piątek, 1 września 2017

Pracowity czas Dżeja na skraju

To już koniec prac porządkowych, ręcznych i inwestycji w tym roku, na skraju, tym razem znowu bardziej czasochłonne i pracochłonne niż wymagające finansowo. Przyjechał pierworodny wnuk, ' na ile chcesz babciu' ale szybko się okazało, że zapomniał o wcześniejszych zobowiązaniach i przyjechał właściwie na dzień. Nic to, będzie okazja zaprosić go znowu do pomocy. Ale za to nie ociągał się z rozpoczęciem prac, tylko od razu po przyjeździe zabrał się do roboty. Po drodze pojechaliśmy do Castoramy i 'wybraliśmy' zaprawę i farbę. 'Wybraliśmy' dla farby nie pasuje, bo był każdy kolor pod warunkiem, że szary. Była wprawdzie jedna puszka jasno szarego ale nam potrzebne dwie więc został nam tylko szary. Uwaga, nie ma co iść do Castoramy w Rzeszowie bo wzięliśmy dwie ostatnie puszki. Na skraju powynosiliśmy wszystko ( a nie jest tego mało) na drewnianą część tarasu, pozamiataliśmy, poodkurzaliśmy i zaczęło się szpachlowanie podziurkowanej i powybijanej, starej, cementowej podłogi. To już tylko wnuk, bo to robota w pozycjach dla mnie już niedostępnych. Zeszło do ciemna, nawet włączyliśmy przenośną lampę bo Dżej jest dokładny i chciał widzieć nierówności, które mi nie przeszkadzały ale powiada, jak robić to dobrze!

Właściwie to byłoby tyle na dziś ale zostało jeszcze sporo zaprawy i umyśliliśmy, że zaszpachluje się też wżery i dziury na schodach, choć w moich planach tego nie było. Pozamiatałam, odkurzyłam i wnusio pracowicie i starannie pozaprawiał i zaszpachlował dwa pierwsze od góry schodki, bo reszta ma być szorstka, bym się nie ślizgała w mokrych stopach i butach.
Zaprawa szybko wysychała i bielała ale w większych ubytkach wsiąkała i kurczyła się tworząc dołeczki. Mnie by to nie przeszkadzało, wnukowi jednak tak. Więc znowu od początku tarasu szpachlował i wyrównywał te większe zagłębienia.

Uff, tym razem już naprawdę mógłby być fajerant ale znowu zostało jeszcze zaprawy i umyśliliśmy ( tym razem właściwie ja), że zrobi się jeszcze ten kawałek w letniej kuchni, gdzie zawsze, gdy fachowcy, którym też zawsze zostawało, pytali: gdzie to Pani wrzucić? a ja mówiłam: to może pod stołem, pod zmywakiem, pod pojemnikiem na deszczówkę .... i tam jest nierówno, po każdym fachowcu pacyna betonu albo zaprawy. Na codzień mi to nie przeszkadzało, ja w ogóle jestem miłośniczką prowizorki ale jak już jest okazja bo i wnuk nie jest niechętny i zaprawa .... Tym razem trzeba było powystawiać na trawę rozklekotany stół, stary i wielki metalowy zmywak i wszystkie klamoty i przydasie ( ile też tego się nazbierało, się, bo chyba nie ja), znowu pozamiatać, odkurzyć. Tu też pozycje dla mnie już nieosiągalne a zresztą prawie już przysypiałam na fotelu. Ciemną nocą, przy rozgwieżdżonym niebie i wąskim księżycu wreszcie skończyliśmy.

Obeszłam jeszcze chattę po gospodarsku, cała rozświetlona (bardziej chatta niż ja). Pogasiłam światła na zewnątrz, umyłam szpachelki i wiadro i wreszcie ogłosiliśmy koniec pracy na dziś.

 Nazajutrz wstałam wcześnie, słońce raz prześwieca a raz chowa się za las. Wypiłam poranną kawkę w kubasku Przyjaciółki z motylami ( i pożałowałam, że jej tak dawno tutaj nie było ale taka karma). Potem pojadłam malin i pomidorków prosto z krzaka ( ile ich jeszcze czeka do dojrzenia) i z aparatem obeszłam włości. Po powrocie tosty z szynką i serem, pożywne śniadanie przed całodzienną pracą.

Po śniadaniu mycie ścian tarasu i listewkowanie góry. Zeszło prawie do obiadu na który, ze względu na brak warunków do przyrządzenia planowanych naleśników meksykańskich, była pizza Mafia. Nie daliśmy rady całej.

Po króciutkiej poobiedniej przerwie wreszcie malowanie posadzki szarą farbą do betonu. Wychodzi nadspodziewanie dobrze, szary ma odcień czasem błękitu, czasem lilaka, jest jasno i czysto. Pierwszą warstwę Dżej maluje pędzlem, starannie wciera, maluje dodatkowo wszerz i wzdłuż ... choć taras nieduży schodzi dwie godziny i prawie litr farby. Potem krótka przerwa bo farba szybko wysycha i drugą warstwę maluje wałkiem. Tym razem idzie piorunem, ledwo zdążamy się ewakuować do chatty, bo taras zamalowany do drzwi.

Mamy trzy godziny do odjazdu, musi wyschnąć choć teraz może to trwać dłużej bo już nocny chłód. Ja idę na drzemkę, Dżej do kąpieli i nie wiadomo kiedy już północ i czas się zbierać do wyjazdu bo autobus z miasta wojewódzkiego wyjeżdża o 1.30. Dlatego nie ma zdjęć efektu końcowego ale jest cudnie, warto było!!! Dziękuję Ci wnuczku!!!

A jak wnusio pokazał, że potrafi i to bardzo dobrze, następnym razem czas na malowanie posadzki w garażu.

14 komentarzy:

  1. A ta szara farba to zwykła, olejna czy jakaś specjalna do betonu? Pytam, bo rzeczywiście pieknie wygląda na podłodze. Ciekawa jestem, czy będzie trwała. Jesli tak, to pomysł - bomba!
    Masz świetnego wnuka. Chyba niewiele babć ma se swoich wnucząt taką pociechę.
    Twoje pomidorki mnie zachwycają, Krystynko! Takie dorodne! Od razu nabrałam apetytu, choć o poranku zazwyczaj go nie mam. Chyba zrobie sobie pomidorków z czosneczkiem i olejem konopnym!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalna do betonu Olu ale farb specjalnych jest dużo, nam zależało na szybkoschnącej więc wybraliśmy akrylowo silikonową. Nie jest tania ale ja mam tylko około 8 m kw. tarasu betonowego i skusił mnie 'aspekt satyna' cokolwiek to znaczy. Jest też minus, a jakże, na tej szarej satynie widać każdą trawkę, listek, okruszek ale nauczymy się tego nie zauważać.
      Wnuki mam cudne, bo i przystojne i mądre i pracowite i kochane. Wszystkie wnuki kochane ale moje najmojsze. Pomidorki w tym roku zaiste w obfitości i urodzie i smaku naj ... Robię je na wiele sposobów ale najlepiej lubię prosto z krzaczka i do buzi, niemyte i niewycierane, często rano jeszcze z rosą.

      Usuń
    2. Tak, czy siak farba wygląda pięknie. Tak jakos szlachetnie!:-) Pomidorki też uwielbiam prosto z krzaka. Ostatnio przypadły mi do gustu koktajlowe. Ale z dojrzewaniem pomidorków teraz kiepsko od kiedy pogoda sie popsuła. Może chociaż grzybki sie pojawią...?

      Usuń
    3. Zaiste wygląda ładnie, mam nadzieję, że będzie trwała i za rok też będzie wyglądać szlachetnie. Koktajlowe są fajne, takie na raz do buzi, bo tymi większymi to się przy nadgryzaniu pochlapię czasem jak dziecko a niełatwo to zaprać. Czekam na grzybki ale bez napinki, co ma być to będzie! Serdeczności wrzosowe Olu.

      Usuń
  2. I znowu tak pracowicie spedzacie czas, taki wnuk to marzenie niejednej babci, chlopak jak nalezy. Domek coraz piekniejszy, ogrod tez, podziwiam pomidory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już przedostatni pracowity czas Teresko, przyjdą chłody, mgły, deszcze, cisza i spokój - wtedy fotel, książka, kubas gorącego, miseczka zupy i ... odpoczynek na coraz piękniejszym tarasie. Pomidory smaczne bo niesypane niczym i piękne, choć niesypane niczym. Wyjątkowe w tym roku dlatego tak często je focę, będzie pamiątka gdy nie obrodzą.

      Usuń
  3. Witaj Krysiu. Pięknie sobie radzisz w tej zacnej chacie .Wnuczek naprawdę jest zdolny.Dobrze ,że chce pomagać ::)))Krysiu skasowałam bloga ,ale jestem na tym "pleciuszkowym"przestałam pisać o mojej zagrodzie,bo już nie miałam co::)) Dlatego w chwilach wolnych od pracy sobie coś skrobnę w innej wersji.Pozdrawiam cieplutko -danka-skandanita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Danko, radzę sobie jak mogę, na szczęście wnuki, dzieci i sąsiedzi pomagają gdy trzeba albo gdy poproszę.
      Szkoda, że przestałaś pisać o zagrodzie, mnie się tam nigdy nie zdarzyło nudzić, tyle się działo pięknie i smacznie. Zaraz zaglądnę do Ciebie nowej.

      Usuń
  4. Doprawdy.jestem pełna podziwu ... napracował się Dżej tyle i pojechał w środku nocy autobusem, kogo na to stać w dzisiejszych czasach? a tak w ogóle to na słowo "remont" w jakimkolwiek kontekście dostaję wysypki ... bo wiesz, Krystynko, my całe życie albo remontujemy, albo budujemy ... w dowolnej konfiguracji, już bym chciała spokoju:-) u nas tez pomidory obrodziły w tym roku, gdyby była sprzyjająca pogoda, to pewnie do grudnia pozwoliłyby się zbierać:-) grzybów "niet", po odwiedzinach babci w Radawie pojechaliśmy w lasy, nic, pusto; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też go podziwiam, chociaż po prawdzie to się zgapił z tym wcześniejszym zobowiązaniem, do mnie mógł przyjechać po i robić spokojnie i powoli. Ale dobrze się stało, praca wykonana i to najważniejsze. Oj tak, remont to zamieszanie, niepokój, zdenerwowanie i to wszystko na własne życzenie i za własne pieniądze.
      Pomidorki piękne, teraz z niecierpliwością czekam na grzybki ale wiem, że u nas to dopiero po połowie września. Pozdrawiam wrzosowo.

      Usuń
  5. Fajnie takbywać u Ciebie i patrzeć jaktam w domku wszystko pięknieje i jak smacznie wygląda:):): Sciskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci tu miło, pamiętam - uśmiech!!!

      Usuń
  6. Jak zwykle smakowicie i pracowicie.:)))
    Ćma też ładna.:)))
    U nas tylko pomidorki mini, ale też pyszne, choć teraz zimno i wolno dojrzewają.
    Na tym tarasie masz bardzo dużo różnych pasków i bluzka wnuczka "wpisała" się tematycznie.:)))
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki czas Grażko! Ciem było dużo ale czasu nie było by je focić.
      Wnuczki w ogóle wpisują się w chattę i schronisko, przecież to wszystko jest też ich :-)
      Pozdrawiam wrzosowo i pomidorowo

      Usuń