Kilka podróży niedalekich, w ciepłe dni początku listopada. Niektóre kilkudniowe a niektóre jednodniowe ale każda pełna wrażeń i emocji, różnistych i rozmaitych ale w przeważającej ilości radosnych i pozytywnych.
Pierwszy pobyt - w miasteczku rodzinnym. Kilka dni od 1 listopada. Nie wszystkich świętych lubię i szanuję ale jest mój ulubiony święty Antoni, pokorny św. Franciszek, mądra św. Maria Magdalena i jeszcze kilkoro by się znalazło. Poranne spacery w mroźne poranki oczywiście z psinką i oczywiście w pobliżu cmentarza, sprzyjają zadumie o przemijaniu i potrzebności świętości.
Wczesnym popołudniem pielgrzymuję w religijnym pochodzie, spaceruję po cmentarzu, spotkam się z rodzinką. Tylko dlaczego we Wszystkich Świętych a nie w dzień Zaduszny? Dla mnie Dzień Zaduszny to właśnie najmocniejsza bliskość z Tym z Tamtego Świata. Choć może Ten i Tamten wcale się nie różnią tak w ogóle i energetycznie, tylko nasze cielesne postrzeganie widzi różnicę bo nie widzi całości.
Drugi - w swojej chatcie.
Też kilka dni i w planie zakończenie sezonu. Po drodze dwa króciutkie przystanki w Łańcucie na zwiedzanie wystawy poplenerowej i części parku pałacowego.
A na miejscu w dni słoneczne ostatnie prace czyli malowanie okiennic od południa, przycinanie i wycinanie łętów, spacery po lesie bo pięknie i zdrowo i dookoła wielkiej wody w odwiedziny u kaczek. Nasze nie odlatują do dalekich, ciepłych krajów? A może czują, że u nas jeszcze daleko do zimy.
W dni słoneczne i deszczowe i pochmurne czytanie przy nowym, niskim, południowym okienku w blasku słońca lub lampy. Albo na tarasie. Czasem palenie w piecu i gapienie się w ogień. Zawsze patrzenie przez okienko, wcale nie bezmyślne.
Trzeci to wizyta u Czesi w jej domku.
Prawie doba z obiadem, kolacją i śniadaniem u psiapsiółki Czesi, sympatycznej, życzliwej, serdecznej ale bez umiejętności wybaczania i odpuszczania. I w dodatku ma niesamowitą pamięć. Często myślałam, że moja słaba pamięć to wada ale teraz widzę, że to czasem błogosławieństwo. Ona pamięta każdą chwilę ze swojego długiego życia i nie waha się o tym opowiadać po wielokroć.
Jej domek jest piękny i czarowny i we wnętrzu i na zewnątrz. I tu się obie zgadzamy. Ale już w otoczeniu i sąsiedztwie to subiektywnie bo ja uważam, że jest ślicznie i uroczo a ona że źle, oszukańczo, perfidnie, podle, podstępnie .....
W niebie też może być piekło?
Czwarty u gościnnych jaworowych gospodarzy
Jeden dzień a właściwie kilka południowych godzin ale się działo!!! Ugościli mnie czym chata bogata. A bogata w drewno, przetwory owocowe i warzywne, widoki cudne, ciekawostki regionalne, mnóstwo serdeczności i życzliwości.
Na przykład lokalna kaplica w miejscu objawień Maryjnych, z miejscem kultu i wspaniałymi widokami bez ograniczeń dla myśli i zachwytów.
Droga do nich i od nich obfitująca w widoki i atrakcje, w mapach google godzina ale z przystankami na podziwianie i z lękiem przed serpentynami i jazdą w górę i w dół dwójką to trzy razy dłużej. To przecież Pogórze. A już karczmę "Pod semaforem" w Bachórzu nie sposób przegapić.
I wreszcie powrót do mieszkania, do domu, do siebie.
I tak zeszło prawie dwa tygodnie. Powrót na dwa dni do stagnacji i spokoju, ciszy i internetu, przelewów i blogów, systematycznego jedzenia, piżamowania całodziennego .....
A to dary z podróży na słodko, ostro, kwaśno i pikantnie od O i C. Mając takich znajomych nie musi się mieć ubezpieczenia :-)))
Ps. Nie mogłam się oprzeć, by sobie nie skopiować linka do posta Oli - TUTAJ
Oj Krysiu, podziwiam Ciebie za wszelakie wyjazdy.Ile w Tobie życia i energii.Twój domek jest w malowniczej krainie☺ i ten zalew ,jakże urokliwy.A gościnność zawsze się opłaca ☺☺Bogactwa natury masz na całą zimę☺☺Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńMam w sobie jakąś ciekawość, która mnie pcha w podróże, chociaż najbardziej jestem szczęśliwa sama w swojej chatcie. Mam tam wszystko co piękne i potrzebne: las, łąki, woda, chatta, kuchnia, kominek, łóżko, stół, fotel .... A mimo to, jak jestem w podróży, nawet małej, zawsze wracam wzbogacona.
UsuńMiłego czasu Danko
Kolejna odsłona chatty, w jesiennej tonacji i w mgle:-) błyszczy w słońcu nowymi kolorami, świeżymi farbami ... oj, pewnie i ja zabiorę się za swoją w przyszłym roku, impregnat nie jest wieczny; zaciekawiło mnie zdjęcie, to przy zapasach Oli spiżarni, jakby płotek wypełniony czarną ziemią, co to jest? może człowiek sam stwarza sobie piekło na ziemi, kiśnie w zamierzchłych pretensjach, żyje przeszłością; domek wymuskany, wnętrze też, a co w sercu? wczoraj plotłam leszczynowe płotki na podwyższone grządki, woziłam taczkami ziemię, praca fizyczna jest bardzo dobra na wszelkie umartwienia, i daje zdrowy sen, choć trochę bolą kości; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńI chyba tak zostanie na jakiś czas, bo schronisko kojarzy mi się z bezpiecznym miejscem w trudny czas. A o schronisko trzeba dbać, więc te prace konserwatorskie sprawiają mi przyjemność.
UsuńTeż pomyślałam, że to zmyłkowe zdjęcie, bo to jest resztka smakowitej szarlotki Oli. Zanim posmakowałam, zanim zjadłam, zanim wyciągnęłam aparat to został tylko płotek z ciasta na wierzchu, reszta blaszki zjedzona. Też myślę że i niebo i piekło jest tu na ziemi, tylko nie wiem czy to człowiek wybiera czy jest mu dane. Chociaż wiem, że wybaczania i nieosądzania można się nauczyć, choć to bolesne lekcje. Narazie tylko myślę o podwyższonych grządkach i w myślach widzę ogrodzenia z desek ale ten pomysł z plecionego płotka kupuję, czy to z leszczyny czy z wikliny. Ruch to zdrowie, choćby przedtem czy potem bolało.
Bardzo miło było nam Cię gościc u siebie Krystynko. Te kilka, wspólnych godzin przeleciało jak sen złoty. Dobrze jest pobyc razem, tak zwyczajnie, nie tylko blogowo. Popatrzeć na siebie, pośmiać sie, poopowiadać, ogrzać sie w cieple kuchennego pieca. Trzeba by to koniecznie za jakis czas powtórzyć!:-)
OdpowiedzUsuńO i C pozdrawiają Cię serdecznie z otulonego poranną mgłą domku pod lasem!:-))
I mnie było bardzo cudnie pobyć u Was, zobaczyć to o czym piszesz, te zmiany i ogrom prac które włożyliście by budynek stał się domem, przytulnym i bezpiecznym. I może teraz czas na rewanż? A może gwiaździste spotkanie jak wrocławscy blogowicze? Narazie np w Łańcucie z Wami i Marysią z Pogórza? Ale o tym wiosną. Pozdrawiam Was OC
UsuńPewnie, że trzeba będzie zorganizować jakieś następne spotkanie! Na sam myśl buzia mi sie śmieje.A poza tym dawno już w Łańcucie nie byłam!
UsuńOboje moc serdeczności Ci zasyłamy!:-)
Przygotujemy łagodnie Marysię, niech nabierze ochoty na takie spotkanie. A od Łańcuta do mnie już tylko 30 km !
UsuńOd nas do Łańcuta też ze 30 km. i Marysia też chyba nie ma daleko. A więc jakoś to zorganizujemy. W końcu żyje sie raz!:-))
UsuńO matko... to tutaj same moje krajanki?!
UsuńLubię okiennice w oknach i okna lubię... Spodobało mi się Twoje określenie - patrzeć przez okno wcale nie bezmyślnie :) To prawda. Dobre dni miałaś i dobrych życzę kolejnych. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDla mnie okiennice to uroda śródziemnomorska, tam wprawdzie to ochrona przed słońcem a u nas obrona przed włamywaczami. A okna to połączenie ze światem w bezpiecznym kokonie swojego miejsca.
UsuńDobre dni zawsze mile widziane!
Pellegrinko jesteś niesamowita z tym podróżowaniem. Jak Ty to ogarniasz? No, ale Żółty Żuczek chyba sam Cię prowadzi, a potem czeka, przycupnięty pod płotem, jak na fotografii tytułowej. Piękne to Twoje pdróżowanie:) xx
OdpowiedzUsuńTe podróże częściowo na pewno dzięki Kaczorkowi i skrzętnie to wykorzystuję, bo on już stareńki i jam niemłoda więc nie wiadomo jak długo jeszcze będzie z nas para. A wtedy przesiądę się na komunikację publiczną a on będzie odpoczywał na skraju w charakterze budki do czytania i drzemek w deszczowe dni, w stukocie kropli o blaszany dach.
UsuńAż mi się ciepło na sercu zrobiło, gdy oglądałam te zdjęcia. Bije z nich takie ciepło, taka przytulność rodzinnego domu. Aż mi się łza wzruszenia w oku zakręciła. Pięknie tam macie.
OdpowiedzUsuńPięć domów w dwa tygodnie a każdy jedyny w swoim rodzaju. Bo dom, jaki by nie był, to ciepło i bezpieczeństwo. Ciepło na sercu i łza w oku to dobre, miłe uczucia i za nie Ci dziękuję
Usuńale wycieczkę zaplanowłaś... też wedrowałam z Tobą. Dziekuję...
OdpowiedzUsuńTroszkę zaplanowałam, troszkę spontanu ale wyszło bardzo dobrze i miło. Tyle do wspominania na zimowe wieczory.
UsuńWspaniałe wędrówki. Życzę wielu, wielu udanych takich wypadów. Fotki przeurocze.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia zostawiam:-)
Oj udane bardzo i te dłuższe i te krótsze. Troszeczkę planu, troszkę spontanu, sprawny aparat i autko - ot i przepis. Serdeczności przesyłam
UsuńWyprawy ciekawe, pełne ciepła i miłości. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńNa inne się nie wybieram, muszą obiecywać atrakcje i przyjemności. Pozdrawiam Krysiu
UsuńDobrze, że Twoje życie nie jest monotonne.
OdpowiedzUsuńZwiedzasz, podróżujesz, wracasz do ukochanej Brzózy i jest pięknie🧡
Pozdrawiam serdecznie na miły dzień i kolejne udane jesienne 🍁🏵️🌤️☕🍰🙋
Czasem wolałabym by było bardziej monotonne ale wiem, że wtedy nie byłabym zadowolona więc póki życia póty wędrowania.
UsuńJak robisz te śliczne emotki, czy mój laptop tak potrafi?
Z telefonu💙💐
UsuńPodróże czy te mały czy te duże, z rodzinką, solo, czy ze znajomymi, albo do znajomych są zawsze piękne i wzruszające, a sfociane zachowują sentyment i pamiątkę z owego spotkania, do którego zawsze i w każdej chwili można wrócić:) Krystynko bardzo dobrze, że jesteś w ciągłej podróży, bo nie tak dawno Łódź, Warszawa, teraz rodzinne strony i wakacje objeżdżasz i Ferie , super tak podróżować w rożne strony :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Agnieszka - Łódź
Agnieszko, gdy się rzadko spotykamy emocje biorą górę i gadamy, przytulamy się, jemy, pracujemy i bawimy się razem, często zabraknie przestrzeni by to sfotografować. Ale gdy się uda radość jest pełna bo zostaje proteza i podpórka dla pamięci.
UsuńŁatwiej jest o czas do podróżowania gdy się już nie pracuje na etacie, dzieci odchowane. wnuki samodzielne - wystarczy chęć i kilka złotówek.
Serdeczności przesyłam
Wszystko u Ciebie takie uduchowione, piękne, nawet kontakty z bliskimi🥰😍
OdpowiedzUsuńJakie tam uduchowione, twardo stąpam po ziemi tylko staram się myśleć pozytywnie.
UsuńPiękny miałaś ten wyjazd, pełen zadumy, przyjacielskich spotkań. Uczta dla serca i oczu, ale w domu zawsze najlepiej, choćby w gościach było jak najlepiej, to nie ma jak swoje "piżamowo". Masz piękną cechę dostrzegania, że Twoja szklanka do połowy jest pełna. Smutno mi, gdy obserwuję ludzi zapiekających w swym wnętrzu stare urazy, którzy nie potrafią zobaczyć jak wiele wokół nich piękna, dobra i życzliwości. Z doświadczenia wiem, że często warto jest nawet nie zauważać czyiś fochów, much w nosie i uśmiechać się do tej osoby od ucha do ucha. W końcu utrzymywanie dobrych więzi zależy też od nas. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNawet z najwspanialszych podróży z radością wraca się do domu, dobrze mieć na podróże chęci i pieniądze ale pod warunkiem, gdy ma się gdzie wracać. Staram się Bożenko, być optymistką ale łatwiej mi to przychodzi na blogu niż w rzeczywistości. Każdy wie, że złość, nienawiść, urazy niszczą tego, kto to czuje bardziej niż tego do kogo się to czuje a mimo to bardzo trudno to odmienić, działa jakiś pęd do samozniszczenia. Oby nas to nie dotykało.
UsuńKrysiu, tak zaglądam do Ciebie po pewnym czasie, zobaczyć co odpisałaś na mój komentarz... a tu nie ma komentarza... cóż za gapa ze mnie. Pewnie jakimś cudem nie wysłałam po napisaniu, tylko przekliknęłam dalej :/ Kochana, więc teraz już tylko w kilku słowach zachwycę się Twoja wyprawą :)) Czytałam o niej i u Ciebie i u Olgi. Mieliście wspaniałe spotkanie, jak ja je lubię :)Miłe pogaduchy, zwiedzanie, spacery, wspólne picie herbatki i pyszne łasuchowanie... a i tyle pyszności w słoiczkach, które wróciły razem z Tobą do chatty... cudnie <3
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię serdecznie, Agness<3