czwartek, 7 lutego 2019

Pierwsze dni ferii ze Skrzyneckim i Wyspiańskim

Choć los pomieszał troszkę plany, udało się nam być dwa dni w Krakowie. Wczesnym popołudniem, o równej godzinie, powitał nas hejnał z wieży Kościoła Mariackiego, gdy staliśmy przed hostelem, bo ten hostel to Floriańska 5, nazywa się Heynow i mieści się tuż przy Rynku.

Szybkie rozpakowanko i wybraliśmy się na obiad Urara Sushi & Shabu Shabu, też blisko, św Tomasza 19. Zaszaleliśmy sporo, bo po pierwsze niezbyt zdrowy wnusio miał taki smak, po drugie ja nigdy jeszcze nie jadłam posiłku - obiadu po japońsku a po trzecie mieliśmy hojną sponsorkę za co jej bardzo dziękujemy bo to było dla mnie wyzwanie nadzwyczajne i nie do zapomnienia. Ponad dwie godziny smakowania nowych potraw, popijanych, a jakże, sake.

Wracamy do hostelu przez urokliwą starówkę i odpoczywamy z godzinkę porządkując wrażenia.
Już wieczór, wychodzimy na koncert Kolęd i Pastorałek do kultowej Piwnicy pod Baranami. Chociaż mamy blisko, tylko przejść Rynek w poprzek, wychodzimy wcześniej by połazić po wieczornym krakowskim Rynku i posiedzieć w Piwnicy przed koncertem.

Koncert może i banalny ale w takich okolicznościach kultury i tradycji niezwyczajny. Klimaty duszeszczipatielnyje, gdy łzy ciekły po policzkach, przeplatane były żwawymi i ochoczymi, gdy nóżki tupały w takt. Powrót znowu przez Rynek, powoli, po północy.


A nazajutrz maraton po Wyspiańskim. Idziemy do Bazyliki św. Franciszka z Asyżu, bo on cały pełen Wyspiańskiego, oczywiście znowu przez Rynek. I tam najpierw "Jakby się kto pytał - Franciszkańska 3" czyli zdjątko pod oknem papieskim. Potem szukamy wystawy szopek krakowskich ale okazało się, że moje wiadomości sprzed lat nieaktualne i wystawa przeniesiona dość daleko. Więc weszliśmy do Kościoła a tam oczywiście najpierw witraż Wyspiańskiego Bóg Ojciec - Stań się! Dech zapiera Moc. Potem górą po jego witrażach, w tym żywioły : woda i ogień. I wszędzie na ścianach polichromie przedstawiające zwiewne i pełne uroku lilie, maki, bratki, dziewanny, niezapominajki, mlecze, nasturcje, słoneczniki i inne polskie kwiaty i trawy. Taki przyjazny ludziom kościół.
Na koniec szopki już nie Wyspiańskiego, w tym jedna krakowska.

Asia wypatrzyła też inną, związaną z Wyspiańskim atrakcję - Pracownię i Muzeum witrażu. Poszliśmy tam przez planty ulicą Smoleńsk. Zwiedzanie z przewodnikiem w małej, pięcioosobowej grupce, po pracowniach, technikach, metodach, w różnych fazach tworzenia i mozolnego rzemiosła. Wolno było dużo dotykać i mackać. A na końcu niewielka ale imponująca galeria. Dużo by opowiadać ale lepiej tam jechać, zamieszczę trochę zdjęć dla pamięci i zachęty. Też dla pamięci zapisuję zaskoczenie, że witraże nie tylko robi się ze szkła, ołowiu i cyny ale też łączy taśmą miedzianą i maluje farbami zawierającymi szkło i tlenki metali. Jestem zachwycona tym zwiedzaniem, dziękuję Ci córeńko, mam nadzieję, że Maro też sporo zapamięta, mimo męczącej go niedyspozycji. 
Teraz dylemat, czy jechać na wystawę szopek czy iść tuż obok do Muzeum Narodowego na wystawę "Wyspiański nieznany". Przegłosowano - poszliśmy do Wyspiańskiego. A tam niespodziewajka, przy okazji odwiedziliśmy goszczącą tu "Damę z łasiczką " czy gronostajem, dzieła samego Leonarda da Vinci, najważniejszy i najcenniejszy obraz w polskich zbiorach. Sporo zabawy w kuluarach, nawet selfie z Damą, mizianie łasiczki i dotykanie Damy dla niedowidzących. Bo już przy oryginale cicho jak w kościele, tylko zaduma. Zachwytu nie było za wiele. 
Potem zaraz na Wyspiańskiego i to była bardzo dłuuuuuga podróż. Blisko 500 prac - szkice, pastele, obrazy, pierwodruki jego książek, projekty, kartony i szablony do jego witraży. To był tytan pracy, 38 lat żył a tak wiele pozostawił. Był dramaturgiem, poetą, malarzem, grafikiem, projektantem, autorem polichromii i witraży ... Dziwne tak, najpierw zobaczyć jego dzieła np. Boga Ojca u Franciszkanów i Apolla w galerii witrażu i przeżyć olśnienie a potem oglądać szkice i szablony autora czyli bebechy od kuchni. 
A na końcu, ponieważ babcia jeszcze jako tako i wnuk takoż, przeszliśmy już bez aparatów przez Galerie rzemiosła artystycznego i sztuki współczesnej. To naprawdę już koniec moich możliwości na dzisiaj. 
Tyle godzin, tyle kilometrów, tyle wrażeń, tyle emocji, tyle fotografii ...
Żegnaj Krakowie!

21 komentarzy:

  1. i mnie zaparło dech jak to czytałam...piękne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle secesja piękna jest, ja mam do niej słabość.

      Usuń
  2. Piękne, wspaniałe zbiory. Muzeum secesji jest także w Płocku- polecam! Wspaniale, że wycieczka się udała. To jednak cud życia ! A wycieczka w tak wspaniałym towarzystwie, to jeszcze większa radość. Nieprawdaż? P.S. Dzięki za zdjęcia !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udała się nad podziw mimo przeziębienia ale był czas na zwiedzanie, podziwianie, jedzenie i odpoczynek bo to była wyprawa trzypokoleniowa i odpoczynki w tak pięknych okolicznościach ważne były. A zdjęcia bierz ile chcesz. Co z Twoim blogiem Adelinko?

      Usuń
    2. Z moim blogiem? Poszedł w niepamięć - za dużo pracy i życie nam dało tak mocno w kość ( w tamtym roku pożegnaliśmy na zawsze obie nasze Mamy..., ale wracamy do życia i z wielką przyjemnością czytam Twojego bloga- jest wyjątkowy! Mamy plan jak się ociepli pojechać na wystawę Wyspiańskiego. Miłego odpoczynku po tak wspaniałym przeżyciu...

      Usuń
    3. Dwie takie wielkie straty w jednym roku, to rzeczywiście traumatyczne ale przeżywaliście to wspólnie i ze zrozumieniem. Pamiętam Wasz dom i radość z jego budowy i zamieszkania.
      Trzeba sprawdzić, ta wystawa chyba do maja, bo to wystawa czasowa a nie stała.

      Usuń
  3. Jakież niezapomniane chwile i wrażenia, jeszcze trochę atmosfery świątecznej, i i twarzą w twarz z wielkimi artystami' Dama z łasiczką, od razu przypominają mi się tematy związane z Sieniawą, Czartoryskimi, pewnie czas odwiedzić tamte strony; hm! kuchnia japońska ... napisz coś więcej o wrażeniach smakowych, coś zachwyciło? coś odrzuciło? młody Maro, spędzając z Wami czas w takich klimatach, szlifuje na pewno swoje poglądy na życie, jakże inne od priorytetów swojej grupy rówieśniczej, wiele mu zostanie na potem, to świetny chłopak:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjątkowy to był czas, intensywny i pełen wrażeń, mimo nękającego nas przeziębienia. Dama jest teraz w narodowym, przedtem w muzeum Czartoryskich, może dlatego, że Czartoryscy sprzedali ją w 2016 roku skarbowi państwa. Kuchni japońskiej już kiedyś próbowałam ale jako przekąskę, miso czy sushi. Tym razem był to cały obiad. Najlepsze były pierożki sakiewki i jarzyny smażone w tempurze, niezłe sałatki i surówki z warzyw i wodorostów i trzy sosy w których maczało się wszystko a najgorsze paseczki surowych ryb, białych, bladoróżowych i łososiowych. No i jedzenie pałeczkami mi nie wychodzi, dobrze, że miałam łychę od zupy i 10 palców. Marka wiele spraw ciekawi i dobrze, bo i sport i książki i gry komputerowe i planszowe. Ale masz rację Maryś, to świetny chłopak. Myślę, że Wasz Jasiek też jest taki. Serdeczności.

      Usuń
  4. Wnusio taki całkiem już dużutki, już można z nim pogadać o starych Polakach.
    Zazdraszczam mocno tej wystawy Wyspiańskiego. Wyspiańskiego uwielbiam, oczywiście znam i nazywam te wszystkie jego prace. Ale zawsze co innego ogladać reprodukcje, a co innego oryginały. Ten witraz u Franciszkanów jest niesamowity, no i tam sa jeszcze te cudne kwiatowe polichromie. Leonardo mnie też zachwyca, ale anie damą ani Mona Lisą niestety nie. Szkoda, z eja taka mało nadająca się do podrózowania, bo córka by była zachwycoan gdybym przybyła, a ja bym oko mogła nacieszyć Wyspiańskim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już wnuk, nie wnusio ale ja myślę o nim tak i tak. Na wystawę Wyspiański nieznany trafiliśmy przypadkowo z pracowni witrażu bo kościół franciszkański był w planie podstawowym. W witraż Boga Ojca można się wpatrywać godzinami, światło zmienia natężenie barw szkła. A kwietne i łąkowe polichromie wzruszają mnie niezmiennie, taki ten klimat franciszkański. I jest list Wyspiańskiego do Rydla: "Kochany Lucku, imaginuj sobie, ptaszków nie może być w kościele oo Franciszkanów ..."
      Do Krakowa niedaleko, wystawa czynna do maja, zmobilizuj się Iwonko, bo naprawdę warto. Powolutku, jeden dzień Ci wystarczy na Franciszkanów, pracownię witrażu i Narodowe.

      Usuń
  5. Byłam w Krakowie dwa razy i bardzo mi się podobał. I lubię secesję, choć mam gust dość eklektyczny. Wyspiański tymi kolorami, tą gładką, falistą i łagodną linią mnie urzeka. I światło, światło zawsze ma na mnie wpływ :-) Cudna wycieczka. Ja wnuków jeszcze nie mam. Czekam. Ciekawa jestem jakie te dzieciuki będą. Kocham je już :-) Ale synów nie popędzam. Życie płynie.
    Twój wnuk podobny do ciebie :-) Widać szczęście na twojej twarzy. Pozdrawiam i zdrowia życzę mocno :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To cecha secesji te faliste, płynne linie, te pastelowe kolory. I masz rację, światło w witrażach to magia, przenika przez oczy do duszy i tam głaska i łaskocze, aż łzy czasem popłyną.
      Czekanie na wnuki tez jest miłe a jak już są, to przepadłaś na amen, zakochana do końca życia. Ja teraz czekam na prawnuki, tez nie popędzam choć czasu i siły na czekanie coraz mniej.
      Cała jestem radosna gdy przebywam z wnukami i to mi przypomina, jak wnuk, gdy był mały mówił: "Babciu, bez ciebie cały jestem wielkim smutkiem"

      Usuń
  6. Wspaniały miałaś ten krakowski czas. Wszystkim jestem zachwycona - począwszy od jadłą japońskiego, poprzez Piwnicę Pod Baranami, pracownię witraży i galerie obrazów Wyspiańskiego. Same cuda! Kraków w pigułce, także dla mnie, bardzo lubiącej takie klimaty. Dziękuję z całego serca, Krystynko za tę krakowską wędrówkę!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to i Wy moglibyście spróbować, wystarczy tylko jeden dzień na te wszystkie cudeńka no i z 50 zł na wstępy. Japońskie można sobie darować ale koniecznie trzeba pamiętać o kwiatowym kościele Franciszkanów.
      Było cudnie i choć się zarzekam, że już nie w podróży, to nadal mnie nosi. I dobrze.

      Usuń
  7. Zgadzam się z poprzednimi wpisami, Maro to świetny, super chłopak. Oj dziewczyny będą się biły o niego, a te włoski cudowne loczki :) Silny chłopak mimo choroby dał radę BRAVO. A tak Krysiu z ciekawości zapytam jakie książki czyta Maro?, może mojego chrześniaka zachęcę czymś, by poczytał.
    I znów miałaś cool czas z rodzinką najbliższą, najmilszą :)
    Pozdrawiam Was serdecznie.

    Agnieszka Łódź

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w całości, to świetny chłopak i to dobrze ale za ładny
      Czyta co popadnie, kiedyś cykl Dziedzictwo Paoliniego i Sagę Tolkiena, oczywiście wcześniej 7 części Harry Pottera, teraz Wiedźmina i książki Sapkowskiego czyli tak ogólnie fantastykę.
      Piękny, szczęsny czas to był, pozdrawiam Agnieszko

      Usuń
  8. Dobrze spędzony czas z rodziną, nasączona pięknem 'dzieł rąk ludzkich', możesz spokojnie czekać wiosny:-) Znając Ciebie...pewnie nie posiedzisz i znów zorganizujesz jakiś wypad. Życzę dobrej energii na dalsze 'wyprawy'. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam spokojnie i bez niecierpliwości, bo lubię zimę. Właściwie to ja nie organizuję wypadów, tak jakoś one mnie znajdują i kuszą, ja po prostu tylko się im nie opieram.
      Dziękuję Daglezjo!

      Usuń
  9. Znowu pięknie, a ja marudzę, bo nie mogę dokładniej obejrzeć zdjęć. Może coś przy opcji wstawiania jest?
    Mój synek jest wielbicielem sushi i innych takich i radzi sobie z pałeczkami coraz lepiej. Ja też sobie ćwiczę. Na przykład kroję kurze piersi w kostkę i takie smażę. To można sobie potrenować jedzenie pałeczkami.:)))
    Wyspiańskiego bardzo lubię, zwłaszcza kwiaty.:)
    Podobny witraż z Matką Boską Ostrobramską zrobił mój dziadek na grób mojej babci.
    Jak będzie cieplej, to chcemy dzieci zabrać do Krakowa. No kiedyś w końcu musi się udać.:)))
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażko, próbowałam na różne sposoby, pisałam trzykrotnie do administratora i nic. Jedyne co mi się udało, to teraz można powiększyć jedno zdjęcie i wrócić do posta strzałką " przejdź do poprzedniej strony".
      Moje dzieci i wnuki operują pałeczkami jak rasowi Japończycy, tylko ja mam problemy ale mnie to nie przeszkadza, moja przygoda z japońskim jedzeniem raczej jednorazowa.
      Ten witraż cudny i taki inny, kolory soczyste i wyraźne, to na pewno nie Wyspiański.
      Do Krakowa zawsze warto,o każdej porze roku. Życzę by się udało.

      Usuń
  10. Oj Krysiu ,Ty podróżniczko ☺ Ile w Tobie siły jest♥Ja już na dalekie wyprawy, nie jestem zdolna.Ogólnie tylko blisko,żeby w razie czegoś mogła szybko wracać do domku.☺☺Ale widzę ,że fajnie spędziliście czas.I bardzo ciekawe miejsca .My chodzimy czasami do Tajlandzkiej knajpki..oczywiście szwedzki stół ,ale jedzenie i piwko wyborne.Szczególnie te przyprawy mnie zaskakują w smaku i wszelakie dania .Mąż uwielbia owoce morza ,ja nie...Pozdrawiam Krysiu.

    OdpowiedzUsuń