środa, 18 września 2024

Infinity?

Infinity to znaczy nieskończoność a co znaczy 88 czyli dwie nieskończoności, niechby i pionowe? Czy to znaczy absolutny koniec? Oczywiście, jak każda 77 latka (dwie kosy), czasem myślę o starości i śmierci. W roku moich 77 urodzin (i wieku śmierci mojej Mamy), postawiłam sobie cel, granicę i barierę - pożyć do 88 lat. Nie więcej i nie mniej. To zuchwałość ale może jakoś da się to zrobić? Narazie nie wiem jak. Wydaje mi się, że wystarczy nie mieć miejsca i czasu na smutki i depresje a mieć plany i marzenia na jeszcze 10 lat. Ochota jest - więc do dzieła! Na porannych spacerach z psem zaczynam wyszukiwać takie działki kwadrans spacerkiem od Rynku. Przystaję, focę i marzę. Wyszukuję takie zaniedbane i zarośnięte bo takie potrzebne mi są do marzeń.

Marzy mi się taki scenariusz: mieć 88 lat, usnąć i nie wstać. Odejść spokojnie we śnie, nie kłopotać nikogo. A dlaczego 88? Bo idąc na emeryturę w wieku 56 lat, po 32 latach pracy żartowałam sobie, że tyle też lat mam odebrać sobie na emeryturze. No i 88 to takie dwie pionowe nieskończoności. Nie będę już wtedy ani starką, ani staruszką ale staruszeczką, stareńką. No i w wieku 88 lat zmarł Alain Delon, idol mojej młodości, który tak mówił: A. Delon: "Opuszczam ten świat bez smutku. Życie już mnie nie pociąga, widziałem i przeżyłem wszystko. Nienawidzę obecnej epoki, mam tego dość" Ja nie nienawidzę nic i nikogo, nawet obecnej epoki, chociaż nie podoba mi się cyfryzacja i komputeryzacja, uzależnienie od mediów społecznościowych i komórek, betonoza i .....ale "życie już mnie nie pociąga," widziałam i przeżyłam wiele. 

Wolność czy swoboda, wolność a swoboda, wolność i swoboda a może wolno czy swobodnie. A może to jedno i to samo tylko od wschodu czy zachodu. Tak czy siak, okna na świat mam tu kolorowe i ciekawe. 

Materiał do przemyśleń. Kto jeszcze pamięta "17 mgnień wiosny" i Stirlitza? Ale w tym roku, obserwując wieloletnie, paliatywne odchodzenie Henia i Władzi, zmieniam zdanie. 88 to za dużo. Więc może 82 czyli czas pracy w RN, jeszcze 4 lata mobilizacji i większych pieniędzy. Więc już nie zarośnięte działki, czarowne ruinki. Teraz to co mam czyli trzy różne piecyki na ogień i zieleń dookoła. Reszta niech zostanie w sferze marzeń bo te też są potrzebne, gdy się już nie planuje. Chcesz rozśmieszyć Boga ......

środa, 11 września 2024

Na odrobek

Wiadomo było od końca sierpnia, że ja jadę na odrobek do Zoni, naszej bratowej a córka Asia i wnuk Maro do nas. I to wszystko miedzy 5 a 8 września, to znaczy od czwartku do niedzieli.

Więc w niedzielę 1 września przygotowanie gołębnika do noclegu gości, przekładanie materacy, świeża pościel a przede wszystkim lista spraw do zrobienia dla najmilszych by mieli udział w tej nieruchomości. W przerwach  sprawdzanie laptopa czyli słuchanie Magdy Umer i oglądanie budowy schronów w lasach. 

W czwartek 5 września - Asia i Maro dojechali do nas około 22.30 wiec tylko powitanie, przytulanie i ukokoszenie w gołębniku

W piątek 6 września - Wspólne śniadanie i o 10 tej przyjeżdża po mnie Zonia. Zostawiam listę zadań do wykonania na dwa dni, chociaż wracam jutro też o takiej porze czyli nie będzie mnie tylko lub aż przez dobę. Około trzynastej po Zonię przyjechała siostra i zostałam sama. Ale czas mi szybko minął, starsza pani niekłopotliwa bardzo, obiad przygotowany, między karmieniem, pojeniem, głaskaniem i słuchaniem miałam czas na łażenie, posiadywanie na ganku, dumanie i focenie.

A popołudniu przyjechali z przygodami najmilsi, pomóc przy kolacji i toalecie i pobyć w domu pod laskiem. Wymieniliśmy się słodyczami, wypiliśmy kawkę i herbatkę i już czas na pożegnanie do jutra. 

Doba w domu, pod lasem, przy łące uświadomiła mi po raz któryś, że na stare lata chcę i muszę ( i odwrotnie ) mieć swój kawałek ziemi do deptania boso po trawie i kawałeczek swojego nieba do gapienia się bezmyślnie. To akurat jest do zrealizowania nawet w promieniu kilkuset metrów od Rynku czyli kwadrans spacerkiem ale to już temat na innego posta.

Młodzi też nie próżnowali pod dowództwem Halinki ale zdjęć prawie nie robili, znalazłam tylko te trzy.

W sobotę 7 września - Wróciłam po śniadaniu i obeszłam gołębnik. Hurra, prawie wszystko z listy zrobione. Został tylko w gołębniku karnisz do poprawki, zawieszenie białego wieszaka i afisza powitalnego i zrobienie uchwytu do ramki, w której będzie portret rodzinny we wnętrzu. W izbie przywieszenie wieszaczka (z przygodami) i przerobienie szafki przy łóżku (też z problemami) a u Halinki i Henia ramka do obrazu z delfinami (z polotem). Miło patrzeć jak praca wre w rodzinnym kolektywie.

Zadania wykonane do popołudnia więc poszliśmy na wypasiony obiad do Crazy Pig, na mega zestaw żeberek, skrzydełek i ziemniaków po amerykańsku. Trzy osoby się najadły i jeszcze Maro zjadł na kolację a My resztę z ryżem nazajurz na obiad. Drogi to lokal ale dobrze wydane pieniądze.

Wieczorem odpoczynek, drobna kolacja i tradycyjne, rodzinne selfie. 

W niedzielę 8 września - Asia i Maro wyjeżdżają w samo południe, w domu będą po 19 tej.