Mimo nieciekawej pogody, by艂 jeden zach贸d s艂o艅ca tak widowiskowy i tak zmienny, 偶e oczywi艣cie w ci膮gu p贸艂 godziny zrobi艂y艣my kilkadziesi膮t zdj臋膰. Podobnie jak nazajutrz wieczorem ogie艅 ogniska. Tyle, 偶e w trakcie zachodu zmiany by艂y jednostajnie, cho膰 nieprzewidywanie zmienne a ogie艅 w ogniska nagle, gwa艂townie cho膰 tak偶e nieprzewidywanie zmienny. S艂o艅ce ta艅czy艂o poloneza a ogie艅 polk臋 lub kankana.
Kilka dni, ju偶 jesiennych sp臋dzi艂y艣my na skraju, w oczekiwaniu na grzyby i ich wysyp ..... ale na pr贸偶no. Z dwugodzinnego spaceru po lesie przynios艂y艣my garstk臋, kilka, w tym jeden znalaz艂am ja a reszt臋 Przyjaci贸艂ka. Ale by艂a jajecznica z grzybami i sosik, dla dw贸ch, spragnionych le艣nych smak贸w kobiet.
By艂o bliskie a nawet bardzo bliskie spotkanie z gadem, zdj臋cia s膮 g艂贸wnie Cyreny bo mnie gady raczej zbrzydzaj膮 a j膮 fascynuj膮. Czy to zaskroniec?
Ogie艅 to moje uroczysko, bardziej ni偶 chatta, las i 艂膮ki. By艂y dwa wieczorne ogniska i jedno, pierwsze rozpalenie piecyka po lekkiej dostosowawczej modernizacji. Do艣膰 powiedzie膰, 偶e cel modernizacji zosta艂 osi膮gni臋ty, komin nagrzewa si臋 jak trzeba a i ceglana 艣cianka izoluj膮c piecyk od wej艣cia, doskonale spe艂nia rol臋 suszarki, co udowodni艂a wysuszaj膮c mokre z deszczowego spaceru spodnie, bluzy i podkoszulki. Z przej臋cia zapomnia艂am uwieczni膰 na fotkach to podnios艂e zdarzenie ale za to przy ognisku zrobi艂y艣my foto-sesj臋 ognia.
W drodze powrotnej wst膮pi艂y艣my do zajazdu Dymarki, skuszone zas艂yszan膮 wiadomo艣ci膮, 偶e podobno by艂y tam niedawno rewolucje kuchenne Magdy Gessler. To prawda, by艂y w sierpniu, lokal nazywa si臋 teraz Wypas. Dobrze 偶e nie Full wypas, bo 偶adnego wypasu tam nie skosztowa艂y艣my. Przystawka w postaci ziemniaka z sa艂atk膮 nie powala, ziemniak gotowany a nie pieczony i podane to na zimno. A poniewa偶 pikantne to by艂o danie, zam贸wi艂y艣my ros贸艂 spodziewaj膮c si臋, 偶e b臋dzie to s艂ynny, esencjonalny i pe艂en smak贸w ros贸艂 pani Magdy G. Pora偶ka ca艂kowita, cienka zupka z marchewk膮, chyba z kupnym makaronem. Natomiast wystr贸j przyjemnie zaskakiwa艂, mia艂am w pami臋ci mn贸stwo poupinanych firanek, aba偶urk贸w, serwetek i szmat wszelakich a zasta艂y艣my surowe, drewniane 艂awy, proste bie偶niki, tapet臋 cudnie udaj膮c膮 tkane we艂niaczki i szmaciaczki, lampy z balon贸w na wino, jarzyny i owoce w obfito艣ci w prostych, drewnianych skrzyniach.
Oko艂o godziny 16 tej, w sobot臋, by艂y艣my jedynymi go艣膰mi. Czy偶by rewolucja si臋 nie uda艂a?
A jak si臋 nazywa ten jesienny niby podbia艂, te s艂oneczne pompony kt贸rych mn贸stwo na mojej dzia艂ce i dooko艂a?