czwartek, 27 wrze艣nia 2018

Po偶egnanie lata!

znowu tak si臋 uda艂o, 偶e tydzie艅 by艂am na skraju a by艂 to ostatni tydzie艅 lata i uda艂 si臋 nadzwyczaj ciep艂o i s艂onecznie. By艂o winobranie i grzybobrania, poranne spacery w resztkach mg艂y i rosy, 艂owy z aparatem na paj臋czyny i kolory. 

I go艣cie, czasem nieoczekiwani. I przygody by艂y niemi艂e ale dobrze si臋 ko艅cz膮ce, bo gdy z fasonem i pe艂nym samochodem zajecha艂am przed bram臋, okaza艂o si臋, 偶e zapomnia艂am kluczy. Ju偶 ze trzy lata mi si臋 to nie zdarzy艂o. No c贸偶, wr贸ci艂am do mieszkania (ponad 50 km), wzi臋艂am klucze i jeszcze ksi膮偶ki, patelni臋, po艣ciel i pojecha艂am z powrotem. Kosztowa艂o mnie to troch臋 nerw贸w, benzyny i czasu. Tym razem bez przeszk贸d wjecha艂am na dzia艂k臋 a tam na tarasie niespodziewany go艣膰. Wcale nie ucieka艂o male艅stwo. Zebra艂am go delikatnie i wypu艣ci艂am za ogrodzeniem, pewnie i tak wr贸ci艂 na dzia艂k臋 ale ju偶 nie na taras. Czy kto艣 wie, co to za zwierz i czy rzeczywi艣cie male艅stwo? Potem rozpakowa艂am autko z klamot贸w, koszyczk贸w, toreb i siatek a na ko艅cu, prawie wieczorem, znalaz艂am zapasowe klucze, kt贸re ca艂y czas by艂y w autku gdy ja kursowa艂am tam i z powrotem.

Nazajutrz by艂o winozbieranie, bo grona ju偶 dojrza艂e, s艂odkie i nabrzmia艂e sokiem. Zrobi艂am b艂膮d i w tym samym dniu obra艂am je z szypu艂ek. I chocia偶 okry艂am wiadra z gronami, 艣ciereczkami i firank膮 zwiedzia艂y si臋 o nich muszki oct贸wki i trzeba by艂o znowu szybko jecha膰 do mieszkania bo tam wiadro fermentacyjne z rurk膮. Wi臋c znowu jazda tam i z powrotem ale za to winko ju偶 fermentuje a ja ca艂y pozosta艂y czas na skraju, mog艂am przeznaczy膰 na grzybobrania i spacery.
Pierwsze grzybozbieranie te偶 by艂o z przygodami bo wsta艂am rano z lekkim b贸lem nogi, co mnie nie zmartwi艂o bardzo, bo w moim wieku zdarza si臋 to wcale nie rzadko. No i las niedaleko. W dodatku po 艣niadaniu noga jakby przesta艂a bole膰 wi臋c wzi臋艂am koszyk, no偶yk, kapelusz, kanapk臋, butelk臋 wody, aparaty i w drog臋. Przez godzin臋 spacerowa艂am i ledwo kilka podgrzybk贸w telepa艂o si臋 na dnie koszyka. S艂o艅ce coraz mocniej przygrzewa艂o, noga zacz臋艂a mnie znowu bole膰 bo chocia偶 chodzenie po lesie to powolny spacer i chocia偶 patrzy si臋 pod nogi to skupienie jest na wyszukiwaniu grzybk贸w a noga co i raz potyka si臋 o wystaj膮ce korzenie, upad艂e konary i  ga艂臋zie, nier贸wno艣ci gruntu i faktury bo raz do艂ek a raz wy偶ynka, raz twardy korze艅  raz mi臋ciute艅ka k臋pka mchu. Usiad艂am na pie艅ku by zdecydowa膰 czy i艣膰 dalej czy wraca膰. S艂o艅ce przypieka艂o coraz bardziej, podwin臋艂am podkoszulek, wachlowa艂am si臋 kapeluszem i zdecydowa艂am, 偶e wracam. Wsta艂am i klapn臋艂am na pieniek bo noga zasiedziana troszk臋, zabola艂a bardzo mocno. Zdecydowanie wracam ale dwie nast臋pne pr贸by ruszenia, si臋 nie powiod艂y, noga mnie nie s艂ucha艂a. Wpad艂am w panik臋, wok贸艂 偶ywego ludzia w zasi臋gu wzroku i s艂uchu, od domostw godzina spaceru. Oddychaj, oddychaj! Przecie偶 mam telefon. Ale do kogo zadzwoni膰 i jak okre艣li膰 gdzie jestem. Oddychaj, oddychaj! Przecie偶 jest numer 112 i jest wczesne dopo艂udnie, mam czas na panik臋. Ale s艂o艅ce coraz mocniej przygrzewa, woda w butelce si臋 ko艅czy, nast臋pne pr贸by wstania nieudolne, decyduj臋 zadzwoni膰 pod 112, trzeba przecie偶 kiedy艣 przetestowa膰 ten wariant pomocy zw艂aszcza starym, chorym i zagubionym. Wyci膮gam telefon i pr贸buj臋 wyszuka膰, pod jak膮 nazw膮 zapisa艂am ten alarmowy numer. Nie znajduj臋 wi臋c chyba po prostu wpisz臋 112. I w tym w艂a艣nie czasie m贸j wzrok przenosi si臋 z telefonu na wprost, gdzie ju偶 patrzy艂am kilka razy ale tym razem widz臋 dorodnego chocia偶 niewielkiego podgrzybka. Wstaj臋 bezmy艣lnie, by go sfotografowa膰 a tu偶 obok widz臋 dwa wi臋ksze wi臋c i je foc臋. I nagle dochodzi do mnie, 偶e wsta艂am, przesz艂am kilka krok贸w, przykucn臋艂am i znowu wsta艂am i noga mnie s艂ucha. Nie podskoczy艂am z rado艣ci, ostro偶nie wyci臋艂am grzybki z pod艂o偶a, znalaz艂am jeszcze w zasi臋gu wzroku mojego ulubionego szmaciaka a jest to okaz rzadki i spokojnie wr贸ci艂am do chatty. C贸偶, tym razem nie 'uda艂o' mi si臋 przetestowa膰 jak dzia艂a ten numer.

Nast臋pne grzybozbierania ju偶 bez przyg贸d ale te偶 bez obci膮偶enia tzn bez aparatu, wody, kanapki, owoc贸w. Codziennie p贸艂 koszyczka grzybk贸w, w sam raz na dwa, trzy sita suszarki. I ju偶 nie trzy razy dziennie jak dawniej bywa艂o ale raz dziennie, za to na dwie, trzy godzinki.

By艂o postanowienie, 偶e nast臋pnego ranka wyruszam do lasu wcze艣niej a nawet przed 艣niadaniem ale gdy wsta艂am zmieni艂am szybciutko plany bo jeszcze resztki mg艂y i rosy w promieniach wschodz膮cego s艂o艅ca zwiastowa艂y cudne paj臋czynki. Wi臋c posz艂am na 艂膮ki ubrana byle jak ale z aparatem. Wr贸ci艂am zm臋czona i g艂odna ale zadowolona, dopiero gdy spodnie przemoczone do kolan, buty i skarpety zupe艂nie. Po powrocie przebra艂am si臋 w suche i waln臋艂am pod ko艂derk臋 z aparatem. No c贸偶, nie jestem z nich zadowolona, oczy widzia艂y diamenty i brylanty w ka偶dej kropli a na zdj臋ciach na paj臋czynkach fa艂szywe, matowe pere艂ki. Czy obiektyw brudny czy co? A do lasu te偶 posz艂am ale p贸藕niej i bez aparatu.

Po wczorajszym, wieczornym deszczu te偶 rano wysz艂am na spacer ale tym razem nie na 艂膮ki tylko w najbli偶sz膮 okolic臋. Tu te偶 pi臋knie i ciekawie.