Zmęczyła mnie i osłabiła ta zima-niezima. Znużyła i utrudziła. Za dużo pysznego jedzenia i wygodnego siedzenia, za mało ruchu i witalności.
A w dodatku w ciągu ostatniego miesiąca nastąpiła zmiana i teraz zamiast jednego, ulubionego kącika domowego mam dwa. Przez 25 lat Nr 1 to był kącik kuchenny, gdzie się planowało dzień przy kawce, przygotowywało potrawy, jadło, pisało i czytało. A teraz naprawdę, naprawdę trudno opuścić fotel gabinetowy, gdzie się planuje dzień przy herbatce, czyta, pisze, internetuje i ogląda TV.
Było miło i leniwie, nawet bardzo ..... ale czas na zmianę. I przyszła po temu okazja czyli przyjazd Córeńki z Wnukami. Czas intensywny i aktywny fizycznie, psychicznie i emocjonalnie. Masaże relaksacyjne, gokarty, zakupy w Galerii, pieczenie biszkopta i robienie torta. Odwiedziny w Mielcu, Dzień Kobiet i róże, rodzinne życzenia i przytulania. Czas gęsty od mocnych wrażeń i dobrych emocji.
I stało się ! Na jakiś czas rezygnuję z pysznego jedzonka na rzecz zdrowego, czyli najwyżej smacznego pożywienia. Od tygodnia nie zaczynam dnia od kawki na czczo, rozdałam pyszności mięsne z lodówki i zamrażarki. Na śniadanie płatki ryżowe, kukurydziane, owsiane ... na mleku, jogurcie, kefirze. Na drugie śniadanie kawka z proziakiem lub macą, czasem posmarowana masłem (a jakże) i posypana pokruszonymi płatkami kukurydzianymi (z dodatkiem wapnia ale to mi nie przeszkadza).
Na obiad zupy jarzynowe czyli kalafiorowa, brokułowa, porowa, fasolowa, kapuśniak a także barszcz biały i buraczany, krupnik, grzybowa. Na kolację chleb, ryby, sery, sałatki, pomidory, rzodkiewki .....
Obserwuję na niektórych blogach spowolnienie. Jakby znużenie a może zimowe gawrowanie. I to rozumiem bo u mnie takoż. Jestem ospała i niedospana (chociaż wcale niemało śpię) i słaba nie wiadomo dlczego. Wigoru wystarczyło mi na tydzień i znowu wracam do fotelowania. Dobrze że narazie wytrwałam w żywieniowej zmianie. Byle do wiosny! Kalendarzowej chociaż.
P.s. Dzisiaj nie obchodzę imienin !!!
Wiosna niezdecydowana wygląda jak jesień. Rudo i złoto. I chociaż tyż piknie, to się chce seledynów i zieleni.
Jak będziesz się tak odżywiała, to niebawem zastąpisz proziak prozackiem. Nawiasem mówiąc, nie wiem, co to ten proziak jest? W każdym razie dieta to jest depresyjna fuuu. Ale ogolnie wyglądasz pięknie i ładnie się usmiechasz, widać, ześ zadowolona z życia i niech tak zostanie niezależnie od pogody, kolorów i diety! :*
OdpowiedzUsuńProziak to mąka, kefir, soda i sól. Placek upieczony w piekarniku lub na płytce pieca. Cudny na gorąco z masełkiem. Może i depresyjna ale narazie do świąt, potem się zobaczy.
UsuńMoże i pięknie wyglądam uśmiechnięta ale tej urody z 15 kg za dużo i zadyszki za częste i za mocne.
Przypomniało mi się, ze Ty obchodzisz imieniny we wszystkich datach, więc WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO dla najbardziej przeze mnie podziwianej postaci blogowej. Dużo szczęścia i wielu lat pięknego pisania życzy Ce :*
OdpowiedzUsuńMiła, wzruszyłam się i uśmiałam. Nadajesz się do pracy z ludźmi jak mało kto, wiesz gdzie połechtać a gdzie pogłaskać z włosem i pod włos. Dziękuję Ci Cesiu gorąco i serdecznie.
UsuńOsobiscie zdecydowanie wybralabym fotel gabinetowy, w kaciku kuchennym nie umialabym odpoczac, bo ciagle widzialabym cos do zrobienia.
OdpowiedzUsuńSniadanie masz bardzo delikatne, ja po takim sniadaniu najpozniej za godzine musze miec drugie sniadanie, zupy uwielbiam i jem czesto, u mnie odwrotnie ciagle chce zeby mi wrocily moje kilogramy. Tez nie wiedzialam co to ten proziak, smieszne bo ja dzisiaj pieklam placki- bialy ser, maka, jajko, soda, sol. Teresa
Ja nie ma z tym problemu, gary mogą się piętrzyć w zmywaku a ja czekam na natchnienie z książką czy kalendarzem.
UsuńTaki jest człowiek, albo za dużo albo za mało i nie tylko kilogramów to dotyczy. Musze spróbować Twoich placków Teresko, zapowiadają się smakowicie. A zupy nie tuczą, takie tylko z jarzyn, spróbuj pieczonych żeberek, panierowanych ryb i kotletów, pieczonej karkóweczki - mniam, mniam!
Krystynko, moje zupy sa zawsze na kosciach porosnietych tlustym miesem, ktore dlugo gotuje, a warzywa dodaje na koniec, ryby, tak jak piszesz, panierowane, smazone w glebokim tluszczu. Moje jedzenie jest pokrecone, bo chore serce, watroba w zlym stanie, ale najbardziej przeraza mnie tracic wage, wiec duzo jem takich tuczacych produktow. Teresa
UsuńJak to jest, że jedna chce schudnąć a druga przytyć? Pewnie tych co chcą schudnąć jest więcej a to jedzenie, jakie opisujesz, takie smaczne! Pozdrawiam Tereso i życzę spełnienia marzeń i pragnień.
UsuńDzień dobry, Krystynko! Zaniepokojona tym, co napisałaś u mnie czym prędzej poleciałam tu by sprawdzic, co takiego sie u Ciebie dzieje. Czytam więc o zmeczeniu zima, o nadmiarze kilogramów, o ulubieniu fotelowania (cudne to słowo!), o nowej diecie, co ma pomóc wrócic do formy. Czytam to coraz bardziej uspokojona, bo w sumie, to u nas jest bardzo podobnie (a do tego przypałętało sie parę chorób).Ciężko przezywa sie zimy. Coraz częśćiej jakby. Niedobory witaminy D robią swoje. I człowiek niby czeka na tę wiosnę a jednoczesnei sie jej boi, no bo jak da radę z całą tą robota, skoro jestzupełnie bez energii a co rano cięzko wstać z łózka, bo każda kosteczka przypomina o sobie bólem i skryzpieniem. Miejmy nadzieję, kochana, że jeszcze sie rozruszamy. Jeszcze w zielone zagramy. Bo zycie wciaz trwa. To jedno, jedyne. Piękne i dobre, mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńŚciskamy Cię oboje bardzo serdecznie i dobrego dnia zyczymy! (u nas nareszcie słonko!:-))
Pewnie tak będzie Olu, jako rzeczesz, ale opadła mnie jakaś apatia i co się zerwę do lotu na dzień, dwa, trzy, skrzydełka opadają i plaskam boleśnie na wielką doopę z mocną zadyszką. A fotele kuszą, łóżeczko wabi, nic się nie chce bo w domu najmilej. Jeszcze chyba śpię zimowo. Masz rację, chatta ma tylko mnie i chociaż ona nie żywa to ma duszę o którą trzeba dbać.
UsuńNiech tylko "wiosenne deszcze obudzą ruń zieloną" - odbijemy! Bo możemy tylko do przodu.
Hej siup Oleńko!
Wiosna idzie, jest już blisko. Będzie więcej ruchu na świeżym powietrzu, lżejsze ciuchy, więcej słońca, to od razu będzie lepiej.:) Ja ostatnio też przeszłam na dietę warzywną. Jakoś tak samo wyszło. Robię różne eksperymenty, węszę za nowymi przepisami.:) Bardzo lubię np. bakłażana (oberżynę) pokrojonego na cieniutkie plastry, lekko przyrumienionego na suchej patelni. Z solą, bez żadnych innych dodatków. Tylko obieram ze skórki, bo nie lubię, jak mi się plącze w zębach. Teraz przymierzam się do zupy z soczewicy.:)
OdpowiedzUsuńOstatnio trafiłam na zdjęcia z Rzeszowa.:) Obudziły bardzo miłe wspomnienia.:)))
Serdeczności:)
Wiosną bardziej się chce zaczynać. Bakłażana próbowałam ale jak dla mnie ma za dużo goryczki. Z soczewica próbuję się zaprzyjaźnić ale cóż, wolę fasolę. Tak to już jest, że co smaczne to tuczące. Ale masz rację, wiosną więcej pracy, więcej ruchu, więcej słońca to i kilogramów mniej. Niech tak sie stanie Grażko!
UsuńRzeszów pięknieje i zaprasza.
Zupa z soczewicy wyszła mi pyszna.:) Oczywiście przerzuciłam kilka przepisów i wybrałam to, co mi najbardziej odpowiadało. Robiłam po raz pierwszy.:)))
UsuńBakłażany są bardzo różne, istna loteria. Ale można je trochę złagodzić. Obranego nie powinno się już płukać, a przed pieczeniem pokroić w plastry, lekko osolić i na chwilę odstawić. Potem odcisnąć z soku na ręczniku papierowym. Poza tym smażony na oleju jest delikatniejszy i smaczniejszy. Można otoczyć w mące, albo panierować. Ja najbardziej lubię takiego przyrumienionego na suchej patelni, ale to kwestia gustu.:))
Ja próbuję oswoić selera naciowego. W sałatce zjem, ale chciałabym tak chrupać.:) Seler (zwłaszcza korzeniowy) i pietruszka to dwie rzeczy, których unikam na surowo. Nie cierpię ich zapachu. Ostatnio mąż dostał od sąsiada pietruszkę, ale po wnikliwym badaniu wyszło, że to pasternak. I ten jest dla mnie bardziej przyjazny.
Teraz jak będzie cieplej, to trzeba będzie pomyśleć o wyprawach. Wiesz, nie lubię planować, bo to potem różnie wychodzi. Ale od pewnego czasu mam wielki apetyt na festiwal w Trzcinicy. To niedaleko Twoich okolic.:))) To ma być w sierpniu. No ale do sierpnia jeszcze daleko, to nic pewnego. Ale kiedyś tam muszę się wybrać.:)))
Oj. Rozpisałam się.:)))
Serdeczności:)
Miło mi, że się rozpisałaś. Tak jak opisałaś bakłażana to ja robię cukinię i jest pyszna we wszystkich odsłonach. A bakłażana do tej pory robiłam tylko duszonego z jarzynami i dlatego może mi nie smakował. Selera uwielbiam w każdej postaci, nać i korzeń, na surowo i gotowane, ale jestem na bakier z koprem włoskim o anyżkowym posmaku.
UsuńMasz rację, jeszcze za wcześnie na planowanie letnich wypraw. Do sierpnia jeszcze bardzo daleko. Pozdrawiam przedświątecznie!
troszkę spóźnione, wszystkiego najlepszego :-)
OdpowiedzUsuńmoc uścisków
Dziękuję CzeKo, miło dostawać serdeczności nawet bez okazji.
UsuńPS
OdpowiedzUsuńDlatego powstrzymam się od składania życzeń
Pozdrawiam tylko
Tak bez okazji też lubię życzenia, zwłaszcza dobre i serdeczne.
UsuńPozdrawiam i ja.
Krysiu, czytam wszystko co napisałaś ale nie zalogowana na ogół nie komentuję. Mnie tez apatia dopadła. Widać po moim blogu :-). Dopiero teraz jakos sie zbieram. Kilogramów nieco przybyło, a to dzieki wizycie córeczki, którą odkarmiałam ( siebie przy okazji). Teraz trzeba to zgubić. Podoba mi sie Twoja dieta ale zrezygnowałabym z chleba na kolację. Co to są proziaki wiem z blogu Marysi z Pogórza. U nas to nieznany przysmak. Chyba muszę je upiec - przecież mam piec z płytą. A z Toba jest całkiem OK, skoro pomieszkujesz w chattce. Prawdziwy survival ! Zawsze Cię podziwiam - jestes niesamowita ! Uściski !
OdpowiedzUsuńOdpisałam Ci i zjadło! Niech mu pójdzie na zdrowie.
UsuńTa zima-niezima tak nas umęczyła choć nie utrudziła. Zaokrągliłam sie i ja ponad miarę i przyzwoitość i tak teraz trudno to naprawić. Ale damy radę chociaż ja bez chleba nie mogę, więc żytnie, razowe, ziarniste. Proziaki gdy piec nagrzany, więc w zimny czas. Ja też Cię podziwiam Aniu Kwiatowa, Kocia, Psia i Ptaszkowa.
Otóż i ja powoli zacznę odkurzać bloga...zima to faktycznie czas spowolnienia, może też refleksji nad tym co przeminęło. Czas książek, snu i rozmyślań...
OdpowiedzUsuńWiosenna odnowa, czas zmian, porządków w głowie i w ciele:)
W zdrowym ciele, zdrowy duch;)
Każda pora roku jest potrzebna a nawet niezbędna. I naturze i człowiekowi, bo chociaż człowiek to podobno brzmi dumnie, jest On częścią Natury.
UsuńZ Porządkami mam na bakier, i tymi rzeczowymi i tymi co do ciała i ducha.
Czasem duch ochoczy ale ciało mdłe :-)