piątek, 24 kwietnia 2015

Nietypowo, niecodziennie, niezwyczajnie


Już coraz mniej na wsiach typowych, tradycyjnych gospodarstw. Nie inaczej jest w 'mojej wsi'. Zwłaszcza gdy się wieś zna ze spacerów drogą czy szosą. Bo fasady na ogół banalne, choć czasem trafi się perełka starej chaty. Tym razem, zaproszona do kuzynki Władzi Narożnej, Pani Marysi (po krótkiej chwili już Marysi), miałam okazję pooglądać zaplecze. Bryła budynku niebanalna ale nic specjalnego. Dopiero od tyłu ukazują się cudeńka: stodoła, stajnia, studnia, szopy, domki gospodarcze, chaty, przybudówki i dobudówki, klamotki i drobiażdżki. Wyglądam jak idiotka z tym zachwytem i bieganiem z aparatem, bo dla nich to ojcowizna, znana od zawsze i nic w tym zachwycającego. Nic tu nie jest na pokaz, wszystko potrzebne i niezbędne, jak nie teraz to kiedyś. No, może oprócz pelargonii płonącej w słońcu przy południowym oknie.

Jest krowa (mleczna bo właśnie odstawili małego byczka), gęsi (a może kaczki), kura (jedna czarna ale znosi białe jaja o ciemnożółtych żółtkach). Mleka tyle, że wystarcza dla rodziny, na śmietanę i na masło a i odwozi się co rano na sprzedaż zamówioną. Jaj tyle, że wystarczy na drożdżową 'bułkę' upieczoną do kawki na naszą cześć. Skromnie i pogodnie! Z pokorą i wiarą!! Chociaż nie lekko!!! Bo oboje już po 70 - tce i mieszkają tu sami. Pomaga dobry syn z naprzeciwka ale on ma swoją rodzinę, swoją pracę, swoją gospodarkę. A sąsiadka Zosia też sama i niemłoda.
Wracamy obładowane wodą, śmietaną, twarogiem, bułką drożdżową. A ja też zdjęciami i emocjami. 
Połowę śmietany użyłam do mizerii a z połowy (około 250 ml. pół słoiczka) umyśliłam zrobić masło. No bo jak już mam tę prawdziwą, wiejską. Zaczęłam potrząsać. Z początku szło dobrze i nawet lekko. Po 2, 3 minutach coraz gorzej bo śmietana zaczęła się ubijać, robiła się coraz gęstsza i nie chciała się już poruszać w słoiku mimo potrząsania. Na tym etapie otwierałam słoik co pół minuty by zobaczyć czy coś się dzieje mimo niezmienności. Aż wreszcie, gdy już, już miałam wyciepać wszystko do miseczki i podać z mrożonymi truskawkami, w jednej sekundzie coś chlupnęło, znowu w słoiku masa zaczęła się poruszać, oddzieliło się żółtawe od białego i po połowie minuty grudkowane masło scaliło się w sporą prawie kulkę. Hurrra !!! Zrobiłam masło własnymi rękami!! Smak delikatny i jedwabisty, choć wydaje się tłustsze niż kupne. Zadziwiająco duża wydajność. No i kilka łyków cudnej, kwaskowatej maślanki.

Wschody w połowie kwietnia też jakieś nietypowe. Niefotogeniczne i niespektakularne. Bez mgieł i z niskim pułapem chmur. Bez zórz i ferii barw. Tylko magia budzącego się dnia zawsze obecna. A ponieważ zimno, chłodno i nawet mroźno, nie będzie długiego dnia bo po powrocie, mocno zmarznięta, wsuwam się pod ciepłą jeszcze kołdrę i drzemię jeszcze z godzinkę. W konsekwencji wstaję jak zwykle.

Łabędzie nad zalewem też nietypowo. Owszem, kaczki od zawsze ale łabędzie tylko przedwiośniem, w drodze, po kilka. W tym roku  jedna para zdecydowała się zostać i założyć tu rodzinę.

Obserwuję je od wiosny, przepływają majestatycznie, przemierzając niewielką wodę wzdłuż i wszerz. Raz nawet, wczesnym popołudniem, widziałam króciutkie zaloty ale nie miałam aparatu. Wyglądały zachwycająco i po powrocie zaglądnęłam na google. Zdjęcia tak piękne, że wydają się podrasowane ( i pewnie tak jest) ale znalazłam też takie które wydawały mi się możliwe, tylko przy pomocy talentu a nie foto-shopu. Czysta czułość!!!

 Aż pewnego wczesnego poranka, gdy czekałam na wzejście słońca a ono się ociągało, a ja czekałam i czekałam, skierowałam aparat na posilającą się w oddali parę łabędzi. One nurkowały i łowiły, ja zbliżałam i fociłam i tak minęło minut kilkanaście i fotek kilkadziesiąt. I nagle coś się zadziało. W jednej sekundzie para, posilająca się dotąd osobno, na jakoś nieuchwytny sygnał, obróciła się do siebie, pocałowała czule i znowu w sekundzie zakotłowało, jedno górowało, zatapiało drugie (skąd mi przyszło na myśl, że górował On), rozległ się głuchy, rozpaczliwie triumfalny krzyk i po następnej sekundzie wszystko wróciło do "normy". Całkiem spokojnie zanurkowały osobno po jedzenie. Czułość czy biologia?

Już się pakuję, jadę do Radawy na dwa tygodnie, zobaczyć czy utrzyma się jesienne zauroczenie. Po drodze wstąpię do chatty, bo tam mam większość wygodnych, sportowych ciuchów potrzebnych w maleńkiej chatce w Ośrodku o. Pio.

16 komentarzy:

  1. Piekne zdjęcia tych wszystkich przydasi, dobudówek i bałaganików swojskich. Tak - wszystko moze sie przydać, szczególnie, gdy człowieka na kupowanie niczego nowego nie stac i musi bazować na tym, co ma. Zresztą to zgodne z duchem ekologii - nieustanny recykling starych, ale wciaz jarych rzeczy zamiast nabywania chińskiej tandety.
    Łabądki odgrywaja Ci tam cały wspaniały balet. Włacz sobie Czajkowskiego i bedziesz miała komplet.
    Jak wrócisz z Radawy, to na pewno włąsnego ogródka nie poznasz - tak sie wszystko zazieleni, zagęści, wykiełkuje. Wiosna coraz silniej napiera i w przyspieszonym tempie odradza sie wszelkie życie. To budzi nadzieję, że na wszystko i na każdego przychodzi pora. Po dniach chłodu nastaje czas ciepła.
    Odpocznij kochana Krystynko tam, gdzie wyruszasz, Nabierz nowego spojrzenia na wszystko. Miej cudowny czas!:-))*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się zawsze podobał taki recykling, nawet nie z konieczności ani z powodu filozofii ale po prostu taki mam gust. Podoba się i już. A jak to jeszcze i ekologiczne i tanie to już tylko sama radość.
      Pierwsze razy jeszcze tu mi się zdarzają Olu, te łabądki i ich zaloty.
      Może i niedobry czas wybrałam na odpoczywanie, gdy wszystko kiełkuje bujnie ale jak się ma grządki to trudno o właściwy czas jeśli chce się mieć odpoczynek i oczyszczanie też w przyjemnych okolicznościach przyrody.
      Wy też nie przemęczajcie się bardzo, szanujcie robotę by wystarczyła na dłużej :-)

      Usuń
  2. Moja wieś pełna jest starych ludzi, gospodarzących w budynkach równie starych albo starszych ale zdecydowanie mniej malowniczych niz te na zdjęciach. I pelargonia w oknie ! Wzruszyłam się ! To rzadki widok - w naszej wsi królują storczyki (!).
    Radosnego i owocnego wypoczynku, Krysiu !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, tutaj pewnie też są różne gospodarstwa, te niemalownicze też ale miałam to szczęście zachwycić się tym gościnnym. Pewnie powoli poznikają te stare gospodarstwa, dlatego mam do nich taki sentyment.
      Owocno warzywny i owszem ale radości z takiego jedzenia niewiele. Dobrze, że są inne powody.

      Usuń
  3. Takie stare gospodarstwa to juz prawdziwe perełki, ale coraz trudniej je spotkac. Nic dziwnego, starzy ludzie wymieraja, a młodzi dobytek wyprzedają lub co gorsze burzą. Taka smutna rzeczywistość, szkoda wielka tych starych domów, o0bórek, kurników, drzew wiekowych... tez bardzo lubie takie klimaty... i pelargonie na oknie, to daje taki dawny klimat starego domu z pelargonia na parapecie. Też je mam, lubię, jak wszystko co dawne.
    U mnie juz wiosennie ciepło, zakwitły czereśnie. Serdeczności dużo Krystynko i miłego wypoczynku w swojej ślicznej chatce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki takim ludziom jak Ty Amelio i inni "osiedleńcy", może troszkę starego, stylowego, dawnego się uchowa. Łatacie, odnawiacie, dopieszczacie i dajecie drugie życie i nową szansę. Nawet na rubieżach.
      U nas też już ciepło, nawet za ciepło bo w porywach ponad 25 stopni. Ale sucho. Nie dogodzi wszystkim. Miłego gospodarowania.

      Usuń
  4. Sielskie obrazki, miło zerknąc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żabko, i ty możesz mieć takie obrazki. Aparat masz, zdrowie też, tylko wolę i ochotę odszukaj.
      I nie znikaj na długo.

      Usuń
    2. Właśnie już się zastanawialam, czemu walnelam aparat na samo dno szafy i o nim zapomniałam, dziwne zachowanie, chyba ta frustracja je powoduje. Chyba coś wreszcie cyknę. I oczywiście zaraz wracam, trza pohisteryzowac, Danuta juz tego nie chce słuchac, wiec sie wyżyję oraz powyję na blogu.

      Usuń
    3. Cyknij i wracaj, nawet bez powodu.

      Usuń
  5. Pelargonia piękna - chociaż u mnie nie ma dla niej miejsca, bo nie toleruję jej zapachu.
    U nas pojawia się mnóstwo nowych domów, stare się rozsypują. Chociaż jeden stary dom jest aktywnie remontowany, ogródek wkoło założony, jakaś zabudowa gospodarcza rośnie. Może ktoś się wprowadzi. :)
    Brawo za masło. :))) Ale frajda, prawda? :)) Ja kiedyś takie robiłam, jako dzieciak jeszcze, w czasach wiadomych. Skoro w sklepach pusto było... Ale tę robotę lubiłam. :)
    Łabędzie prześliczne. :) Wielkie ptaszyska, a ile wdzięku mają. :)
    Odpoczywaj sobie, nabierz energii, nasyć się pięknem okolicy i... czekam na piękny opis ze zdjęciami. :)))
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wolę je oglądać niż hodować.
      Podglądaj kto remontuje i się wprowadza, może to jacyś mili osiedleńce i zapaleńce.
      Frajda i radocha, trochę tak jak z własnym chlebem czy pierogami. Może i gnioty ale jaka radość i satysfakcja.
      Tyle lat jeżdżę nad zalew a dopiero w tym roku dane mi jest obserwować rodzinkę łabędzią. Oj będzie zachwyt jak będą młode !!!
      Zobaczymy, może popełnię jakiegoś posta z Radawy. chociaż .... spuścili wodę z rzeki - masz pojęcie?

      Usuń
    2. Co zrobili?!! I co, osuszą albo, co gorsza, zabudują teren? Wiesz, jakoś to nieciekawie brzmi. To czekam na dalsze relacje.
      Serdeczności:)

      Usuń
    3. Cierpliwości Grażko, wyjaśnienie już jest, nie takie tragiczne jak mniemałaś.

      Usuń
  6. Piękne zdjęcia, piękne opisy. Dobrze mi się Twojego bloga czyta, Krystynko! Pokazuje, że tyyyyyle jeszcze przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To takie pozytywne drobiazgi i okruchy o których piszesz w swoim poście. Wystarczy je zauważyć i skupić się na nich na trochę, na dłużej, np fotografując lub opisując. I w ciemne dni przywołać!

      Usuń