wtorek, 29 września 2015

Słońce i ogień


Mimo nieciekawej pogody, był jeden zachód słońca tak widowiskowy i tak zmienny, że oczywiście w ciągu pół godziny zrobiłyśmy kilkadziesiąt zdjęć. Podobnie jak nazajutrz wieczorem ogień ogniska. Tyle, że w trakcie zachodu zmiany były jednostajnie, choć nieprzewidywanie zmienne a ogień w ogniska nagle, gwałtownie choć także nieprzewidywanie zmienny. Słońce tańczyło poloneza a ogień polkę lub kankana.
Kilka dni, już jesiennych spędziłyśmy na skraju, w oczekiwaniu na grzyby i ich wysyp ..... ale na próżno. Z dwugodzinnego spaceru po lesie przyniosłyśmy garstkę, kilka, w tym jeden znalazłam ja a resztę Przyjaciółka. Ale była jajecznica z grzybami i sosik, dla dwóch, spragnionych leśnych smaków kobiet.
 
Było bliskie a nawet bardzo bliskie spotkanie z gadem, zdjęcia są głównie Cyreny bo mnie gady raczej zbrzydzają a ją fascynują. Czy to zaskroniec?

Ogień to moje uroczysko, bardziej niż chatta, las i łąki. Były dwa wieczorne ogniska i jedno, pierwsze rozpalenie piecyka po lekkiej dostosowawczej modernizacji. Dość powiedzieć, że cel modernizacji został osiągnięty, komin nagrzewa się jak trzeba a i ceglana ścianka izolując piecyk od wejścia, doskonale spełnia rolę suszarki, co udowodniła wysuszając mokre z deszczowego spaceru spodnie, bluzy i podkoszulki. Z przejęcia zapomniałam uwiecznić na fotkach to podniosłe zdarzenie ale za to przy ognisku zrobiłyśmy foto-sesję ognia.

W drodze powrotnej wstąpiłyśmy do zajazdu Dymarki, skuszone zasłyszaną wiadomością, że podobno były tam niedawno rewolucje kuchenne Magdy Gessler. To prawda, były w sierpniu, lokal nazywa się teraz Wypas. Dobrze że nie Full wypas, bo żadnego wypasu tam nie skosztowałyśmy. Przystawka w postaci ziemniaka z sałatką nie powala, ziemniak gotowany a nie pieczony i podane to na zimno. A ponieważ pikantne to było danie, zamówiłyśmy rosół spodziewając się, że będzie to słynny, esencjonalny i pełen smaków rosół pani Magdy G. Porażka całkowita, cienka zupka z marchewką, chyba z kupnym makaronem. Natomiast wystrój przyjemnie zaskakiwał, miałam w pamięci mnóstwo poupinanych firanek, abażurków, serwetek i szmat wszelakich a zastałyśmy surowe, drewniane ławy, proste bieżniki, tapetę cudnie udającą tkane wełniaczki i szmaciaczki, lampy z balonów na wino, jarzyny i owoce w obfitości w prostych, drewnianych skrzyniach.

Około godziny 16 tej, w sobotę, byłyśmy jedynymi gośćmi. Czyżby rewolucja się nie udała?
A jak się nazywa ten jesienny niby podbiał, te słoneczne pompony których mnóstwo na mojej działce i dookoła?

10 komentarzy:

  1. Na szczęście to zaskroniec. Gdyby to była żmija, to jej wielkość NIECO by mnie przeraziła. Piękna sesja zachodzącego słońca i ognia, a grzyby może w końcu zaczną rosnąć > Choc u nas ciągle sucho :-(. Uściski serdeczne !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mówią, że zaskroniec ma żółte za uszami a ten miał prawie całą głowę żółtawą. I był długi na około metr. Ale spokojny, wijąc raczej się zapętlał. Narazie się nie niepokoję u nas grzyby nawet do listopada, zdążę uzbierać.

      Usuń
  2. Co do węża, to mąz mój stwierdził po obejrzeniu Twych zdjęc, że to zaskroniec. A co to za żółte kwiatki? Nie wiem! Też ich duzo w moich okolicach i kozy je uwielbiają. Pewnikiem zdrowe i smaczne!
    U nas był duży wysyp grzybów, ale juz minął. Może sie jeszcze po ociepleniu coś pojawi, bo grzybów nigdy dosyć.
    Cudne klimaty u Ciebie - zachód bajeczny i spektakl roztańczonego ogniska. Oto jesienne przyjemności. Umiesz cieszyc się zyciem i dostrzegać najprostsze a najcenniejsze jego uroki.Dobrze, że masz bliską duszę przy sobie.
    Ściskam Cię serdecznie Krystynko i Przyjaciółkę pozdrawiam!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się potwierdza, wielki zaskroniec. Na wiarę przyjmuję, że kwiatki zdrowe i smaczne bo że cenne i śliczne o tej porze to pewne. U nas grzybów jeszcze nie ma, lasy suche i piaszczyste, ale to dopiero wrzesień, dlatego się nie niecierpliwię. Lubię jesień, jej smaczki, zapachy i widoki. Serdeczności jeszcze wrześniowe,

      Usuń
  3. Zaskroniec śliczny i fotogeniczny. :))) Gady lubię, chociaż żmii nie pogłaszczę (szkoda, chciałabym). :)
    Zachód wspaniały. Takie promienie zza chmur zawsze budzą mój zachwyt.
    Żółte kwiatki - nie wiem. Jest ich wiele, podobnych do siebie, trzeba dokładnie sprawdzać wszystkie różnice.
    Masz w ogniu żywiołaki. Bardzo ładne. :) Ale wiesz, że ja widzę różne rzeczy... :)
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i śliczny i fotogeniczny ale ja pstryknęłam z oddali trzy fotki i zwiałam. To moja przyjaciółka krążyła wokół niego i zrobiła mu cudną sesję, którą możesz oglądnąć tutaj: https://picasaweb.google.com/cyrenejka2
      Takie promienie zza chmur nazywamy błogosławieństwami bożymi, nie są rzadkie ale nieczęsto udaje się je sfotografować.
      Z tymi kwiateczkami to zagwozdka, niby popularne a tajemnicze.
      W ogniu i w chmurach to nawet ja widzę różne, różniste rozmaitości. To też jeden z tych uroków. Pozdrawiam Grażko.

      Usuń
  4. To chyba jastrzębiec kosmaczek. Piękna sesja. Buziaki ślę z Kazimierza Dolnego :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś wielka Dominiko, sprawdziłam w necie i to jest kosmaczek. Piękny Kazimierz, będziesz zadowolona!

      Usuń
  5. Zaskroniec, ominęłam dziś podobnego na drodze, wracając do domu; prawdę mówiąc, liczyłam na wielką sesję grzybową, pełne kosze:-) ... ale dobre i to, grzybowy smak lasu przypomniany; znalazłam tylko 3 małe kanie na łące, a jak smakowały w bułce z plastrem mięska, uprzednio usmażone na maśle; pozdrowienia ślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten zaskroniec był wielki i długi ale spokojny. U mnie słabo z grzybami ale to przecież jeszcze nie koniec sezonu. Dobrze, że inne jesienne warzywa i owoce obrodziły latoś mimo suszy. Pozdrawiam i smacznego!

      Usuń