środa, 5 sierpnia 2015

Po latach znowu w Budapeszcie

Nawigacja wodziła nas po Budapeszcie tak, że zanim trafiliśmy na nocleg zrobił się wieczór. Ale za to zwiedziliśmy miasto niechcący i nienaumyślnie. To pierwsza duża zmiana, przed  czterdziestu laty szukało się z papierową mapą i takimż planem. Po przejściowych kłopotach z zakwaterowaniem (dawniej nie było rezerwacji przez internet) i opłukaniu się, poszliśmy a właściwie pojechaliśmy metrem pod parlament. Po wyjściu z przebogatej stacji metra zachwyt i niedowierzanie. Dużo skromniej było kiedyś. Widok zapiera dech w piersiach. Nad potężną, koronkową bryłą rozświetlonego na złoto gmachu, krąży rój wyzłoconych  światłem ptaków. Zastanawiamy się czy to żywe ptaki czy hologram. Zdania są podzielone.

Wałęsamy się niespiesznie po bulwarze nad Dunajem i choć prawie północ, z nami pełno ludzi. Fotografują, siedzą na murkach i pomnikach, leżą na podestach i ławkach. Jaśnieją sylwetki zamku, baszty rybackiej, kościoła św Macieja, mostów i statków. Noc parna, pełny luz, beztroskie chwile.

Rano akceptujemy plan, który ukochana córcia zrobiła nocą, by w jeden dzień posmakować miasta nie męcząc się bardzo w upalny dzień, biorąc pod uwagę zainteresowania nastolatka i kondycję Babci. Na dobry początek, rano gdy jeszcze chłodniej, rejon góry Gellerta i Cytadeli. A więc mozolne ( ja) i kozicowe (wnuk) wspinanie się na Górę, po drodze zachwycając się secesyjną bryłą hotelu Gellerta i kościołem wykutym w skale z polską kaplicą. No i oczywiście co przystanek to coraz rozleglejszy widok na Budapeszt. Wreszcie pomnik wolności, przy którym obowiązkowy wypoczynek i sesja fotograficzna.

 Po wyczerpującej (mnie) wycieczce, jedziemy znowu metrem, do parku miejskiego, bo tu na mapce duuużo wody. Rozczarowanie. Taki wielki akwen i ani jednej osoby choćby moczącej palec a jest południe, upał 37 stopni. Albo zabronione albo woda niezbyt ... Nie rozwiązawszy zagadki idziemy szukać eklektycznego zamku Vajdahunyad. I oto, nawet niedaleko, jest On. Pamiętam go inaczej, we wspomnieniach to dużo zamków na wysokich skałach. Ale nadal robi ogromne wrażenie. Ze względu na brak czasu, nawet nie pytamy, czy wchodzi się do wnętrz, obejście zamków dookoła fosy zajmuje ponad godzinę.

Teraz na Plac Bohaterów z górującym na kolumnie archaniołem Gabrielem. Tym razem jestem pozytywnie zaskoczona, bo pamiętam go jako wielgachny plac przy ruchliwej ulicy. I choć nadal jest rozległy i ulica ruchliwa to zauważam urok i  detale. I ten wózek z piwoszami napędzany siłą nóg.

Nadal upał więc zmęczeni wracamy do mieszkanka na prysznic. Jeszcze w planach rejs po Dunaju i zwiedzanie centrum Pesztu. Zastanawiamy się nad kolejnością ale ze względu na upał wybieramy najpierw rejs. I dobrze, bo trafiamy na taki, który nas wywozi poza city i okazuje się być ostatnim kursem. Więc inne oblicze Budapesztu, równie urokliwe, w grzejącym jeszcze mocno, choć już zachodzacym słońcu.

Na starówkę jedziemy już o zmierzchu, oczywiście metrem, które mamy już dobrze obcykane. Spacerujemy po turystycznym szlaku szukajac knajpki z lokalnym jedzeniem. Wreszcie trafiamy na nasz gust i smak i jemy kolację czyli rosół, zupę gulaszową i mięso w grzybowym sosie z galuszkami. I te galuszki okazują się hitem, wszystkim smakują i postanawiamy robić je w domu. Jeszcze wino i sok i powoli wracamy przez rozświetlony Budapeszt. Znowu północ.

Rano pakowanie i wyjazd do Chorwacji. Ale w południe jeszcze postój nad Balatonem, dwie godziny na kąpiel, obiad i odpoczynek.

17 komentarzy:

  1. Hmm... Przypomniałaś mi, że ja też kiedyś tam byłam. Daaaaawno. A nad Balatonem nocowaliśmy na parkingu, pod gołym niebem, na łóżkach turystycznych. :)))
    Te galuszki, to co to jest?
    Piękna wycieczka. :)
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam podobnie siermiężne wspomnienia z tamtych lat, z Budapesztu i Balatonu ale było fajnie inaczej.
      Galuszki to kluseczki ręcznie skubane i turlane lub formowane łyżeczką.
      Pozdrawiam i dziękuję serdecznie za karteczkę. To miły zwyczaj :-)

      Usuń
  2. Ja też mam sentyment do tego miasta
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak całe nasze pokolenie. Ależ to były czasy !!!

      Usuń
  3. Oj, wieki całe temu byłam na kilka dni w Budapeszcie (z okazji Europejskiego Spotkania Młodych). Pamiętam zachwyt nad parlamentem - miałam okazję zwiedzić również wnętrza. Reszty nie pamiętam - pewnie za bardzo w biegu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dawno kiedyś bywałam tam ze trzy razy na dłużej a teraz tylko jeden dzień. Ale było warto !

      Usuń
  4. Piszesz po latach ??? , a ja się zastanawiam ile u mnie minęło ? jakoś tak nie po drodze ostatnio było. Bardziej niż zabytki utkwiła mi w pamięci kuchnia węgierska. Pozdrawiam Lilka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Lilko! Kiedyś tam się jechało bo reszta świata była za żelazną kurtyną. Teraz z wyboru, bo po drodze do Chorwacji. Jedzenie dobre ale już tak nie zachwyca jak dawniej.

      Usuń
  5. Nigdy nie byłam w Budapeszcie. Miałam tylko stamtąd kolezanke w Australii. Miała bardzo mieszane uczucia co do swojego rodzinnego miasta. No cóz. tak to zwykle jest, gdy zna sie cos od podszewki. Ale na Twoich zdjeciach i w opowieściach to miasto-cud. I niech tak zostanie. Turysta przyjezdża po piekno a nie po malkontenctwo i szukanie dziury w całym.
    Przed Toba kolejna, wspaniała wycieczka. Ależ masz przygód i przezyc!
    Pozdrawiamy Cię serdecznie z upalnego przysiółka!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawno temu, gdy świat nie stał dla nas otworem, ten Budapeszt był jak objawienie, jak kraj mlekiem i miodem a właściwie winem płynący. Ale teraz, gdy już dużo widziałam, też mi się podoba, choć już bez takiego zachwycenia.
      Intensywny mam ten letni czas, to prawda.
      Przesyłam serdeczności upalne już z podkarpacia

      Usuń
  6. Tak mi się jeszcze skojarzyło: czy to były ptaki, czy... nietoperze? :)
    Serdeczności upalne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ptaki Grażko, podobno na pewno żywe, tak piszą w internecie.

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Mnie też, opowiadałam Dzieckom o naszym Balatonie. Uściski kochana.

      Usuń
  8. Dzięki za przypomnienie, było się kiedyś i też mam fajne wspomnienia i sentyment do Budapesztu. Serdecznie pozdrawiam, wracam po krotkiej przerwie ne twe łono Droga :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też sobie naprzypominałam i cieszę się, że odkurzyłam wspomnienia. Szkoda, że tylko jeden dzień.
      Wracaj Miła, łono obszerne i łaskawe :-)

      Usuń
  9. Budapeszt urzekający. Pamiętam go z wycieczki na studiach. Piękne zdjęcia. Ściskam mocno z Krakowa

    OdpowiedzUsuń