Jeszcze nie wiedziałam, czy czas około niedzielny spędzę w mieszkaniu czy w chatcie. Zanurkowałam w szufladach lodówki by je intensywnie opróżnić przed oczekiwanym, przed-wielkanocnym postem. Czego tam nie było?! Same zimowe, pożywne, energetyczne dania. Więc wygarnęłam połowę i postanowiłam podzielić się z Cesią, która smutna jest, bo chociaż hojna i życzliwa, nie umie, nie potrafi ( bo nie wierzę, że nie chce i nie może) wybaczyć rodzinie. I zawsze mnie coś skusi, by jej radzić, choć po tylekroć postanawiam, że już nie będę.
Od Cesi przyjechałam tu do chatty, nazajutrz, popołudniu, z deszczem. Działkę obeszłam szybko w poszukiwaniu śladów wiosny ale oprócz dyndających leszczyn i kilku marnych białawych pączków, nic więcej nie zauważyłam. Na zewnątrz plus 5, w izbie plus 2 i wilgoć, więc obowiązkowo i przyjemnościowo główne zadanie na dziś, to rozpalanie w piecyku.
W nocy nadal padało a ponieważ nie zapowiadali w radiu, żeby poniedziałek miał być jakiś inny, nie upierałam się zbytnio z wczesnym wstawaniem, tym bardziej, że spało mi się dobrze, chociaż z przerwami na dokładanie. I długo, a szkoda. Bo gdy wreszcie wstałam, na zewnątrz jasno i słonecznie. I na spacer chciałoby się i niespieszne śniadanie, przy siedzisku, w polarowej piżamce się marzy. W końcu zdecydowałam, że wypiję gorącą kawkę, wezmę kanapki i wyjdę na spacer z aparatem bo nie wiadomo jak długo będzie takie słońce.
Słońce się nie chowa, przezornie wzięłam gumofilce i kurtkę i szal i czapkę, bo wczoraj zmarzłam. Więc dziś zapuszczam się dalej, w żerowisko bobrów. Ich wprawdzie nie widziałam ale tyle ich śladów ile tylko chciałam. I stąd wiem, że i iglaste tną i liściaste po równo i zjadają właściwie tylko korę i łyko. Ale dalej nie wiem dlaczego więcej tną niż wykorzystują, bo mnóstwo drzew leży powalonych niecałkiem lub całkiem ale w miejscu cięcia a nie przy żeremiu.
Samo południe, gorąco i głodno, rozbieram się do podkoszulka i robię sobie piknik, właściwie to już niedaleko od chaty. Ale i tu bliziutko ślady leśnych zwierząt. Jakich?
Po powrocie zabieram się za gotowanie ale ponieważ w cieniu plus 13 i ogólnie nadal gorąco, wykładam produkty na schodkach i na zmywaku. Obieram i gapię się wokół, kroję i co rusz obiegam działkę w poszukiwaniu śladów wiosny. Wreszcie układam w warstwach zapiekankę: kapusta, ziemniaki, warzywa, mięso i pieczarki, znowu warzywa, mięso, ziemniaki .... i już pełno, reszta się nie zmieści - narazie. Rozpalam w piecyku i na płytce nastawiam zapiekankę.
Siedzę na schodkach, czytam, focę i co chwilę zaglądam pod pokrywkę. Gdy sklęśnie dokładam pora i ziemniaki, mięso i kapustę. Piłuję gałęzie dla rozgrzewki, bo chociaż nadal słonecznie to wiatr się zrywa zimny i niepokojący.
Jakoś nie wiedząc czułam, że taki czas w lutym nie może trwać długo. I tak było. Nazajutrz jakże inaczej, bez słońca i zdecydowanie chłodniej, znowu luty i zima. Wyszłam na spacer ale bez aparatu, tak dla zdrowotności. I oczywiście spotkałam sarenki (a nie tylko ich kupki jak wczoraj). Trzy prawie równe wzrostem ale dwie płowe i biszkoptowe a jedna ciemniejsza. Pewnie i tak bym ich nie ustrzeliła aparatem bo chociaż wyskoczyły zza chaszczy kilka metrów ode mnie, to popędziły tak szybko, że nie zdążyłabym zdjąć pokrywki z obiektywu nie mówiąc o włączeniu aparatu. Ale radość było patrzeć jak pędzą beztrosko w bezpieczne miejsca. Po powrocie, z tarasu cyknęłam kilka fotek ale smutne i szare, na szczęście tak tylko na zewnątrz, bo wewnątrz ciepło, przytulnie i bezpiecznie.
A potem każdy dzień inny ale raczej zimowy. I śnieg i deszcz i grad.
Przez 5 dni na skraju, w słońcu, deszczu, śniegu i gradzie nic się mnie nie imało. A siódmego, w mieście wojewódzkim, zawiało mnie i unieruchomiło.
Przyjemny spacer po lesie, pyszności w domku, szaleństwa przyrody dookoła. I wdzięczny opis do tego.:)
OdpowiedzUsuńA teraz to Ty siedź w ciepełku i się kuruj.:)
Serdeczności:)
Śliczny jest domek Cesi, za każdym razem go podziwiam, tylko jakieś smutne wieści o nim piszesz. Pozdrów ode mnie i koniecznie powiedz, że jest piękny. A Ty wracaj do zdrowia recepty nie znam, bo każdy wie co mu najbardziej pomaga. A ja się szykuję, zapewne jak się obudzisz będzie po wszystkim. Szybkiego powrotu do zdrowia, Lilka.
UsuńOj Grażko, hartowanie było w cudnych okolicznościach przyrody, więc i ta niedyspozycja szybko minęła, dwa dni wygrzewania w łóżku i w fotelu i już prawie dobrze.
UsuńBo Lilko uroda ważna jest ale nie najważniejsza i dotyczy to też domu. Dla mnie też jest on cudny, bajkowy i klimatyczny a Cesia chce go sprzedać. Ale nie wiem czy chce czy pragnie czy potrzebuje a to wielka różnica.
UsuńDo czego się szykujesz Lilko?
To bardzo trudna decyzja, jeśli wiążą się wspomnienie to tym bardziej trudno. Oglądaliśmy kiedyś taki projekt, bardzo nam się podobał. A ja miałam spotkanie bitewne, byłam bardzo spokojna i wszystko skończyło się po mojej myśli. Jeszcze nie mogę ochłonąć, Lilka.
UsuńTrudna bardzo dlatego Cesia miota się i zmienia zdanie, niepewna własnych potrzeb.
UsuńRozumiem, że bitwa wygrana bez walki i bez strat, a to najlepsze zwycięstwo, bo z pomocą Aniołów. Gratuluję i cieszę się ogromnie!
Już, już, widziałam śnieżyczki, jedną przylaszczkę, no i podbiały zaczynają żółcić się wesoło, a to nieomylny znak, że już przedwiośnie; pewnie, pewnie jeszcze nie raz postraszy śniegiem, mrozem, ale taki urok; zostawiliśmy ostatnio na tarasie brytfankę z upieczonym mięsem, do tego udko, żeberka ... w nocy jakieś stworzenie strąciło pokrywę i wylizało do czysta, to co najlepsze - tłuszczyk z galaretką:-)
OdpowiedzUsuńdoszliśmy do wniosku, że przydałaby się maleńka szafeczka na zewnętrzną chłodziarkę; bobry są już wszędzie, obawiam się, że to będzie plaga, i dla rolników, i dla leśników; widziałam nad wodą drzewa u gospodarzy, poobwiązywane folią, ale czy to pomoże na tego szkodnika? też robimy taki misz-masz na patelni o grubym spodzie, jak smakuje! pozdrawiam Cię, zdrowia życzę, obawiam się, że ten marcowy piknik w podkoszulku zaszkodził jednak; mąż też mi zachorował, już po raz drugi, smarka, kicha i kaszle, on też z telefonem przy uchu wybiega na taras, bo tam mamy łączność, gada długo, i też tylko w podkoszulku.
Ostatnio właściwie cały I kwartał to temperaturowo przedwiośnie ale pod koniec lutego wyraźnie łuk słońca po niebie większy i zapach inny. Już kilka razy mi się zdarzyło gdy zostawiłam do wystygnięcia na polu, że cosik zrzuciło przykrywkę i wylizało nie tylko tłuszczyk i galaretkę ale wyjadło całe mięsko. Ale masz Rację Maryś, tłuszczyk i galaretka najlepsze. Było u nas kilka lat z nielicznymi śladami bobrów ale w tym roku to najazd. Często robię takie zapiekanki na winie, co się nawinie to do rondla i na ogień. Coś zaszkodziło ale było warto. I już przeszło po dwóch dniach wygrzewania w łożu i w fotelisku. Mąż też pewnie uważa, że warto pocierpieć, za ważne, ciekawe i czułe rozmowy.
UsuńKrystynko, wszyscy wypatrujemy wiosny, ale niestety jej nie widać,choć mam wrażenie że u Ciebie w BK dostrzegam więcej jej oznak niż na naszym Pojezierzu. Zapiekanka imponująca i pewnie pyszna :-) Buziaki!
OdpowiedzUsuńNa południu zawsze troszkę wcześniej ale do początku kalendarzowej jeszcze trzy tygodnie. cierpliwości! Zapiekanki wszelkie bardzo lubię, najbardziej taką jarzynową z odrobiną mięsa. Uściski :-)
UsuńTak zapiekanki są pyszne, a teraz właśnie przyrządzam pizzę. Dziś świeci słońce i kiełkują nareszcie tulipany. Serdeczności!
UsuńWięc smacznego życzę i niech szybko przedwiośnie przejdzie w prawdziwą wesołą wiosnę !!!
UsuńTo te bobry jak szkodniki jezeli wiecej tna niz potrzebuja, zawsze myslalam ze one tna to co blisko wody, no bo przeciez tam mieszkaja, a na zdjeciach wyglada ze one wchodza w las.
OdpowiedzUsuńKrystynko, ta zapiekanka wielowarzywno-miesna jest niesamowicie imponujaca, bo Ty musisz bardzo duzo pracy wlozyc zeby tyle pociac warzyw, obrac ziemniakow, porownuje z moim gotowaniem w malych rondelkach. Teresa
Nie wiem jak kwalifikują drzewa do wycięcia ale i kilkanaście metrów od wody tną. Czasem zawloką do wody, czasem tylko obgryzą korę a czasem zetną i porzucą. Drzewa młode i cienkie do starych i grubaśnych. Takie poczyniłam obserwacje w tym roku. Ale samych bobrów nie widziałam, podobno tną w nocy.
UsuńTeresko, przygotowanie takiej zapiekanki na świeżym powietrzu to przygoda a nie praca. A taka zapiekanka ma wystarczyć na trzy dni bo ona odgrzewana jeszcze smaczniejsza jest! Nie umiem gotować w małych ilościach nawet w domu, stąd tyle mam w lodówce pozamrażanych porcyjek. Pozdrawiam, ja tam u Was to bym tylko owoce jadła - tak myślę. Jaki klimat takie jedzenie :-)
U mnie przebiśniegi już przekwitać będą. Ale pogoda się zesrała, istny marzec fuj ;))
OdpowiedzUsuńWy tam na zachodzie wyprzedzacie czas! U nas tak i siak, śnieg i odwilż. Jak to na przedwiośniu.
UsuńMnie też tak się widzi
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No to nas jest dwoje - widzących.
Usuńdopingujesz mnie do zycia,dziękuje za wszystkie wpisy,czekam na kolejne :) Joanna
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie, chociaż nie domyślam się, kim jesteś Joanno?
UsuńUwielbiamy spacery po lasach :-) odprezajace a przede wszystkim zdrowe :-)
OdpowiedzUsuńLas mam tuż za płotem i tuż za mosteczkiem i cały czas w zasięgu wzroku. Dlatego wybrałam to miejsce. Pozdrawiam Agatko!
Usuń