piątek, 21 sierpnia 2015

Bujność późnego lata

Byłam pewna, absolutnie, że po trzytygodniowej nieobecności, w takie upały, wszystko będzie wysuszone i szeleszczące, że przywita mnie pustynia i step. Nic bardziej mylnego, totalne zaskoczenie. Wszystko w rozkwicie, przekwicie, owocowaniu. A po niewielkim deszczu, to co spadło z nieba, zanim wsiąknie w ziemię, już się podnosi w postaci białawego tumanu.
Przyjechałam późno, już zmierzch, kosić się nie da, czekam w tarasowym fotelu na perseidy, na rozejście się chmur. Perseid nie widać, nawet gwiazd ale nie jest to stracony wieczór.

Obudziłam się bardzo wcześnie rano - wyspana. Co tu robić z tak pięknie rozpoczętym rankiem? Poprzewracałam się w łóżku z pół godziny, ubrałam kalosze i kurtkę, wzięłam aparat i pooooszłam ... chociaż wschód słońca nie zapowiadał się fotogenicznie. I tu drugie zaskoczenie bo było pięknie.
Byłoby cudnie i doskonale gdyby nie psy, nie bezpańskie ale bezdomne. Dobre jest to, że się ich już tak bardzo nie boję, nie uciekałam, chociaż przyznaję skróciłam ten spacer z ich powodu - nie było przyjemnie. Zwłaszcza sunia - czarna, diaboliczna, wyłaniała się nagle z mgły i patrzyła na mnie tajemniczym, niezbyt przyjaznym wzrokiem. Chyba była z dzieckiem. Może i wymyśliłam to sobie ale dlaczego na fotkach, obok tej dużej, pojawiło się czerwone, ostrzegawcze światełko? One mnie nie bały się wcale, towarzyszyły mi, widoczne lub nie, przez cały spacer aż do furtki. Ale nie był to stracony ranek.

Gdy wracam po godzinie, w chatcie goręcej niż na zewnątrz. Więc otwieram drzwi i okno, zostawiając zasunięte zasłonki a sama z książką jeszcze na dłuższą chwilę do łóżeczka. A potem fotografuję tę bujność którą powoli, przez kilka dni, delikatnie i ostrożnie ujarzmiam, by dostać się do zbiorów i plonów.

15 sierpnia przerwa. Święto! I zdarzyła mi się cudowna przejażdżka przez moją, niemoją wieś. W kolorowym, rozśpiewanym i radosnym towarzystwie. To może też być znak!

 Bujności i obfitości też stopniowo coraz więcej na stole. A na częste sjesty i odpoczynki legowisko niedaleko, w cieniu domu i fotelisko na tarasie.

8 komentarzy:

  1. Cudnie u Ciebie Letnia Czarodziejko. :) Znowu nałapałaś światła, a od zdjęć bije jakieś ciepło, dobra energia, magia czy jak to tam nazwać. :) Są moje ulubione niebiesko-fioletowe kielichy wróżek.
    Pies skojarzył mi się z psem Baskerville'ów. :) Ciekawe, skąd ta czerwona plamka. Wygląda, jakbyś go miała na celowniku laserowym. :)
    Towarzystwo miałaś urocze, a suszy rzeczywiście nie widać. Czary! :)))
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem Czarodziejką Grażko ale czary się dzieją na mojej działeczce. Świetlne i świetlane czary mary. A kielichy wróżek to najłatwiejsze w uprawie pnącze, samo-siejne i samo-rosnące, Tylko w czas kierować wąsy na podpory.
      A wiesz, że ja też miałam takie skojarzenia? Ale nie celowałam i nie miałam złych zamiarów.
      Pozdrawiam mile.

      Usuń
  2. Dziękuję za odwiedziny w mojej nowej "chatce w sieci" :) Ja też wierzę w znaki, dobre przepowiednie, kiedy wszystko układa się tak jak powinno :) Uwielbiam Twoje zdjęcia, zawsze są przesycona atmosferą miejsca, które fotografujesz, jak na obrazach impresjonistów.... Chyba i ja dziś chwycę za aparat :)

    Takie późne lato/wczesna jesień to chyba moja najulubieńsza pora roku!!!

    Zdjęcia październikowych Tatr nie mogło zabraknąć na blogu :) Już jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogłam sobie odmówić i się oprzeć by zaglądnąć do Ciebie. Fotografuję sercem a nie głową, duszą a nie rozumem, emocją a nie techniką - oj, nie są to foty doskonałe ale moje.
      Moja najulubieńsza pora to październik, wtedy już po plonach, zbiorach, zabezpieczaniu na zimę - tylko grzybki, grzyby, mgły i pajęczyny
      Dziękuję za Tatry 2013, bez nich to nie byłaby Skarpa. Serdeczności Iwo!

      Usuń
    2. Nie dziękuj, ja też bym się bez tych Tatr obyć nie mogła :) To jeden z powodów, dla których wybudowaliśmy naszą chałupkę na Skarpie :)

      Sama technika jest bezduszna... na nic doskonały sprzęt i doskonały warsztat fotografa, kiedy nie umie uwiecznić MAGII. A Ty to umiesz Krystynko :)))

      Moją najulubieńsza porą jest późne lato/wczesna jesień, kocham końcówkę sierpnia, wrzesień i ciepły październik... te mgły na polach i złociste słońce... Teraz ten najulubieńszy, najukochańszy czas! :) Nie wiem czy w tym roku będą grzyby, bo strasznie sucho...

      Bardzo lubię, kiedy się do mnie mówi Iwa, skąd wiedziałaś? :)

      Usuń
    3. Łaskawa jesteś i hojna w komplementach, po prostu podobają Ci się zdjęcia niedoskonałe ale z duszą.
      Ja też jestem jesienna pani a już jesień na łonie natury to 'ech Ty życie' I ten czas dopiero przed nami. Nacieszajmy się nim na maxa.
      Nie wiedziałam, spróbowałam i cieszę się, że się udało. Pozdrawiam Cię Iwo!

      Usuń
  3. Dzień dobry, Krystynko! Z usmiechem oglądam Twoje zdjęcia. Śliczny wschód i mgły. Nawet psy dobrze sie komponuja z nastrojem. Naprawde wszystko u Ciebie cudnie obrodziło i wspaniaęł masz smakołyki na stole. od razu robie sie głodna.U mnie tez obrodziło. Podkarpacie jest pod tym wzgledem chyba wyjątkowe.
    Serdeczne pozdrowienia zasyłam i dobrego tygodnia Ci zycze!:-))*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczególnie zachwycają mnie wschody bo rzadko mi się udaje je oglądać, śpi mi się wtedy najlepiej.
      Obrodziło wyjątkowo, susza jakoś nie zepsuła efektu, może dlatego, że nie plewiłam i chwasty zatrzymały wilgoć :-) A może to zasługa podkarpackiej ziemi.
      Serdeczności gorące dla Was i waszej gromadki.

      Usuń