Wyjechałyśmy z Przyjaciółką wcześnie rano 15 sierpnia, w słoneczny ale rześki poranek. Dzień naszpikowany świętami bo i Święto Matki Boskiej Zielnej i Święto Wniebowzięcia Maryi Panny i Święto Wojska Polskiego. Święto pogańskie, kościelne i świeckie. Pełna symbioza czy zawłaszczenie? Tak czy siak świętujemy czyli nic na siłę, wszystko dla przyjemności. Spacery, jedzenie, fotografowanie, zbieranie ziół, komponowanie wiechci i bukietów, drzemki, czytanie, gadanie, ognisko, polowanie na ćmy ...
Dzień drugi to poranna pobudka, bo robota od rana. Prace stolarskie, wykończeniowe przy kominie, uszczelnieniu łazienki, listwach maskujących, uzupełnianiu i wieszaniu karnisza w pokoju gościnnym. Robota wymagająca doświadczenia, wyobraźni i precyzji więc zeszło do południa. Dziękuję Heniowi, wspaniałemu fachowcowi, mężowi uroczej Ani. Że zamiast wylegiwać się na tarasie, sączyć zimne napoje i słodko leniuchować, pomogli skrajnej sąsiadce w potrzebie. Popołudniu sprzątanie po remonciku, chatta jeszcze nigdy chyba, nie była taka czysta. Zamiast długiego spaceru, obserwowanie wielkiego konika polnego przy i po posiłku na skórce od boczku wędzonego, zawieszonej przed tarasem.
Wieczorem długo w noc ognisko, wiele żaru, pieczone ziemniaczki i butelka czerwonego wina do toastów za koniec remontu i magię tego miejsca..
Dzień trzeci to Niedziela. Robimy sobie dopołudniową, niedzielną wycieczkę do Julina, modrzewiowego, myśliwskiego pałacyku Potockich, w stylu szwajcarskim, który był letnią rezydencją magnacką. A teraz opuszczony i zaniedbany można zwiedzać za 1 zł, wprawdzie nie wnętrza ale rozległe włości.
Na obiad makaron z zielonym sosem z bazylii, która późno ale wreszcie buchnęła na grządce ziołowej. I micha fasolki szparagowej. Jeszcze pożegnalny spacer aż po grządki słonecznika, jeszcze próby złapania w obiektyw motyli ..... i już trzeba się pakować i wyjeżdżać. Trochę żal.
I nam tak zawsze żal wyjeżdżać; każdy kąt oswojony, pooglądany, wszystko dotknięte, śpi się na poddaszu jak nigdzie więcej, psom też dobrze, no komu to przeszkadza? i nawet burze i ulewy niestraszne, ziąb przepędza się kilkoma rozpalonymi polankami pod płytą kuchenną, i ciepła woda zaraz leci z kranu; a to ciekawe, konik polny skusił się na tłuściutki boczek? kiedy mam problem z rozpoznaniem motyla, sięgam do albumu, podarowanego mi przez znajomych przemyślaków, od motyli i storczyków; tak ostatnio rozpoznałam "krasopani hera", oryginalna piękność z pomarańczowymi skrzydełkami dolnymi i w zeberkowy wzór górnymi; krasopani, ładna nazwa; dworek w Julinie przecudny, a mieszka tam przynajmniej ktoś, kto się nim opiekuje? żal takiego klejnociku na zmarnowanie; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNa szczęście wyjazd na krótko i powrót niezadługo. Tylko pozałatwiać miejskie, pilne sprawy.
UsuńNas też totalnie zaskoczył ten wielki koń na skórce z boczku, szamał aż miło, aż mu brzuszek napęczniał.
Dla mnie nazwy motyli są za trudne, nawet nie staram się poznać ich i zapamiętać. Co innego ptaszki i kwiatki, chcę znać nazwy by poznać ich zwyczaje i wymagania.
Nie wiem czy mieszka ale jest tam Pan Stróż, z dwoma psami, który wpuszcza i pobiera 1 zł od osoby. Żal Mario, bardzo, bo widzę co roku zmiany na gorsze, drzewa wycięte, mury pokruszone, ściany zwilgotniałe. Miłego dnia
Oj, żal Miła :-) To był piękny czas, za który niezmiernie wdzięczna pozdrawiam. K.
OdpowiedzUsuńDziękuję K. Cudna rozmaitość była tym razem. Może uda się nam być tam jeszcze latem :-)))
UsuńPiękne wiechcie i bukiety - a jak one cudne wyglądają na powieszone na tym bambusowym (???) płotku !!! To Twój? Cudo!
OdpowiedzUsuńNie uwierzysz - sama zrobiłam podobne w piątek, czyli ten sam dzień, kiedy łaziłyśmy z Liwką po Skarpie :))) Ale nie było zdjęć bo już było późno i światło marne... Odkryłyśmy za to na Skarpie maliny :)
Takich wielkich polników konnych to ja się boję, wiec oberwałabym najwyżej z daleka przez teleskop ;)
Ach, ognisko, pieczone ziemniaczki... uwielbiam pasjami! Może i u nas uda się zrobić jeszcze jedno przed nastaniem zimy... ale jak wiesz drewna u nas niedostatek (nawet na rozpałkę brakuje).
Pałacyk prześliczny! A mi bazylia nie buchnęła z tym roku :( Za to naścinałam i susze melisę, bo ona u mnie idzie tonami (na spokojność) - wisi powiązana w kępki jak u jakiej wiedźmy ;)))
Mata wiklinowa moja, idealna do wieszania wiechci i wianków, z kwiatów, chwastów, traw i ziół.
UsuńTe wielkie są zielone i łagodne, chociaż byłam zaskoczona że tak chętnie zajadają się wędzonym boczkiem.
Ogniska jesienne koniecznie, nie wierzę że gdzieś obok skarpy nie ma krzaczorów czy dzikich drzew z uschniętymi gałęziami. Tylko zebrać, połamać i radować się ogniem.
Moja bazylia długo się zbierała, trzy razy dosadzałam bo się zaparłam ale warto. Melisa tez dorodna ale mało jej używam, najwyżej listek do herbatki z miętą. U mnie też suszą się zioła na tarasie ale głównie po to by zimą wrzucić je do ognia i przez moment zachwycić się aromatem dymu
Oj, nie taki on łagodny, ten duży i zielony, wzięłam kiedyś takiego do ręki, uciął mnie poniżej kciuka aż krew wyszła, więc od tej pory nie biorę koników polnych do ręki, mają spore szczęki-obcęgi; pozdrawiam.
UsuńDobrze, że mi napisałaś bo wydawały mi się takie przyjazne, chociaż rzeczywiście szczęki mają duże. Krzywdy wielkiej może by nie zrobił ale dość mam skaleczeń od pracy. Miłej nocy.
UsuńU mnie też obrodziły słoneczniki.
OdpowiedzUsuńI chłodne piwko też się znajdzie
Pozdrawiam
My wiemy co dobre, dorodne słoneczniki i zimne piwko są na górze listy ulubionych.
UsuńMiłego dnia
Piękna szklanica na piwo. Bardzo mi się takie podobają. :)
OdpowiedzUsuńDworek modrzewiowy uroczy, szkoda tylko, że u nas to nie ma kto dbać o takie perełki.
Pasikonik zielony jest drapieżnikiem, zżera inne owady, to może dlatego udawał sikorkę? :)
A na matę lub jej okolicę może docelowo jakieś pnącze puścić?
Serdeczności :)
To właściwie szklanka do frappe, takiej kawy mrożonej ale ja w nich piję wszystko co zimne, zwłaszcza mleko.
UsuńDworek jest własnością pałacu muzeum w Łańcucie i tam idą pieniądze bo presiż. A ten w lesie niszczeje.
Boczek był dla ptaszków ale jakoś się nie skusiły. Miłej nocy
Pasikonik rzeczywiście mięsożerny ale żeby jadł wędzony boczek ???? U mnie co roku jednego zjada Cookie, która prawie wcale nie wychodzi z domu. Jakimś zmysłem go wyczuwa i chwyta, choc nawet ćmy nie potrafi upolować. U mnie bazylia tez nagle skoczyła w górę. Jutro zrobię pesto na zimę ( z orzechami laskowymi, bo piniowe nie do dostania). Juz robiłam, pycha ! Szybkiego powrotu do Brzózy, Krysiu !
OdpowiedzUsuńTeż byłyśmy zaskoczone, przypiął się do skórki z boczku jak wygłodzony, bardzo mu smakował, jadł kilkanaście minut, stąd zrobiłam mu całą serię zdjęć ale oczywiście większość nie wyszła bo ręce mi się trzęsą przy zbliżeniach. Ja mrożę bazylię ale może to dobry pomysł z tym pesto.
UsuńJeszcze tylko przywiozą mi łóżko i biurko, jeszcze tylko zmontują i jadę. Dobrej nocy
Uwielbiam styl szwajcarski- alpejski. Drewno, ażurowe zdobienia, od razu na myśl przychodzą mi cudowne zabudowania uzdrowisk i maleńkich miejscowości turystycznych...A w tle oczywiście góry;)
OdpowiedzUsuńGratuluje uchwycenia fauny w taki wyrazisty sposób. Piękne zbliżenia!
Mnie też kojarzą się z uzdrowiskami, wakacjami, wyprawami - a w tle góry wysokie, ośnieżone.
UsuńUdało się tym razem, lepiej niż zazwyczaj.