czwartek, 15 marca 2018

Ni zima ni przedwiośnie

Chociaż nie chciało mi się ruszać z ciepłego, przytulnego mieszkanka, gdzie tylko moje obyczaje i zwyczaje, spanie z przerwami ale do oporu, gorące śniadanka, zielone zimowe zupki, żeberka na kolację, litr mleka o północy, usypianie nad ranem .... to minął już ponad miesiąc od ostatniej wizyty czy wizytacji na skraju. Czas sprawdzić jak się sprawuje moja chatta i jej otoczenie i wyruszyć na poszukiwanie tam śladów wiosny. Same przedwiosenne zielone zupki nie wystarczą, chociaż jest w nich por i brokuł, zielona szparagówka i szpinak. Ale chociaż odgrzewane coraz bardziej są smakowite, ich wygląd jakby wręcz przeciwnie, coraz mniej ponętny.

Jeszcze się dzień wahałam bo wabiły obszerne, wygodne fotele a zwłaszcza ten nowy nabytek biurowy. Bo teraz już nie tak .....

 ... ale tak !!!

Wyjechałam z miasteczka w deszczu i zapachu ciepłej ziemi. A na skraju zima. Woda w pojemnikach pozamarzana, dopiero po kilku godzinach uciuła się na herbatkę, chociaż na zewnątrz nawet +8 stopni w porywach. Troszkę przycinam winobluszcz, dowiaduję się jak to jest z klimą. Szukam śladów wiosny ale jedynymi są pąki przebiśniegów czyli śnieżyczek. Wracam do izby i rozpalam w kominku, by nagrzać i osuszyć izbę, dym z komina snuje się nisko, w izbie się zadymia, otwieram okna na oścież, by przewietrzyć.

Pora zrobić coś do jedzenia. Mam do dyspozycji jednopalnikową kuchenkę indukcyjną, gdy trzeba coś przygotować na szybko ale na niej nie grzeją moje patelnie. W płycie piecyka też ograniczenia bo tylko małe garnki i patelnie. A gdy chcę usmażyć coś na większej patelni, zostaje mi tylko stara, odzyskana po wielokroć, elektryczna kuchenka na tarasie, z jedną sprawną płytką grzewczą. Zapada zmierzch, zamarynowane wcześniej mięsko skwierczy i rozsiewa smakowity zapach nawet dla upośledzonego nosa. Jak się doda cebulkę to już ambrozja, ale dodaję jeszcze pokrojoną cukinię, pora i ziemniaczki. Jak pachnie! Jak smakuje!! Jest tego dużo, jutro dodam kaszę albo ryż a pojutrze makaron lub kluseczki. A jak jeszcze coś zostanie, zje się z chlebkiem. Przez pół roku lodówka niepotrzebna!!!

Mam 70 lat, budzę się rano i nic mnie nie boli! Czy to nie powód do radości? A że w izbie zimno, bo w nocy ogień wygasł, że krety psują mi trawnik, że droga rozjeżdżona i żywopłot pognieciony, że czekają wydatki na klimę - nic to. U mnie dobrze. Mam siłę by przyciąć łęty i badyle, które zimą obsypane śniegiem lub zmrożone stały dumnie i zdobiły a teraz sflaczałe i połamane szpecą. Czy to nie powód do zadowolenia? Chciałam wsadzić czosnek, przesadzić przebiśniegi  i mirabelkę ale ziemia zmrożona jak szkło, ani szpadel, ani pazurki ani łopatka nie przydały się na nic. Ale sekator i owszem więc przycięłam winobluszcz by doświetlić borówki i uwolnić furtkę. Czyż to nie powód do satysfakcji? Palę książki których już nawet wiejska biblioteka nie chce, głównie stare kucharskie z sycącymi zupami, tłustymi mięsami, zawiesistymi sosami ..... Jak bardzo kuchnia się zmieniła w pół wieku! Na zewnątrz słońce przygrzewa, ptaszęta wyśpiewują, w izbie ciepło od piecyka, budzą się muchy i biedronki. Czyż to nie powód do uśmiechu?
Spacery były krótkie, bo jakaś przedwiosenna ociężałość ciała i duszy mnie dopadła.

Ale jak trza to trzeba, lepiej późno niż wcale. Koniecznie trzeba pobielić pnie. Coś pomyliłam i wapno wyszło za rzadkie. Pomazałam pnie, trzeba będzie poprawić za kilka dni. Ledwo zdążyłam udokumentować dokonania, zaczął padać deszcz i zmywał świeżo pomalowane wapno. Nic to, ziemi wapno też się przyda.

Niewiele zrobiłam w trzy dni, w ten czas przełomu, większość czasu przesiedziałam i przeleżałam z "Latem leśnych ludzi" podczytując po kilka stron i słuchając ptasząt. Udało mi się wykopać kępkę przebiśniegów dla Czesi i przyciąć bukszpan.

Wracając zrobiłam pętelkę i wstąpiłam do Czesi. Pomogłam jej pozałatwiać pilne sprawy na poczcie, w aptece, w urzędzie i zrobiłyśmy wielgachne zakupy. Przenocowałam, pocieszyłam (mam nadzieję) ale nie pomogłam rozwiązać problemów i dylematów i nie pomogłam podjąć trudnych decyzji. Ja po prostu nie umiem i nie lubię udzielać rad, zwłaszcza w sytuacjach, których nie doświadczyłam.

Wreszcie wróciłam do siebie a tu stres. Przy bankowości internetowej jest taki moment, gdy pieniądze już znikły z lokaty a jeszcze się nie pokazały na koncie. Mam wtedy moment paniki a nawet więcej, bo czasem trwa to kilka godzin, czasem dobę a ja nerwowo sprawdzam na koncie co kwadrans, bo za małe mam doświadczenie, by ufać, że na pewno się pokażą i zamiast ulgi, gdy wreszcie są, czuję złość, bezsilność i bezradność. To taka kropla goryczy na końcu, by życie miało smak!!!
Ale już niezadługo wiosna i jej zwiastuny wokół.

21 komentarzy:

  1. Na zupkę chętnie bym się wprosiła... Mmmmmm...
    I tak z wielką przyjemnością patrzę, jak w codzienności można znaleźć tyle okazji do pięknych zdjęć. Uczę się obserwować świat z taką otwartością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadaj kiedy chcesz, zawsze robię zupę w wielkim garze.
      Swoją codzienność celebruję i utrwalam, by mieć co wspominać w gorsze dni. A w pięknych zdjęciach z niezwyczajnej codzienności TY Tino jesteś mistrzynią.

      Usuń
    2. Aż się wzruszyłam, jak tak miłe słowa przeczytałam.
      A tych gorszych dni - oby nie było :) Albo tak trochę, bo jak jest tylko dobrze, to przestaje się to doceniać.

      Usuń
    3. Mnie też zawsze wzruszają miłe słowa, zwłaszcza jak są bezinteresowne.
      Masz rację Tino, troszkę goryczki w potrawie, troszkę gorszych dni w życiu dla harmonii, równowagi i docenienie smaku życia.

      Usuń
  2. Błogo u Ciebie, spokojnie, przytulnie, pachnąco, apetycznie i ciepło. Ale to nie piecyki są źródłem tego ciepła, lecz Ty sama. Pozdrawiam Cię serdecznie, Krystynko!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie ogrzałabym izby nawet bardzo wielkim ciałem i gorącym sercem, piecyk zdecydowanie pomaga. Dzięki Olu za dobre słowa i za każdorazowe odwiedziny, taki gość to skarb. Gorące pozdrowienia.

      Usuń
  3. Piętnasty marca, to data, od której można 'grzebać ' w ziemi:-) Niestety ziemia u mnie zmrożona, dlatego wczoraj wybrałam się w las. Ogródeczek zaczeka na ciepłe dni. Pokazałaś takie ciepłe fotki, takie 'Twoje', jakby część Siebie nam ofiarujesz, a to piękne. Pozdrawiam ciepłym wiatrem znad Parsęty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie nie lepiej z ziemią, odmroziła się wprawdzie na głębokość dłoni ale zaraz ponownie zamarzła. Ja się nie martwię bo sieję i sadzą raczej ciepłolubne a na nie jeszcze nie czas. Ciepłe fotki na chłodne dni, mam teraz łaskawy czas.
      Popędziłam do mapy, to długa rzeka ta Parsęta, wije się i zakręca przez 140 km aż do Kołobrzegu. Pozdrowienia są ze źródeł czy z końcowego odcinka? Pozdrawiam

      Usuń
    2. Zdecydowanie Krysiu mam bliżej do źródła, niż ujścia Parsęty. U mnie ona jeszcze taka młoda, dzika i...piękna, niczym dziewczyna biegnąca do kochanka...zapatrzona, zaślepiona, nie patrzy na przeszkody. Serdeczności zostawiam.-)

      Usuń
    3. Źródła to moje ulubione cieki, zwłaszcza te dzikie i swawolne, pędzące przez łąki i zarośla gdzieś do niewiadomego im celu. Czasem myślę, że tak jak i MY w młodości. Pozdrawiam, u nas znowu śnieżnie

      Usuń
  4. To prawda zupki zielone tylko swieze dobrze wygladaja, ja nawet tej zielonosci niedogotowuje.
    Widze ze piekny masz rozmaryn w doniczce, zawsze mam jego duzo wokol, i w doniczkach, i w ogrodzie, i w bukietach, w kuchni uzywam jak szalona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też staram się nie dogotowywać Teresko ale problem w tym, że ja gotuję zupy w wielkim garze i rozgotowują się przy odgrzewaniu. Lubię rozmaryn za jego urodę ale niewiele go używam bo ma dla mnie za mocny smak i zapach. Ale aromatyzuję nim olej do smażenia.

      Usuń
  5. Krysiu ja nie mogąć doczekać się wiosny stworzyłam ją sobie na blogu:):):):)
    Super masz z tym domkiem,że możesz sobie tak jechać i właśnie szukać wiosny:)
    Ciesze się bardzo, że Ci zdrówko dopisuje:):
    Sciskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patko, zaraz popędzę zobaczyć jak wygląda Twoja wymarzona wiosna. Ja nie marzę ale szukam i znajduję jej nikłe jeszcze ślady.
      Ja też się cieszę, zdrówko najważniejsze, już Kochanowski to wiedział.
      "Szlachetne zdrowie,
      nikt się nie dowie jako smakujesz.
      aż się zepsujesz ..."

      Usuń
  6. Wzruszyłam się tymi słowami, że wstajesz i nic Cię nie boli.Cieszysz się, bo życie jest radością. Ponadto Twoja pracowitość jest zaskakująca, bo niewiele młodych jest tak obowiązkowych, a Ty wykorzystujesz każdy promyk ciepła.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy powiadają, że to powód do zastanowienia, czy się jeszcze żyje. A czy życie jest radością? Chciałabym to wiedzieć i w to wierzyć, radosne są tylko chwile w życiu. Pozdrowienia ślę, wpadnę do Ciebie za chwilę.

      Usuń
  7. Mnie ostatnio bolało w krzyżu, bo fotografowałam sarenki za oknem, i tak się przechylałam, tak wyginałam, że strzeliło w boku. Potem przewrócić się w nocy z boku na bok, to już katorga, ale parafrazując Twoje słowa, że wstajesz i noc nie boli, mnie bolało, tzn, jak niektórzy mawiają, że czuje się wtedy, że żyje:-)
    Zima nas dopadła, zwierzynie źle, my jakoś przeżyjemy, gorzej tej ciepłolubnej ptaszynie.
    Jakżesz czekam ciepła i wiosny, nasypało nam śniegu, kiedy to stopnieje?
    Pozdrawiam serdecznie, z nadzieją w sercu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, to żartobliwe porzekadło, że jak nie boli przy wstawaniu to nie żyjesz, coraz się uaktualnia, teraz dotyczy tych po 80 siątce :-)
      Ten śnieg pod koniec marca wcale niepotrzebny, ziemia znowu nie do uprawy, ptaki i zwierzyna rozbudzone wiosennie ale mam nadzieję, że to już ostatni atak złości Pani Zimy. Niech tak się stanie, pozdrawiam najmilej.

      Usuń
  8. Zawsze podziwiam Twoje wyprawy do chatty w tak niesprzyjających warunkach. Nadawałabyś się na obóz survivalowy :-). Na szczęście wiosna już niedaleko i zaraz zaczniemy kopanie, sianie i plewienie. Uściski !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tak niesprzyjających warunkach to jest przygoda i wyzwanie, nadawałabym się do dzikich bab, jest taka grupa.
      Jak tak piszesz Aniu to nie spieszy mi się do wiosny.

      Usuń