna jesień.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Będzie jeszcze złota polska i babie lato, to dopiero pierwszy miesiąc jesieni.
UsuńAleż u Ciebie cudnie!!! Dziękuję za jesień w lesie, na działce, za grzybobranie i zdjęcia brązowej chatki wśród drzew. Tak sugestywnie wszystko przedstawisz, że czuję jakbym tam była!
OdpowiedzUsuńI podziwiam, że jeszcze masz czas na zajęcia i nauki. Też lubię poznawać nowe rzeczy i realizować swoje pomysły, może na prawdziwej emeryturze mi się uda.
Pozdrawiam serdecznie.
Tak, mam szczęście mieć chatkę na skraju lasu i łąk. I cudnie tam ale czasami chce się do cywilizacji, a jeśli jeszcze można się czegoś nauczyć to podwójna przyjemność.
UsuńZdrowia życzę.
Oj, dzieje się u Ciebie. Jabłkowo, grzybowo i kwieciście...
OdpowiedzUsuńZachwycił mnie grzybek, szmaciak gałęzisty :))
Przyznam się, że nie znałam tego gatunku.
Jabłko tylko jedno na trzyletnim drzewie ale bardzo soczyste i słodkie. Szmaciak pachnący delikatnie i orzechowo. Warto poszukać.
UsuńMy w tym roku nie byliśmy na grzybach, to sobie popatrzę na Twoje zbiory.:))) Szmaciaka nigdy nie zbierałam, nie wiem, czy w naszych okolicach występuje.
OdpowiedzUsuńLubie Twoje opowieści ogródkowo-leśne.:) Wyraźnie czuje się z nich pory roku. I bardzo intensywne zapachy.:)
Serdeczności:)
Jeszcze nic straconego, grzyby bywają do połowy listopada, ja dopiero się rozpędzam. Szmaciak kiedyś występował rzadko i nawet był pod ochroną ale teraz spowszechniał i rozpowszechniał i zdjęli ochronę.
UsuńDziękuję pięknie, Ty Grażko to dopiero piszesz pachnąco i smakowicie!
Miło u ciebie Krystynko, tak swojsko i bezpiecznie. Jakbym przeniosła się do jakiejś basni z dzieciństwa. Patrzę na róże, grzyby, jabłuszko i iglaki i mysle sobie, że to skarby - jesieni, zycia...Tylko widzieć, to docenić...I zdrowie mieć. Dbaj o siebie, kochana. Nie powiększaj już grządek. Ciesz się tym, co masz. Ty tak pięknie umiesz się cieszyć i dzielic swoim nastrojem z innymi.
OdpowiedzUsuńUściski zasyłamy!:-)*
Bo tu jest jak w bajce i baśni, choć oczywiście jak to w baśniach są zwroty akcji, zwątpienia, pułapki i przeszkody. Lubię jesień, zawsze lubiłam ale teraz jakby szczególniej.
UsuńStaram się dbać o zdrowie ale to nie łatwe Olu a ja ostatnio idę na łatwiznę bo to przyjemniejsze. Szlachetne zdrowie!
jak ja Ci zazdroszczę tych grzybków....u mnie prócz kani nie ma nic, no może maślaki...
OdpowiedzUsuńKanie i maślaki to aromatyczne i delikatne grzyby, tylko z maślakami strasznie dużo roboty przy obieraniu.
UsuńKrysiu u nas lasy jak w Amazonii ☺a zero grzyba..Tak się cieszyłam latem ,bo wieczory były ciepłe i deszczu sporo w odpowiednim czasie ,uzbieraliśmy w jeden dzień troszkę i koniec.Czekam na następny rok ,może będą::))Piękna ta działeczka,daje tyle radości::))My tez posadziliśmy dwa lata temu 17 srebrnych choinek..Posadziliśmy w przemyślanym miejscu ,bo jak wyrosną ,to nie mogą zasłaniać słońca.::)) Ale jeszcze sporo czasu musi upłynąć::)))
OdpowiedzUsuńJa dopiero zaczynam zbierać grzyby, u nas bywają do połowy listopada, jak pogoda odpowiednia.
UsuńPrzemyślane miejsce to kluczowe słowa, ja sadzę spontanicznie i stąd te ciągłe przenosiny. Ale trudno, taka karma:-)))
Bardzo mi brakowalo polskich lasow tutaj, wiele lat tesknilam za zbieraniem prawdziwych grzybow w lesie. Teraz z moja kondycja jest juz niemozliwe chodzenie po lesie i szukanie grzybow, tylko mam duzo polskich grzybowych wspomnien. Z przyjemnoscia ogladam Twoje grzybowe zdjecia i jak zwykle lubie czytac co sie dzieje w domku przy lesie. Dziekuje Krystynko.
UsuńTeresa
Ja bym też tęskniła za lasami i grzybami gdybym wyjechała na druga stronę ziemi, bo chociaż one niekoniecznie zdrowe to smaczne i pachnące.
UsuńOj działo się w tym roku w domku na skraju bo i poszerzenie tarasu i wymiana okna ale nawet jak niewiele się dzieje to i tak tam cudnie. To ja Ci dziękuję Tereso, że zaglądasz i że pamiętasz.
Cudownie, tyle grzybów! u nas niestety słabo z grzybami. Wysyp prawdziwków był w sierpniu, kiedy padało i było ciepło. Teraz tylko maślaki :--)
OdpowiedzUsuńBywało więcej grzybów Dominiko w zeszłych latach, teraz się trzeba nadeptać i naschylać by uzbierać pół koszyczka. W sierpniu nawet nie wchodzę do lasu ze względu na upały. Maślaki lubię zbierać ale nie czyścić i obierać :-)
UsuńSzmaciak ... u nas na niego mówi się baraniocha:-) widzę, że przesadzanie drzewek w toku, żeby to tak udało się posadzić je od razu w dobrym miejscu, moje już za duże na takie działania; u nas w dalszym ciągu bezgrzybie, liczyłam na maślaki, dobre są na sos i do suszenia, ale to prawda, lepią się przy obieraniu, a już jak są mokre, to wyskakują wprost z palców; florystyka, język włoski ... czym mnie jeszcze zadziwisz? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBaraniocha - tyż piknie! Marysiu, ja zawsze sadzę w 'dobrym' miejscu ale to nie moja wina, że po latach to dobre już niedobre :-) Ja też suszę maślaki jak mam nadmiar ale przed suszeniem je obieram. Florystyka z ciekawości i fascynacji a włoski by ćwiczyć mózg i pamięć. To na ciemne zimowe popołudnia
UsuńOj dzieje się u Ciebie, dzieje. Masz pracy sporo. A tu jeszcze jak w życiu i lekarz i dentysta... Mój tata staruszek mówi" chciałby dusza do raju, ale grzechy nie dają "... tak to jakoś się dzieje, że do słoika miodu czasem wpada łyżka dziegciu. Ale co tam, życie i tak jest piękne i kolorowe. buziaczki :)
OdpowiedzUsuńBożeno, więcej gadam niż pracuję ale czasem ziemia woła i po prostu trzeba, choć się nie bardzo chce. A ostatnio rzeczywiście u mnie wysyp wizyt lekarskich, niektóre to terminowe kontrole a niektóre niespodziewane'awarie". Samo słodkie by nas zemdliło, potrzebne i gorzkie i kwaśne. Byle proporcje odpowiednie :-)
UsuńPiękna jesień u Ciebie ! I grzyby i te kolorowe pnącza i...robota, niestety. Mnie też coraz mniej się chce robić w ogrodzie i chętnie widzę wszelką pomoc :-). Maślaków u nas dostatek, suszę je i marynuję. Małe są doskonałe do jajecznicy. Krysiu, dobrze, że dbasz o zdrowie. Strasznie dużo czasu to zabiera ale i ja już wiem, że to konieczność. Uściski !
OdpowiedzUsuńTo był piękny tydzień, jeszcze wczesnojesienny, tydzień później już róże i winobluszcz kaput. Lubię maślaczki, są takie delikatne i do wszystkiego.
UsuńOj dbam Aniu, nawet nie dla siebie tylko dla dziecków, by nie musieli mnie pielęgnować długo jeszcze.