Czekam za zimę i śnieg w mieszkaniu, wśród świątecznych dekoracji i smaku mojego nowego zachwycenia - szpinaku.
Kilka lat temu to był seler. Surowy i gotowany, bulwa i nać. Lubiłam jego smak i zapach (bo wtedy jeszcze miałam węch).
Potem por. Dodawałam go do wszystkiego, przeszklony na masełku.
A ostatnio szpinak. Zaczęło się dawno temu od nadzienia do naleśników, tzw naleśniki zielone. Baza to podsmażony na masełku czosnek, dużo czosnku, na to szpinak najczęściej mrożony, wszystko razem lekko podsmażone. Potem można dodać ziarna wszelakie, słonecznik, dynię, migdały, sezam .... Czasem podbijam to śmietaną i jest sos do ryżu, makaronu, kurczaka, ryby .....
I leczę oko, rutinoscorbinem i kroplami. Trzeba czegoś więcej niż jednorazowy incydent bym poszła do lekarza.
Czekam na zimę i śnieg w chatcie na skraju.
Przez pięć dni w mgle i wietrze, w odległym słońcu które nie muska działki o tej porze roku, choć kątem wkrada się do izby.
Czekam siedząc i marząc ale nie marznąc przy kominku, pisząc przy kuchennym oknie i chłodnym szampanie, leżąc i dumając z widokiem na ozdoby karnawałowe i ulubione detale.
Czekam w jesiennej i wiosennej zieleni chociaż święci się Trzech Magów. Rankiem, idąc do bramki, kątem oka zauważam kilka sylwetek saren czy jeleni, tuż obok drogi. Niestety one też mnie zauważyły i oddaliły się wgłąb lasku. Majestatycznie i niespiesznie ale nie na tyle, bym zdążyła chociaż do drzwi, nie mówiąc o wzięciu aparatu. Czy to były te same, co w tamtym roku?
Czym je przywabić? Mam chleb, cukinie, ziemniaki i to układam obok miejsca gdzie się pokazały. A potem idę do sklepu przez lasek a tam dziko zryte. A więc nie tylko łagodne i płochliwe sarenki podchodzą pod chattę ale i te dzikie i złe, z ostrymi kłami.
Zostać czy wracać - biję się rano z myślami. Mży i dym ściele się nisko ale niebo obiecująco szaro błękitne. Wychodzę na taras i słyszę nietypowy szum, na tyle intrygujący, że tak jak stoję, w piżamie i kapciuszkach, idę poszukać źródła i powodu. Czyżby bobry w ciągu wieczora i nocy, zbudowały tamę tuż za zakrętem? To jednak nie bobry, tylko sobotnia kawalerka zabawiała się głupio, odkręcając zawór od hydrantu. Nie wiem czy to groźne, czekam z godzinę aż ktoś się zorientuje, że woda wypływa, mają chyba jakieś pomiary i obserwacje. I choć sobie obiecywałam, że nie będę reagować bo stąd tylko kłopoty, dzwonię na 112 i zgłaszam awarię bo woda to życie i nie może się tak marnować. Po godzinie przyjeżdżają, zakręcają a ja jakoś nie mogę się zebrać do pakowania i zostaję do jutra.
Wreszcie czekam w posiwiałym od mrozu ostatnim dniu, gdy już pozmywane i spakowane a tu siurpryza, autka nie da się otworzyć, drzwi przymarznięte a odmrażacz w środku. Ale jakoś wreszcie z przygodami wróciłam, choć jak się okazało nie tak całkiem jakbym chciała.
Znowu czekam na śnieg w mieszkaniu. Planuj tu, niemłody człowieku, jakiś wyjazd rankiem, dla przyjemności albo dla interesu a zaraz się wydarzy nieprzespana noc albo jakaś niewielka ale ważna niedyspozycja. Kładziesz się wcześnie ale sen nie nadchodzi. Kręcisz się, przewracasz z boku na bok, wstajesz, coś pijesz, kładziesz się. Wspominasz poprzednią nieprzespaną noc w chatcie, gdy najpierw co dwie godziny a potem już co kwadrans zrywał Cię z łóżka sygnał czujki czadu. Otwierałaś okno, sprawdzałaś palenisko i kratkę wentylacyjną, przeszorowałaś ruszt, wyrzucałaś popiół, otwierałaś drzwi do przedsionka - wszystko jak zawsze a czujka się drze! Dopiero rano się okazało, że tak się zachowuje czujka gdy bateria słabnie, co nie powinno dziwić po czterech latach. Ale dziwiło i zaskoczyło. Wiercisz się, wstajesz, coś czytasz, coś oglądasz, kładziesz się, obracasz z boku na bok, wstajesz na siusiu, już świta, kładziesz się i ..... wstajesz w południe. Przymulona odrobię uderzasz się w obolały i zasiniony palec prawej nogi (chociaż od miesiąca bierzesz Rutinoscorbin). To drugi, podobny incydent ale przedtem oko, teraz paluch - narazie to się nie kwalifikuje do lekarza. Ale trzeba się obserwować czujnie. Na małe, pilne zakupy idziesz w kapciach, do miasta już tak się nie da.
Ale czekanie na śnieg, w mieszkaniu, to sama radość. Kawka, herbatka, mleczko, książka, laptop... Nawet w TV wypatrzyłam sympatyczny projekt o małych domkach, tym razem na Hawajach. 30 do 50 m kw luksusu w środku a na zewnątrz tarasy i werandy z kuchnią, grillem, jakuzzi, basenem, siedziskami. Przysypiam i śnią mi się poranki i wieczory na moim siermiężnym tarasie. Nie potrzeba mi luksusu tylko 20 stopni i zielono dookoła lub minus 5 stopni i biało dookoła.
Z tego co pamietam to mialas snieg kiedy bylas w chatcie i rok temu i 2 lata temu, chyba spadl na Nowy Rok, chyba szampana pilas jak zaczelo sniezyc, cieszylas sie.
OdpowiedzUsuńU mnie lato, na szczescie nie meczy w tym roku w stanie Victoria, byl jeden dzien 41C ale na drugi dzien juz bylo 24C, dzisiaj tak jak lubie 21, lubie okna otwarte, cisza na mojej uliczce, tylko ptaki slysze.
Dobrze pamiętasz Teresko i jak dotąd zawsze się doczekam i jest powód do radości bo świat w śniegu bieluśkim wygląda bajecznie.
Usuń21 stopni to moja ulubiona temperatura, okna otwarte, leciutki wietrzyk, śpiew ptaków. Byle tylko zdrowie dopisało i tego Ci życzę najserdeczniej.
Też czekam na śnieg,grzejąc sie przy kominku i popijając aroniową nalewkę, dumam nad życiem. I choć od kilku dni mam gaz, to jednak ciągnie mnie do ognia. A czad miałam przez te wszystkie lata, wkradał się do salonu przez kominek od pieca c.o. Co chwila wietrzylam. Teraz mam spokój.
OdpowiedzUsuńOj, jak bardzo marzy mi się śnieżna zima, zawsze w styczniu była, a teraz ani widu ani słychu!
Ściskam Krystynko cieplutko.
U Ciebie Amelio, na północy, masz większe szanse na śnieg a czekanie przy kominku i aroniowej nalewce mniej się chyba dłuży. Ja też mam alternatywne ogrzewanie prądem ale to ani urokliwe ani tanie i używam go tylko w razie nagłej niedyspozycji. Czad w izbie niebezpieczny bo tam zimą spędzam całe dnie i noce a ponieważ on bezwonny strach się kłaść spać z niesprawnym czujnikiem.
UsuńDoczekamy się Amelio!!!
Zaczytałam się , zadumałam ... Jesteś bardzo pogodną osobą z dużym dystansem do świata. Tak ciepło opisujesz swoje dnie w chatcie. Tyle w tych opisach zwykłych chwil. Tyle pogody, radości życia, tyle małych pragnień. Chatta jest Twoim azylem, Twoją równoległą płaszczyzną życiową, odskocznią od miasta. Rzadko kiedy tak bliski kontakt z przyrodą zachwyca ludzi bardzo młodych. Do tego trzeba dorosnąć, dojrzeć. Łapię się na tym, że w mojej chacie jest mi tak dobrze, że i wakacyjne plany wyjazdu spycham poza margines myśli. I to jest cudne. I westchnęłam, gdy napisałaś o sarenkach. Przez parę lat obserwowałam małe stadko saren obok na łące. Wykupiono działkę na ich ścieżce, ogrodzono i przestały przychodzić aby paść się na łące... Pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńTyle miłych słów Bożenko, dziękuję Ci serdecznie. Lubię codzienność i zwyczajność i to aż dziwne, że mi się zdarza tyle przygód, nie zawsze miłych. Ale narzekanie nic nie daje, jak Pollyanna szukam pozytywów. I masz rację, że z wiekiem ciągnie nas do Natury jak wilka do lasu, bo już rozrywki współczesności nęcą nas coraz mniej. I już tak nie marzę o dalekich podróżach, bo i zdrowie coraz słabsze i chatta spełnia moje potrzeby odmiany i podróży.
UsuńRzadko je widuję, chyba nie spodziewają się pożywienia w domkach letniskowych, czasem w całym obszarze jestem sama. A jak już je zobaczę rzadko mam aparat by uchwycić te chwile. Cóż, człowiek zagarnia ziemię dla siebie i spycha zwierzęta w głąb. Czynić sobie ziemię poddaną to nie dominować i eksploatować tylko się opiekować i być odpowiedzialnym. Ale to niełatwe.
Serdeczności.
Ten czas jest teraz taki nijaki, niezdecydowany. Jakby w zawieszeniu. Też wolę albo ciepło i zielono, albo konkretną zimę. Tylko mróz koniecznie ze śniegiem, bo roślin szkoda.
OdpowiedzUsuńAle mróz też jest potrzebny. Chociaż nadzieja na wyduszenie różnych choróbsk roślinnych coraz mniejsza. Jak byliśmy w ubiegłym roku w lesie, to trudno było znaleźć krzew lub drzewo, które by miało zdrowe liście. Wszędzie jakieś plamy. Ludzie walczą z tym chemią, a las? Nie wszędzie można użyć chemii.
Ciekawe, jak będzie dalej.
Ciepło na Twoich zdjęciach.:) Zielono, niebiesko, szronowo i kolorowo.:)))
Serdeczności:)
Oj Grażko, weźmiemy co dadzą, a boż mamy jakiś wybór? Ale mróz by się przydał bo i choroby wymraża i szkodniki i meszki i komary. Taki świat, że bez chemii narazie ani rusz ale już widać tendencję do zdrowej żywności, ekologii, naturalnych technologii więc może idzie ku lepszemu.
UsuńJak w życiu tak i na zdjęciach chociaż wzrok już nie ten.
Pozdrawiam
Zapowiadają opady śniegu w tym tygodniu, wiec sie doczekasz Krystynko. A u nas wciaz resztki śniegu leżą od nie wiadomo kiedy. A na dole w miasteczku całkiem szaro. Ot, co znaczy róznica wysokosci!
OdpowiedzUsuńBardzo smakowicie o tym szpinaku napisałaś! Od razu mi sie zachciało!:-))
Dbaj o siebie, kochana. Witamina A i D3, Luteina, okłady z mocnej hebraty też na oczy dobre...
Ściskam Cię serdecznie!:-)***
Oby Olu, bo już bardzo mi się cni za nim a i jak pisze Grażka, konieczny dla Natury i śnieg i mróz. I zarazki ludzkie wymrozi i grypę przegna. Tutaj śniegu ani ani, jak to w miasteczku.
UsuńJem szpinaku dużo, na zapas bo wiem, że kiedyś mi przejdzie a podobno zdrowy jak wszystko co zielone. Dbam o zdrowie bo dzieci i wnuki daleko a i siostrzyczce jestem teraz potrzebna bardziej. Odpoczywam dużo, łykam jakieś suplementy i czekam by styczeń się skończył bo on dla mnie niezbyt szczęśliwy zdrowotnie.
Pozdrowienia ciepłe przesyłam i za bajanie dziękuję.
I spadł ten wyczekany przez Ciebie śnieżek!i na dodatek słonko świeci, że hej!Piekniej sie od razu na świecie zrobiło. Jaśniej, czyściej i radośniej. Chociaz oczywiscie są minusy tego śnieżku wespół z mrozem i lodem. Juz autobus szkolny nie dał rady dzisiaj po dzieci z naszej okolicy dojechać. Ślizgawica na drodze pieruńsko!Trzeba uważać! W zwiazku z tym do miasteczka się na pewno dzisiaj nie wybierzemy. Mam nadzieję, że odśnieżą i posypia czymś drogę, bo w przyszłym tygodniu mamy umówioną wizytę u lekarza w Przemyślu.
UsuńSerdecznosci Ci zasyłam z naszej górki i życzenia dobrego dzionka!:-))
U nas śnieg później, dopiero po dwudziestym stycznia ale nie utrzymał się długo bo nie było mrozu. I raczej mokro i błoto pośniegowe niż ślizgawica. Mam nadzieję, że wizyta tylko kurtuazyjna i "zdrowie w cale".
UsuńPozdrawiam słonecznie.
Koło czwartku ma popadać śnieg, jak prognozują; u nas z lekka biało, ale dla mnie śnieg to z kolei niemożność zjazdu w dół, a raczej strach wielki:-) jadłam ostatnio roladę ze szpinaku, z białym słonym przełożeniem i plastrami łososia; dobre to było, jak na moje kubki smakowe, które jeszcze nie zaznały szpinaku:-) odbudują Ci kładkę przez Tarlakę? tropikalne luksusy nie dla nas, jeśli śnią mi się jakoweś, to rumuńskie góry:-) ledwo wygrzebujemy się z grypy, mąż ostatni zachorował, już mam nadzieję na prostą; zdrowia życzę i pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNo tak Marysiu, ja niby tęsknię za śniegiem i mrozikiem ale wtedy kłopoty z autkiem, kłódką, bramą i furtką więc i chciałabym i boję się. Szpinak dobry jest z serami ale z rybą jeszcze nie próbowałam. Nie wiem czy odbudują kładkę bo ona nie była gminna ale postawiona amatorsko, bez pozwoleń ale będziemy się upominać. Góry w zasięgu możliwości a Hawaje nierealne senne widziadło, chociaż to morze, ten piasek i to niebo to jednak senne marzenie, zwłaszcza jak się śni szarą zimą. Najgorzej jak zalegnie cała rodzina to się wtedy przedłuża chorowanie ale już się kończy i to cieszy. Pozdrawiam i życzę zdrowia.
UsuńGdy tak szaro buro i mgliście to naprawdę człowiekowi nie chce się wyjść z domu.Chociaż w Twojej chatce nawet w taki dzień warto wyjść i pooglądać tą szarość,jakże ona inna w takiej leśnej przestrzeni niż w mieście.U nas ,dzisiaj piękne słońce i mrożna noc,więc coś zaczyna się zmieniać ,a śnieg też zapowiadają...
OdpowiedzUsuńOstatnio nie wychodzę, lekko się kuruję, troszkę leniuchuję - a co, mogę sobie na to pozwolić. Co innego w chatcie, tam samo palenie w piecu i gotowanie to praca na cały etat bo drewno trzeba przynieść i wodę. Gotować na piecyku, zmywać w miednicy .... i człowiek na chodzie i spacerować się chce. Może za niedługo i słońce u nas będzie i śnieg. Pozdrawiam
UsuńMam nadzieję, że się doczekałaś, u mnie już napadało, zasypało na biało.
OdpowiedzUsuńA szpinak... również bardzo lubię, w każdej postaci, a najbardziej taki z patelni, przesmażony na maśle, z czosnkiem i do tego grzanki, bagietki zapiekane z serem, pychota!
Doczekałam się ale na krótko.
UsuńTak nie próbowałam na grzance z serem ale spróbuję, wszelkie wariacje ze szpinakiem mile widziane.